nt_logo

Ten atak zaskoczył świat. Dlaczego Amerykanie i Brytyjczycy uderzyli w Huti w Jemenie?

Katarzyna Zuchowicz

12 stycznia 2024, 13:37 · 4 minuty czytania
Atak nastąpił o północy czasu polskiego. Był nagły, niespodziewany. Wstrząsnął światem, wywołał strach przed eskalacją na Bliskim Wschodzie i zapewne zaskoczył niejednego przeciętnego Kowalskiego w wielu krajach. Dlaczego Amerykanie i Brytyjczycy zaatakowali akurat w Jemenie, który od 2015 roku zmaga się z wojną domową i kryzysami humanitarnymi? Kim są Huti, w których uderzono i co tam się w ogóle dzieje?


Ten atak zaskoczył świat. Dlaczego Amerykanie i Brytyjczycy uderzyli w Huti w Jemenie?

Katarzyna Zuchowicz
12 stycznia 2024, 13:37 • 1 minuta czytania
Atak nastąpił o północy czasu polskiego. Był nagły, niespodziewany. Wstrząsnął światem, wywołał strach przed eskalacją na Bliskim Wschodzie i zapewne zaskoczył niejednego przeciętnego Kowalskiego w wielu krajach. Dlaczego Amerykanie i Brytyjczycy zaatakowali akurat w Jemenie, który od 2015 roku zmaga się z wojną domową i kryzysami humanitarnymi? Kim są Huti, w których uderzono i co tam się w ogóle dzieje?
USA i Wielka Brytania zaatakowały Huti w Jemenie. Dzień wcześniej w Sanie odbyły się pro-palestyńskie manifestacje. fot. MOHAMMED HUWAIS/AFP/East News

Świat może być zaskoczony, ale działalność wspieranych przez Iran rebeliantów z Huti w Jemenie, którzy kontrolują stolicę i północny-zachód kraju, od miesięcy spędzała sen z powiek na międzynarodowych salonach.


Dali o sobie znać w październiku 2023 roku, po wybuchu wojny Izraela z Hamasem. Ruch Huti wprost ogłosił wtedy, że będą atakować wszystkie statki na Morzu Czerwonym płynące do Izraela, dopóki Izrael nie wstrzyma ofensywy w Strefie Gazy. A media szybko zaczęły donosić o atakach pobliżu cieśniny Bab al-Mandab na statki pod banderą Hongkongu, Malty, czy na norweski tankowiec.

To z ich powodu Międzynarodowy Port Aszdod, największy izraelski port towarowy, ostrzegał potem, że ataki rakietowe jemeńskich rebeliantów na statki w regionie stanowią poważne zagrożenie dla handlu międzynarodowego, wiele firm frachtowych zawiesiło transport towarów tym szlakiem, a w grudniu koncern naftowy BP czasowo wstrzymał wszystkie dostawy ropy naftowej przez Morze Czerwone.

O rakietach i dronach wystrzeliwanych z terytorium Jemenu grzmieli Amerykanie. Ich marynarka wojenna już w październiku zestrzeliła cztery pociski manewrujące i kilkanaście dronów, które – jak podejrzewano – mogły być skierowane w stronę Izraela. Prezydent Joe Biden nakazał wówczas zwiększenie sił lotniczych i morskich w rejonie Bliskiego Wschodu.

Prawdopodobnie z powodu jednego z takich dronów izraelska armia pierwszy raz od wybuchu wojny użyła wtedy systemu obrony powietrznej "Strzała 2".

Takie jest ogólne tło tego, co wydarzyło się w nocy z 11 na 12 stycznia. Bezpośrednio atak Amerykanów i Brytyjczyków na Huti w Jemenie poprzedziły jednak wydarzenia z 9 stycznia.

Amerykańskie i brytyjskie okręty na Morzu Czerwonym zestrzeliły wówczas 21 dronów oraz pocisków manewrujących i balistycznych, które ruch Huti wystrzelili w kierunku statków handlowych. Był to największy taki atak do tej pory.

Atak Amerykanów i Brytyjczyków na Huti w Jemenie

Prezydent USA ogłosił w nocy, że akcja uderzenia w Huti to bezpośrednia odpowiedź na bezprecedensowe ataki wymierzone w międzynarodowe statki na Morzu Czerwonym, które m.in. "zagrażają handlowi i wolności żeglugi".

Atak nastąpił o północy czasu polskiego. Amerykańska armia potwierdziła, że zaatakowano ponad 60 celów, wśród nich m.in.: ośrodki dowództwa, magazyny amunicji, miejsca produkcji broni.

Wsparcia udzieliła Australia, Bahrajn, Kanada i Holandia. W atakach uczestniczyli Brytyjczycy.

