Wśród komentarzy po objęciu przez papieża Franciszka Stolicy Piotrowej pojawiają się głosy stawiające pod znakiem zapytania jego moralną postawę w czasach, gdy w Argentynie rządziła brutalna wojskowa dyktatura. Czy oskarżenia pod adresem Jorge Bergoglio są słuszne?
Bergoglio w latach siedemdziesiątych prowincjał jezuitów w Buenos Aires, miał według informacji podawanych m.in. przez Reutersa, “Huffington Post” i “Guardiana”, odegrać niejasną rolę w uprowadzeniu przez władze dwóch podlegających mu księży.
Tajemnicze uprowadzenie
W 1976 roku wojskowe władze rządzonej przez Jorge Videlę Argentyny uprowadziły i przez pół roku więziły i torturowały dwóch jezuitów. Według dziennikarza śledczego Horacio Verbitsky’ego, autora poświęconej czasom “brudnej wojny” książki “Cisza”, Bergoglio nie tylko nie pomógł swoim protegowanym, ale i mógł nawet posunąć się do donosu na nich. Sam Bergoglio odciął się od tych oskarżeń, twierdząc ustami swego rzecznika, że to pomówienia.
"Huffington Post" informuje nawet, że to dzięki zakulisowym staraniom przyszłego papieża obu księży udało się uratować. Bergoglio pod pretekstem zmyślonej choroby rodzinnego księdza Videli zastąpił go i przy okazji prywatnej mszy prosił o akt łaski wobec porwanych. “Guardian” donosi z kolei, że przyszły papież udostępnił nawet własne dokumenty jednemu z dysydentów, do którego był fizycznie podobny, umożliwiając mu w ten sposób ucieczkę.
– Obydwaj porwani księża jezuici twierdzili później, że ich prowincjał Jorge Bergoglio nie tylko im nie pomógł, ale i de facto wydał w ręce władz – mówi Maciej Stasiński, dziennikarz działu zagranicznego “Gazety Wyborczej”.
– W Argentynie o jego niejednoznacznej postawie mówi się i pisze otwarcie od lat. Kardynał był wielokrotnie wzywany na świadka w sprawach dotyczących tzw. “desaparecidos”, czyli zaginionych bez wieści więźniów politycznych junty. Swojej odpowiedzialności w wypadku porwanych i torturowanych jezuitów zaprzeczał. Twierdził, że stawał w ich obronie – mówi Stasiński.
Jak informuje Interia.pl, w 2005 roku przeciwko Bergoglio złożono nawet pozew sądowy, dotyczący jego współpracy z juntą. Oskarżyciele nie przedstawili jednak żadnych dowodów na poparcie swojej tezy.
Kościół i dyktatura
Historia porwanych księży i reakcji przyszłego papieża wpisuje się w szerszą, wciąż żywą w Argentynie dyskusję o postawie Kościoła instytucjonalnego wobec brutalnego reżimu. Maciej Stasiński bez owijania w bawełnę mówi o niej tak:
Według Stasińskiego, na niemal 80 argentyńskich biskupów zaledwie czterech otwarcie opowiedziało się przeciw juncie. Większość kleru ją poparła. – Zrozpaczonym matkom “zaginionych bez wieści” biskupi odmawiali spotkań lub mówili o słusznej boskiej karze – twierdzi dziennikarz.
Ostrożniej na temat relacji Kościół-państwo w Argentynie lat siedemdziesiątych wypowiada się Lech Miodek z Centrum Studiów Latynoamerykańskich UW. – Kościół stanął przed naprawdę trudnym problemem. Musiał ułożyć jakoś stosunki z władzami, a jednocześnie troszczyć się o wiernych, a także bronić ich przed państwową przemocą – mówi Miodek.
– Starano się pomagać prześladowanym, m.in. zabiegając o umożliwienie im wyjazdu za granicę – dodaje Miodek. – Trzeba też dodać, że duchowni uznali swoje przewinienia z tamtych czasów i prosili o przebaczenie – mówi. W 2012 roku także sam Bergoglio przeprosił Argentyńczyków za postawę kleru w latach siedemdziesiątych.
Kontrowersje nie umilkną
Jak w świetle tych informacji oceniać oskarżenia wobec Franciszka? – Bergoglio wiedział, co działo się w Argentynie, ale publicznie milczał na ten temat. Jak znakomita większość episkopatu. Z tym bagażem musi sobie poradzić i na stolicy Piotrowej – mówi Stasiński.
– Trudno dociec dziś dokładnie, jaka była prawda. Ale na korzyść Franciszka przemawia fakt, że ewidentne przypadki współpracy księży z władzami zostały po latach w Argentynie osądzone. Jeden z biskupów został w takim właśnie procesie skazany – mówi Miodek.
Jak trafnie ocenia “Guardian”, kontrowersje wokół biografii Franciszka najpewniej nie umilkną w najbliższym czasie choćby z tego powodu, że w Argentynie wciąż trwają procesy związane z wydarzeniami z lat 1976-1983.
Na korzyść Franciszka przemawia fakt, że ewidentne przypadki współpracy księży z władzami zostały po latach w Argentynie osądzone.
Maciej Stasiński
dziennikarz "Gazety Wyborczej"
Rola Kościoła istytucjonalnego w tamtych czasach była haniebna. Znakomita większość hierarchów nie tylko wiedziała, że prawa człowieka są łamane, ale je usprawiedliwiała jako “walkę z komunizmem” i “odrodzenie narodowe”. Przejawiało się to w homiliach, dokumentach, rozmowach.