34,27 proc. – to wynik, który w skali kraju na poziomie sejmików uzyskał PiS w ostatnich wyborach samorządowych. Partia Jarosława Kaczyńskiego zajęła w ten sposób pierwsze, korzystne wizerunkowo miejsce na podium. "PiS wygrywa wybory bez propagandowej TVPiS" – odnotował gorzko na X między innymi Adam, znany zwolennik nowej władzy. Czy to znaczy, że przekaz telewizji publicznej nie miał dla elektoratu Kaczyńskiego żadnego znaczenia?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jeszcze nie tak dawno wśród zwolenników ówczesnej opozycji krążyło coś pomiędzy marzeniem i przekonaniem: gdy PiS straci władzę, a więc i bezpośredni wpływ na przekaz TVP, widzowie telewizji publicznej otrząsną się z propagandy, którą partia Jarosława Kaczyńskiego serwowała im przez ostatnie osiem lat. Najpierw miał przyjść szok, potem niechętne zrozumienie, a wreszcie wstyd i przerzucenie głosów na konkurentów PiS. Albo przynajmniej wycofanie głosu dla ugrupowania Kaczyńskiego. Jednak wyniki wyborów samorządowych pokazały, że tak się nie stało.
Dr Katarzyna Bąkowicz, komunikolożka z Uniwersytetu SWPS, uważa, że rozczarowanie zwolenniczek i zwolenników demokratów jest – przynajmniej na tym etapie – przedwczesne. – Mózg człowieka nie jest twardym dyskiem, który można tak po prostu zresetować. To nie jest tak, że wystarczy zmiana w TVP, by jedna narracja wyparła inną – mówi naTemat medioznawczyni.
Zmiany w TVP. Proces i naiwność
Jej zdaniem "niecałe cztery miesiące nie wymażą ostatnich ośmiu lat", a zauważalne efekty depisyzacji TVP pojawią się po kilkunastu miesiącach, natomiast znaczące po kilku latach.
Podobnie argumentuje dr hab. Adam Szynol z Uniwersytetu Wrocławskiego. – Przede wszystkim trzeba patrzeć na proces. Ci, którzy przeceniali wpływ TVP na wynik wyborów, wykazali się naiwnością – ocenia medioznawca. Dlaczego?
– Gwałtowna zmiana poparcia politycznego dla partii nie jest możliwa w zwykłych okolicznościach, a już tym bardziej nie dlatego, że kilka tygodni wcześniej doszło do przekształceń w TVP. Nagłe wahnięcie wyborcze mogłoby wystąpić tylko w kontekście jakichś traumatycznych wydarzeń społecznych – mówi dr hab. Szynol. A takie, jak wskazuje wykładowca, nie miały miejsca.
Wybory samorządowe a wybory parlamentarne
Anna Mierzyńska, analityczka mediów społecznościowych badająca zagrożenia związane z dezinformacją, zwraca uwagę na kolejny aspekt. – Wybory samorządowe rządzą się zupełnie inną logiką niż wybory parlamentarne. O ile przekaz mediów publicznych może mieć przełożenie na głosowanie do Sejmu i Senatu, o tyle w wyborach samorządowych nie głosuje się na partie, ale na swoich – tłumaczy autorka książki "Efekt niszczący. Jak dezinformacja wpływa na nasze życie".
Ekspertka jako przykład wskazuje jej rodzime województwo podlaskie.
– Do sejmiku dostał się Stanisław Derehajło (znany z memów o panu Areczku - red.). To on może zdecydować o tym, kto uformuje większość w nowym sejmiku. Teraz Derehajło startował jako kandydat Konfederacji, wcześniej był związany z Porozumieniem. Ale nie został wybrany do sejmiku ani jako polityk Konfederacji, ani jako przedstawiciel środowiska poprzedniej władzy. Derehajło wygrał, bo przez prawie dwadzieścia lat był wójtem gminy Boćki. Wszyscy go znają i zagłosowali na swojego. Przekaz TVP nie miał tu nic do rzeczy. Podobnie w innych mniejszych ośrodkach – wyjaśnia Mierzyńska, której zdaniem partie obecnej władzy, z wyjątkiem PSL, są znacznie słabsze w terenie niż PiS.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wybory bez TVPiS... czy w istocie?
Politolożka dr hab. Anna Siewierska jest zdania, że cytowany na wstępie wpis na X, zawiera błędne założenie. – Owszem, Prawo i Sprawiedliwość zdobyło pierwsze miejsce w wyborach do sejmiku w skali kraju. Ale mówienie, że zrobiło to "bez propagandowej TVPiS", jest na wyrost – ocenia specjalistka z Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Co ma na myśli? – Zmiany w TVP to nadal sprawa niedokończona. Powinny zajść zdecydowanie głębiej. I nie chodzi tu o to, by TVP agitowała już nie za PiS, ale za Koalicją 15 października, ale o to, by widzowie telewizji publicznej dowiedzieli się o tym, ile kosztowało ich mafijne państwo na czele z Jarosławem Kaczyńskim – mówi politolożka.