"W ostatnich miesiącach milicja Huti przeprowadziła serię niebezpiecznych i destabilizujących ataków na żeglugę handlową na Morzu Czerwonym, zagrażając statkom brytyjskim i innym międzynarodowym, powodując poważne zakłócenia na ważnym szlaku handlowym i podnosząc ceny towarów. Ich lekkomyślne działania narażają życie na morzu i pogłębiają kryzys humanitarny w Jemenie" – przekazał premier Wielkiej Brytanii Rishi Sunak. Tutaj pisaliśmy więcej o samej operacji.

Co jednak dalej?

Grzmią o brutalnej agresji i karze

Hamas grzmi, że te ataki będą miały reperkusje. Jemeńskie siły zbrojne – że to "haniebna i brutalna agresja na Jemen, która nie odwiedzie ich od wspierania narodu palestyńskiego". Według nich na Sanę oraz kilka innych prowincji przeprowadzono 73 naloty.

"Agresorzy amerykańscy i brytyjscy ponoszą pełną odpowiedzialność za swoją zbrodniczą agresję przeciwko naszemu narodowi jemeńskiemu. Nie pozostanie ona bez odpowiedzi i kary" – odgrażają się.

Irańskie MSZ grzmi zaś, że to "oczywiste naruszenie suwerenności i integralności terytorialnej Jemenu". Z kolei Rosja zażądała pilnego spotkania Rady Bezpieczeństwa ONZ. A w arabskich mediach społecznościowych się gotuje.

Jedni piszą, że Stany Zjednoczone i Wielka Brytania popełniły wielki błąd, bo atak obudzi Iran, a jego konsekwencje poniosą zwykli ludzie. "Jemen nie zaatakował USA ani Wielkiej Brytanii. Nikogo nie zabił", "Jemen nie wyrządził żadnej szkody ani nie zagroził życiu żadnemu żołnierzowi brytyjskiemu, ani amerykańskiemu" – taka przewija się narracja.

Inni krzyczą, że Huti to nie jest rząd Jemenu.

A są i takie głosy, jak ten, Jemeńczyka mieszkającego w Europie: "Moja rodzina jest bezpieczna, ale Jemen nie. Ci islamistyczni terroryści w dalszym ciągu narażają życie Arabów i po co? Hamas wrzucił mieszkańców Gazy pod autobus. I Huti wrzucają pod autobus Jemeńczyków. Tak jakby Jemen potrzebował więcej głodu i zniszczenia".

Huti, wojna domowa i głód w Jemenie

Jemen to jedno z najbiedniejszych państw w tym regionie. Najbardziej kojarzące się dotąd z głodem, z kryzysami humanitarnymi i z upadłym państwem. Było o nim głośno zwłaszcza wtedy, gdy do mediów przedostawały się alarmy, ile milionów ludzi żyje tam na granicy głodu.

Od 2015 roku w Jemenie trwa wojna domowa, choć niespokojnie jest od 2011 roku, gdy obalono prezydenta Alego Abda Allaha Saliha, który rządził przez 22 lata. Niedługo potem wybuchła regularna wojna między zwolennikami urzędującego jeszcze do 2022 roku prezydenta Abd Rabbuh Mansur Hadiego i jego przeciwnikami – rebeliantami Huti.

W 2014 roku Huti zajęli stolicę Sanę.

Kim są Huti?

"Od dekad w kolejnych powstaniach walczyli o większe prawa dla jemeńskich szyitów, dziś rządzą większością Jemenu. Ich hasło brzmi: "Śmierć Ameryce, śmierć Izraelowi", pełna nazwa - Ansar Allah – to Zwolennicy Boga" – pisze o nich w "Wyborczej" Marta Urzędowska. Nazwę, jak czytamy, zawdzięczają pierwszemu przywódcy Husajnowi Badrowi ad-Dinowi al-Hutiemu, wywodzącemu się z zajdyckiego odłamu jemeńskich szyitów.

Dziś podział kraju wygląda tak, że południe jest sunnickie, a siły rządowe Jemenu popiera Arabia Saudyjska.

Z kolei północny-zachód kontrolowany jest przez szyitów z Huti, których wspiera Iran.

"W wyniku konfliktu zginęły już tysiące ludzi, około 3 milionów musiało opuścić swoje domy, a organizacje międzynarodowe od dawna biją na alarm, że Jemen przymiera głodem" – pisaliśmy kilka lat temu w naTemat, gdy koalicja pod wodzą Arabii Saudyjskiej wprowadziła blokadę, którymi do Jemenu mogłaby dotrzeć żywność, leki, wszystko.

Jak wielkie jest tam poparcie dla Palestyńczyków? W Sanie, kontrolowanej przez Huti, widać to wyraźnie. Oto jedna z ostatnich propalestyńskich demonstracji, która przyciągnęła gigantyczne tłumy.

Na początku stycznia media społecznościowe zalały nagrania i zdjęcia, ukazujące skalę. W komentarzach internetowych pisano, że w manifestacji uczestniczyło milion, a nawet dwa miliony ludzi.

12 stycznia, po ataku USA i Wielkiej Brytanii w Sanie również zapowiedziano wielką manifestację.