Burgerowa mapa Warszawy wzbogaciła się o kolejny lokal. "Krowarzywa" nie jest jednak typowym miejscem, gdzie serwuje się kotlety w bułce. Tu króluje w pełni wegańskie menu. Burgery są nie tylko bez mięsa, ale też bez jajek i krowiego mleka. Smakują zdeklarowanym weganom i tym, którzy do lokalu wpadają z ciekawości. Nawet mięsożercom.
Po godz. 16.00 w ścisłym centrum Warszawy zaczyna się popołudniowy ruch. W restauracji "Krowarzywa" pojawiają się kolejni klienci. Para trzydziestolatków parkuje Mini Morrisa na skrawku wolnego miejsca przy ulicy Hożej. Dziewczyna w długim płaszczu ma nieco łatwiej. Zaczepia swój rower o znak drogowy tuż przed wejściem. Przechodząca ulicą pani po pięćdziesiątce na chwile przystaje przed lokalem, przygląda się szyldowi. Wchodzi do środka. Później wszyscy razem patrzą na dużą, wypisaną kredą tablicę z menu.
– Co to jest ten seitanex - pytają klienci. Pod tajemniczą nazwą kryje się burger, którego kotlet zrobiono z pszenicy – Wydawało mi się, że ta potrawa jest dosyć znana i wiele osób wie, co to jest. Tymczasem faktycznie, klienci wypytują o nią z zaciekawieniem – tłumaczy Krzysztof Bożek, współzałożyciel lokalu.
Na otwarciu restauracji pojawiło się ponad trzysta osób. To bardzo dużo jak na tak małe miejsce. Lokal mieści się na nieco ponad trzydziestu metrach kwadratowych. Ma wysoki sufit i wnętrze pomalowane na jasne kolory. Na ścianach biały szlaczek przypominający ten ze swetra krowy w logo lokalu. Nazwa też nie jest przypadkowa. Lokal oferuje bowiem menu ściśle wegańskie. W serwowanych burgerach nie pojawi się więc ani mięso z krowy, ani żadne pochodzące od niej produkty. Nawet bułki upieczono według wegańskiego przepisu, z mleka sojowego i na roślinnym tłuszczu.
"Krowarzywa" serwuje głównie burgery. Do wyboru są bułki z kotletami z tofu, kaszy jaglanej czy ciecierzycy. Do tego warzywa sezonowe i wegańskie sosy. Do popicia kompot z jabłek, słodzony daktylami lub gęste koktajle na bazie mleka sojowego. Wszystkie pozycje w hamburgerowym menu noszą tajemnicze nazwy kończące się na literę „x”. Jest więc cieciorex, tofex czy warzywex. – Jak na zdrowe, wegańskie jedzenie brzmi to trochę „chemicznie” – zauważa para z Mini Morrisa. Ostatecznie decydują się na cieciorex i kompot do popicia. Z otrzymaną przy ladzie karteczką czekają cierpliwie na zamówienie. "Krowarzywa", choć serwuje hamburgery nie jest fast foodem. Tu na swoje zamówienie trzeba chwilkę poczekać. Przygotowane wcześniej kotlety trafiają najpierw do pieca. Później ubrane w warzywa trafiają do ręki klienta.
Wegetarianie drugiej fali
Moda na hamburgery panuje w Warszawie od kilku sezonów. Otwierają się kolejne lokale, które serwują bułki z kotletami i sosami. Chociaż menu przypomina trochę ofertę McDonalds’a, miejsca tego typu nie chcą być kojarzone z typowym, sieciowym fast foodem. Aspirują raczej do miana lokali niszowych, w których stołują się stołeczni hipsterzy. W katalogu miejskich rozrywek znajduje się moda na wizyty w lokalach z hamburgerami. Jednak w kontrze do tego trendu rośnie moda na weganizm. Coraz więcej osób deklaruje bowiem, że ze swego menu zamierza wyrzucić nie tylko mięso, ale i wszelkie potrawy pochodzenia zwierzęcego. Weganie nie piją więc mleka, nie jedzą nabiału czy tłuszczy zwierzęcych. Ci najbardziej radykalni za potrawę odzwierzęcą uznają nawet miód. Taki wybór tłumaczą najczęściej względami etycznymi.
