W środę 20 grudnia Sąd Okręgowy w Warszawie wydał wyrok w sprawie apelacyjnej dotyczącej działań Mariusza Kamińskiego oraz Macieja Wąsika w tzw. aferze gruntowej z 2007 roku. Sprawa toczyła się przed wymiarem sprawiedliwości pomimo kontrowersyjnego aktu łaski ze strony prezydenta Andrzeja Dudy i właśnie zakończyła... wyrokiem skazującym wiceprezesa PiS i jego współpracownika na dwa lata pozbawienia wolności.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Sąd kończy prawomocnym wyrokiem aferę gruntową. Dwóch posłów PiS straci dzisiaj mandaty" – poinformował w mediach społecznościowych poseł Roman Giertych z Koalicji Obywatelskiej, który ogłoszenie wyroku śledził osobiście na sali Sądu Okręgowego w Warszawie.
W ten sposób parlamentarzysta skomentował fakt, iż toczący się przed tą instytucją proces apelacyjny dla Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika zakończył się wyrokami skazującymi. Obaj politycy Prawa i Sprawiedliwości zasądzono takie same kary – dwa lata pozbawienia wolności oraz zakaz zajmowania stanowisk kierowniczych w instytucjach publicznych przez 5 lat. SO w Warszawie nie skorzystał z możliwości zawieszenia wyroku.
To kolejny etap jednej z najbardziej kontrowersyjnych spraw sądowych w historii Polski. Warszawski SO apelację w sprawie tzw. afery gruntowej z 2007 roku rozpoznał po wcześniejszym wyroku Sądu Najwyższego, który w czerwcu finalnie orzekł, iż ułaskawienie osób nieprawomocnie skazanych przez prezydenta nie rodzi skutków prawnych.
Tymczasem od objęcia Kamińskiego i Wąsika aktem łaski na takich warunkach swoją prezydenturę w 2015 roku rozpoczął Andrzej Duda. – Ta sprawa była nieprawdopodobnie niszcząca dla wymiaru sprawiedliwości i jeśli mamy budować dobry obraz wymiaru sprawiedliwości w Polsce, postanowiłem uwolnić wymiar sprawiedliwości od tej sprawy – tak prezydent tłumaczył decyzję ogłoszoną już na etapie, w którym obaj politycy PiS mierzyli się jedynie z pierwszym, nieprawomocnym orzeczeniem.
Myli się ten, kto sądzi, że środowy wyrok kończy ze wszystkimi wątpliwościami w tej historii. Prawnicy już na długo przed dzisiejszą rozprawą gorąco spierali się, jakie będą faktyczne skutki wyroku skazującego.
Część karnistów prezentuje stanowisko, według którego nic nie powinno przeszkodzić w wygaszeniu Kamińskiego i Wąsika mandatów poselskich, ale już w przypadku wykonania kary dopiero teraz – po uprawomocnieniu się wyroku – zaczyna obowiązywać prezydencki akt łaski. A to oznaczałoby, że pomimo skazania wiceprezes PiS i jego najwierniejszy współpracownik za kraty nie trafią.
Pojawiają się też głosy, iż prezydent Duda może kolejny raz ułaskawić Kamińskiego i Wąsika – tym razem już skutecznie. Prawomocnie skazani politycy PiS mają teraz również możliwość wniesienia kasacji do Sądu Najwyższego.
Co to jest afera gruntowa? O to chodzi w sprawie Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika
Jak wielokrotnie wyjaśnialiśmy już w naTemat.pl, "afera gruntowa" to potoczna nazwa skandalu korupcyjnego, który wybuchła latem 2007 roku, gdy Prawo i Sprawiedliwość po raz pierwszy było u władzy.
Mariusz Kamiński kierował wówczas Centralnym Biurem Antykorupcyjnym, które rozpoczęło prowokację mającą zakończyć się wręczeniem kontrolowanej łapówki za odrolnienie działki w Muntowie. Do jej wręczenia ostatecznie nie doszło z powodu przecieku demaskującego akcję.
Afera gruntowa na niwie politycznej zakończyła się dymisją wicepremiera Andrzeja Leppera. Ostatecznie przyczyniła się do rozpadu koalicji PiS, Ligii Polskich Rodzin i Samoobrony.
Jeśli natomiast mowa o płaszczyźnie prawnej, to już w pierwszej instancji sąd uznał, że CBA podżegało do korupcji i nie było podstaw prawnych oraz faktycznych do wszczęcia operacji ws. odrolnienia. To Kamiński miał zaplanować i zorganizować akcję i zlecić wprowadzenie w błąd Andrzeja K.
Jak w 2015 roku komentował w naTemat.pl Krzysztof Majak, "sąd uznał, że akcja CBA była amatorszczyzną, która naruszała konstytucję". Sprawę w pierwszej instancji prowadził sędzia Wojciech Łączewski, który przy ogłoszeniu wyroku wymownie zauważył, że trzeba zwalczać korupcję w Polsce, ale nie naruszając prawa samemu.