Jakub Śpiewak, były szef fundacji Kidprotect, który odszedł w atmosferze skandalu.
Jakub Śpiewak, były szef fundacji Kidprotect, który odszedł w atmosferze skandalu. Fot. Sławomir Kamiński / AG

Defraudacje pieniędzy, milionowe reklamy – po aferze z Jakubem Śpiewakiem i fundacją Maciuś, każdy darczyńca dwa razy się zastanowi, zanim wspomoże finansowo jakąś organizację non profit. Wiele z nich boleśnie odczuje to przy okazji odpisu jednego procenta podatku na cele dobroczynne.

REKLAMA
Historie z fundacją Maciuś oraz Kidprotect wyszły na jaw w "złym momencie". Ta pierwsza wywołała głośną dyskusję po informacji, że aż 800 tysięcy dzieci w Polsce głoduje. Kiedy dziennikarze bliżej przyjrzeli się jej finansom, okazało się, że na szeroko rozumianą autopromocję przeznacza znacznie więcej środków, niż na działalność statutową. Prawdziwą burzę wywołał również Jakub Śpiewak, gdy przyznał się na swoim blogu, że doprowadził zarządzaną przez siebie fundację Kidprotect do finansowej ruiny. Powodem była defraudacja pieniędzy. Dorota Zawadzka podkreślała w rozmowie z naTemat, że Śpiewaka "zgubiła próżność".
"Gazeta Wyborcza" zwraca uwagę, że Polacy mogą zacząć odczuwać strach przed dobroczynnością. Mogą narosnąć wokół niej mity jak choćby ten, że każda, nawet najmniejsza kwota, jaką otrzymuje fundacja powinna być przeznaczana na działalność statutową. Tylko skąd fundacja ma wziąć pieniądze na bieżącą działalność? Pensje? Materiały?
Z drugiej jednak strony operująca milionami fundacja Maciuś na działalność statutową w 2011 roku przeznaczyła tylko 511 tys. złotych, podczas gdy na szeroko pojętą autopromocję i zbieranie funduszy – 2,7 mln złotych. Dzięki temu zarobiła kolejne 4,5 miliona. Ponadto, jak zauważa "Gazeta Wyborcza", niekoniecznie dobrym pomysłem byłoby prawne ograniczanie ilości pieniędzy, jaką można przeznaczyć na autopromocję, gdyż małe fundacje, których nie firmują znane nazwiska jak choćby Jerzy Owsiak w przypadku WOŚP, mogą być skazane na zapomnienie.
Dobroczynni Polacy chętniej wpłacają pieniądze pośrednikom, niż fundacjom jako takim, na tzw. subkonta – np. dla chorego dziecka. Jak zauważa "Gazeta Wyborcza", nie dość, że nie mamy pewności, czy wszystkie pieniądze przeznaczy się na zapowiadany cel, to jeszcze niszczymy ideę społecznego finansowania profesjonalnych fundacji.
Mimo zarzutów fundacja "Maciuś" nie uważa, że źle zarządza swoimi finansami. Jak pisaliśmy w naTemat, w oficjalnym oświadczeniu przedstawiciele organizacji tłumaczyli, że pieniądze wysyłane szwajcarskiej spółce pośredniczącej w poszukiwaniu darczyńców, traktują jako inwestycję.