Matura 2024 – był już język polski, a teraz przyszła kolej na matematykę. Zaraz egzaminy z języków obcych, WOS-u, historii i przedmiotów ścisłych. Każdego roku coraz to kolejnym rocznikom wmawia się, że teraz waży się ich przyszłość. Dobre wyniki w nauce to dobre wyniki matur. A to droga na dobre studia. To z kolei oznacza dobrą pracę, czyli duże pieniądze, piękne mieszkanie.
Oczyma wyobraźni już widzę uśmiechające się twarze moich rówieśników po przeczytaniu tego fragmentu. My już wiemy, jak bardzo zostaliśmy oszukani, co nie?
A do tego młodzi cały czas są tresowani, że od tego, czy ładnie nauczą się na kartkówkę z matematyki, będzie zależała ich przyszłość.
Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jaką krzywdę robicie młodym ludziom. Starsze roczniki mają już bagaż doświadczeń życiowych. Są w stanie odnieść się do swoich przeżyć, żeby odróżnić kit od wartościowych informacji.
Ale nastolatkowie nie są w stanie tego zrobić. Z perspektywy ucznia sytuacja wygląda tak: Zaraz wejdę w dorosłe życie. Nie do końca mam pojęcie, o co w tym wszystkim chodzi. Nie wiem, kim chciałbym być i w którym kierunku się rozwijać. Boję się tego. To dla mnie kompletnie obce. Czy sobie poradzę?
I co słyszy w odpowiedzi na tę wątpliwość? Od ocen, czerwonego paska, wyników matur zależy twoja przyszłość. Nie będziesz się uczył? Wylądujesz na zmywaku, na kasie w Biedronce lub skończysz jak sprzątaczka (swoją drogą, nie ma nic złego w tych zawodach).
Dlaczego w takich sytuacjach nie możemy dać młodemu człowiekowi opieki, bezpiecznej przestrzeni, przestrzeni do rozwoju jego zainteresowań?
Często przed maturami pojawia się seria rad dla maturzystów. Jak łatwiej coś zakuć, jak mniej się stresować, jak nauczyć się do jak największej liczby rozszerzeń. Można by tak wymieniać w nieskończoność.
A ja tuż przed maturą chciałbym po prostu usłyszeć prawdę. Jaką? Że złe oceny to nie koniec świata. Że pomimo problemów w nauce, mogę świetnie odnaleźć się na rynku pracy. Że jeśli nie zdam matury, to mogę najzwyczajniej w świecie poprawić ją w przyszłym roku.
Że za kilka lat okres licealny będzie tylko nic nieznaczącym małym wycinkiem życia. Że studia nie są najważniejsze, że najważniejsze, to mieć pomysł na siebie, rozwijać kreatywność, budować kontakty, znajomości, być otwartym, iść pod prąd, wyjść poza schemat.
Nie chcę pisać o tym, że zadania maturalne i podstawa programowa są bez sensu, bo o tym napisano już wszystko. Klasyczny przykład nauki budowy pantofelka. Wszyscy wiemy, że szkoła to miejsce, gdzie trzeba zakuć i zapomnieć, bo w dorosłym życiu funkcje czy logarytmy są nam kompletnie nieprzydatne.
Chcę powiedzieć o tym, jak niszczy się poczucie wartości dzieci, wpędza się je w kompleksy, wywołuje silny stres, a przede wszystkim, jak wywołuje się u nich poczucie zagubienia oraz dezorientacji.
Nie zliczę, ile razy burzono moje poczucie wartości ocenianiem mnie tylko przez pryzmat tego, jak się uczę. Bo skoro przez obłożenie kartkówkami i sprawdzianami nie jestem w stanie nauczyć się na pamięć wzorów na fizykę, to przecież "jestem ułomem".
Kilka miesięcy przed maturą nauczyciel od matematyki na wieść, że chodzę na korepetycje, powiedział, że takie konsultacje powinny być zabronione. Po prostu jestem leniem, nie chcę mi się uczyć i skupić na lekcji. Program z matmy jest banalny, tylko ze mną coś jest nie tak.
Komunikat? Jestem idiotą.
Już w podstawówce powiedziano mojej mamie, że powinienem powtórzyć klasę, bo nie poradzę sobie w kolejnym etapie edukacji. Bo to dla mnie za mądre, za trudne, nie dźwignę tego.
Komunikat? Jestem idiotą.
Kolejny przykład. Nauczycielka grzmiąca do uczniów, że "zero to za wysoka ocena na twoje progi". Druga, która wprost nazwała mnie "debilem". No i te wszystkie teksty: "Jakim cudem tego nie zrozumiałeś?", "Przecież to jak dwa plus dwa", "Coś jest z tobą nie tak, że tak prostego materiału nie ogarnąłeś na piątkę?".
Komunikat? Jestem idiotą.
Nigdy nie zapomnę, jak moje dwie koleżanki zostały nazwane przez jednego z nauczycieli "bydłem sprzed bramy". Dlaczego? Bo miały problemy z nauką. Po prostu sobie nie radziły.
Komunikat? Jestem idiotą.
Takie przykłady można mnożyć w nieskończoność. A w mojej głowie cały czas dudniło jedno pytanie: Skoro aż tak bardzo nie radzę sobie w szkole i jestem taki głupi, to jak mam dać radę w poważnym świecie przed pracodawcą? Jak mam poradzić sobie na studiach?
Czasami mam wrażenie, że szkoła, te wszystkie egzaminy, bezsensowna wiedza do przyswojenia powstały tylko i wyłącznie dlatego, że dorośli ludzie nie mieli pojęcia, jak zagospodarować wolny czas dzieci.
Wiele razy usłyszałem od pedagogów, że dorosłe życie przerośnie mnie tak bardzo, że będę jeszcze tęsknił za szkołą. I wiecie co? Jakoś nie zatęskniłem.