Na pokładzie samolotu krajowego lotu po Tajlandii, jeden z pasażerów został oblany przez stewardessę gorącą kawą. Mężczyzna doznał oparzeń drugiego stopnia, jednak nikt z obsługi nie zaproponował mu pomocy. Po wylądowaniu musiał udać się do szpitala.
Reklama.
Reklama.
Podczas lotów samolotami liczymy się z tym, że w trakcie rejsu mogą nas spotkać pewne nieprzyjemności. Za mało miejsca na nogi, współpasażerowie nierozumiejący czym jest nasza przestrzeń osobista, zbyt niska lub zbyt wysoka temperatura na pokładzie... Można tak mnożyć i mnożyć. Jednakże mało kto z nas spodziewa się, że zostanie oblany wrzątkiem przez obsługę. A jakby tego było mało, że nie zostanie nam udzielona pomoc.
Do takiego incydentu doszło bowiem podczas lotu krajowego z Bangkoku do Chiang Mai linią Thai Airways. Jeden z pasażerów został oblany przez stewardessę kawą, która miała być podana jego sąsiadowi. W wyniku kontaktu wrzątku ze skórą mężczyzna doznał poparzeń drugiego stopnia, jednak nikt z załogi nie zaoferował mu pomocy.
Swoją historię opisał w poście na Facebooku, w którym opowiedział, co mu się przytrafiło. Mężczyzna siedział na środkowym miejscu, a jego sąsiad siedzący pod oknem postanowił zamówić sobie kawę. Kiedy stewardessa chciała mu ją podać, niechcący wylała na autora posta filiżankę pełną wrzątku. Spowodowało to poważne oparzenia jego ramion i innych części ciała.
Jak podaje portal Bangkok Post, kawę podawano ręcznie, a nie, jak to zwykle bywa, na tacy. Pasażer twierdzi także, że personel pokładowy nie udzielił mu pierwszej pomocy, a jedynie... zalecił mu oblanie się zimną wodą ze zlewu w pokładowej łazience.
Po wylądowaniu personel Thai Airways również nie był zainteresowany poszkodowanym. Dopiero władze lotniska zorganizowały przewiezienie go do szpitala, gdzie udzielono mu pomocy z powodu odniesionych obrażeń.
Jak relacjonuje pokrzywdzony, do odpowiedzialności od obsługi bardziej poczuwał się inny pasażer, który zamówił kawę i towarzyszył mu nawet w drodze do szpitala. Twierdzi także, jeszcze w trakcie lotu obsługa poinformowała go, że nie będzie mógł ubiegać się o odszkodowanie, ponieważ na pokładzie nie ma kamer, a zatem nie ma dowodu.
Ostatecznie jednak linie przeprosiły podróżnego i obiecały, że pokryją koszty jego leczenia w szpitalu.