We wtorek wieczorem (19.12) Sejm głosami koalicji rządzącej przyjął uchwałę ws. "przywrócenia ładu prawnego oraz bezstronności" m.in. Telewizji Polskiej. Zamiast wziąć udział w głosowaniu, większość posłów PiS zjechała się w tym czasie do siedziby TVP przy ul. Woronicza w Warszawie.
Podczas zaskakującego partyjnego zgrupowania w siedzibie stacji, głos zabrał prezes Prawa i Sprawiedliwości. Jarosław Kaczyński nagle dał się poznać jako... obrońca demokracji, stwierdzając, że "nie ma demokracji bez pluralizmu mediów, bez silnych mediów antyrządowych".
Okazuje się, że teraz funkcję krytyków rządu ma pełnić TVP, która przez poprzednie osiem lat służyła za tubę propagandową rządzącej Zjednoczonej Prawicy. Mówiąc o demokracji, politykowi nie przeszkadza najwyraźniej fakt, że chodzi o medium publiczne, które próbuje zawłaszczyć i utrzymać jako narzędzie walki politycznej.
– W każdej demokracji muszą być silne media antyrządowe. Tak się składa, że w Polsce to są media publiczne i to się w najbliższej perspektywie nie zmieni. W związku z tym musimy tych mediów bronić, właśnie dlatego, że bronimy demokracji, bronimy prawa obywateli do dostępu do informacji – apelował do partyjnych kolegów i widzów Telewizji Polskiej Kaczyński.
Po burzliwej przemowie szef PiS ujawnił też nowy plan na "obronę" stacji. Kaczyński zapowiedział, że politycy Prawa i Sprawiedliwości będą robili dyżury po 10 osób w TVP.
Póki co, nie wiadomo, którym z posłów jako pierwszym przypadł ten "zaszczyt". Jak poinformował TVN24, możliwe, że 74-letni prezes PiS sam spędził minioną noc w stacji. Po wystąpieniu byłego wicepremiera przed kamerami TVP, obecni w siedzibie politycy zaczęli skandować "wolne media".