Dr hab. Siewierska uważa, że okradanie państwa przez PiS powinno być pokazane bardzo wprost i bardzo konkretnie.
– Oczywiście są tacy wyborcy Prawa i Sprawiedliwości, którzy będą zaimpregnowani na jego afery, choćby nie wiem co. Ale część tej odporności partii na skandale bierze się z tego, że przekręty PiS są dla wielu ludzi abstrakcyjne. Korupcja na miliony? Większość ludzi nie potrafi sobie wyobrazić takich kwot, bo nigdy nie zobaczy ich na oczy. Poza tym w Polsce mamy niestety niski kapitał społeczny, ludzie raczej nie identyfikują się z państwem. Trzeba im połączyć kropki. Skuteczny komunikat brzmiałby: PiS okradł Cię z X przedszkoli, Y łóżek na onkologii itp. – mówi wykładowczyni z Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Wybory do Parlamentu Europejskiego
Komunikolożka Katarzyna Bąkowicz wierzy w to, że narracja oparta na prawdzie ma szansę przebić się do opinii publicznej. Trzeba jednak czasu.
– Nie chodzi o zmianę postaw, ale ich ewolucję. A ta z definicji jest długotrwała. Nasze głęboko ugruntowane przekonania bardzo trudno jest zmienić. Ludzie potrafią wiele dla nich poświęcić, z życiem włącznie. Potrzeba cierpliwości i spójnej narracji osadzonej w rzeczywistości, by powoli zaczęli skłaniać się do czegoś innego – mówi dr Bąkowicz. Poza tym – dodaje – ci wyborcy PiS, których nazywa się żelaznym elektoratem, będą trwać przy partii bez względu na wszystko.
Analityczka Anna Mierzyńska zwraca uwagę na to, że choć przekaz TVP nie jest bez znaczenia, to przyćmiewają go skrajnie prawicowe, rosyjskie narracje, które zdobywają popularność w internecie.
– To, czy i jaki wpływ na preferencje wyborcze ma TVP, zobaczymy wyraźniej po wyborach do Parlamentu Europejskiego. Trzy miesiące z kawałkiem to za krótko, by stawiać jednoznaczne tezy. Cały czas trzeba jednak mieć z tyłu głowy, że TVP to tylko jeden z elementów systemu medialnego, a potęga tradycyjnych mediów przepływa do sieci – tłumaczy ekspertka.
Wtóruje jej dr hab. Adam Szynol. – Nie należy przeceniać oddziaływania tradycyjnej telewizji. Dziś rzadkością są sytuacje, gdy przed odbiornikami regularnie gromadzi się 2 miliony widzów. Gdyby TVP nadal była w rękach manipulatorów, do zmiany wyniku wyborów nie wystarczyłoby wystąpienie prezesa. To nie te czasy – mówi medioznawca.
Według niego "TVPiS" miała znaczenie jako element systemu władzy PiS, w którym wytwarzała się synergia. Dodaje, że nie bez znaczenia dla konserwacji pisowskiego systemu było to, że z linii strzału schodziły także niektóre media prywatne, np. Polsat. Tłumaczy, że w kontekście wyborów Prawo i Sprawiedliwość ma większe problemy niż to, że utraciło kontrolę nad przekazem i posadami w TVP.
– Pierwszy problem PiS to demografia. Elektorat Jarosława Kaczyńskiego to ludzie starsi, dlatego partia z każdym rokiem będzie odczuwać rosnący ubytek wyborców. Powód drugi to postępująca laicyzacja państwa, którą widać choćby po tym, że młodzież coraz liczniej rezygnuje z lekcji religii w szkole. To źle wróży PiS-owi, dla którego związki z Kościołem to kwestia tożsamościowa – ocenia dr Adam Szynol.
Nie znaczy to jednak, że Koalicja 15 października ma automatycznie powody do radości. Dr hab. Anna Siewierska wskazuje, że większe znaczenie dla wyniku wyborów niż TVP, miała demobilizacja kobiet i młodych, zniechęconych niedotrzymaniem obietnicy o legalnej aborcji (na drodze wbrew własnemu elektoratowi stoją Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz – red.) i realnego rozwiązania problemów mieszkaniowych.
– Rząd Donalda Tuska dostał żółtą kartkę od kluczowej grupy wyborców. Jeśli szybko nie wyciągnie wniosków, może tego bardzo pożałować – konkluduje.