Założeniem właścicieli było więc takie ułożenie menu, by nie pojawiły się w nim żadne produkty pochodzące od zwierząt. Kawa jest z mlekiem roślinnym, w burgerach nie ma jajek ani mleka. Bułki piecze mała piekarnia z ponad stuletnią tradycją. Jak podkreśla Bożek pieczywo jest przygotowane według receptury wegańskiej, z dodatkiem mleka sojowego. – Weganie nie chcą przyczyniać się do wykorzystywania zwierząt – tłumaczy założyciel lokalu. Dlatego modę na hamburgery postanowił połączyć z wegańskimi zasadami diety. „Krowarzywa” to dla niego powrót do przygody ze stołeczną gastronomią. Do tego powrót w zasadzie na to samo miejsce. Prawie dziesięć lat temu przy ulicy Hożej pracował bowiem w podobnym punkcie serwującym wegetariańskie specjały. – Historia zatoczyła koło – tłumaczy.
Pomysł na wegańską restaurację wziął się z jego wizyt w Berlinie i Barcelonie. Podobne miejsca obserwował w europejskich miastach. Postanowił więc, że własnie taki lokal uruchomi w Warszawie. Zanim otworzył własną knajpę, trochę czasu przepracował w kilku znanych, stołecznych miejscach. Na koncie ma pracę w słynnym, zamkniętym już klubie Le Madame, czy cieszącym się niesłabnącą popularnością Planie B. – Miejsca, w których pracowałem to nie były tylko i wyłącznie zwyczajne kluby. Oprócz jedzenia i alkoholu serwowały jakiś przekaz społeczny. Dlatego „Krowarzywa” nie miała być wyłącznie zwykłą hamburgerownią. Ten lokal ma propagować weganizm jako zdrową dietę i świadomy wybór etyczny – tłumaczy Bożek.
Lokal z misją
Nazwa lokalu nie jest więc przypadkowa i niesie za sobą wyraźny przekaz. Bożek podkreśla, że cały pomysł polega na promowaniu weganizmu. Przekaz okazał się czytelny. Tłumaczy bowiem, że do lokalu przychodzi wielu zdeklarowanych wegan, którzy szukali takiego miejsca w stolicy. Takich lokali, jak twierdzi Bożek na razie w Warszawie jest niewiele, a zapotrzebowanie rośnie. Sporą klientelę stanowią też osoby, które dowiedziały się o tym miejscu z mediów czy Facebooka i są ciekawe nowej pozycji na kulinarnej mapie. – Mamy też sporo przypadkowych klientów, którzy przechodzą ulicą, widzą nowe miejsce i wchodzą z ciekawości – mówi.
Stateczna pani po pięćdziesiątce jest tego typu klientką. O lokalu nigdy wcześniej nie słyszała, ale postanowiła do niego wstąpić po drodze z pracy. Ludzi pracujących za barem pyta o skład potraw. Ostatecznie decyduje się na seitanex. Ten rodzaj hamburgera jest zresztą najczęściej zamawiany przez zdeklarowanych wegan. Tajemnicza nazwa przyciąga też największą uwagę. Większość klientów pyta, z czego jest zrobiony i jak smakuje. To kotlet z glutenu pszenicznego, który zawiera dużą ilość białka. – Wydawało mi się, że to całkiem znana potrawa. Jestem trochę zdziwiony, że ludzie tego zupełnie nie znają – mówi Bożek.
Burgery zamówione przez parę trafiają właśnie na ich stolik. Bułka przypomina domowy wypiek. Jest zarumieniona i z chrupiącą skórką. Ekologiczne są nawet talerzyki, na których podano potrawę. Zrobione ze sprasowanych otrębów pszennych, w stu procentach ulegają biodegradacji. Podane na nich burgery wyglądają apetycznie. Smakują podobnie, co potwierdza zajadająca je właśnie para.
Lokal jest nieduży i szybko się zapełnia. Przed ladą ustawia się coraz dłuższa kolejka oczekujących na swoje zamówienie. Wśród klientów jest sporo dwudziestolatków. Sporą klientelę stanowią też starsze osoby. Do lokalu na szybką przekąskę wpadł mężczyzna w okolicach czterdziestki. Na hamburgera zabrał swojego wspólnika. Zamówione dania zabierają na wynos. Lokal, chociaż przytulny i z estetycznym wnętrzem nie jest może miejscem do dłuższego przesiadywania. Nie ma zbyt wielu miejsc do siedzenia. Wszechobecny zapach smażonych kotletów jest dosyć intensywny i szybko wnika w ubrania. Dlatego sporo klientów zamawia swoje burgery na wynos. Duża część gości lokalu to pracownicy pobliskich firm. Po sąsiedzku z „Krowarzywa” mieści się chociażby studio TVN, z którego nadawany jest program „Dzień Dobry TVN”. – Największy ruch mamy po 12 czyli w porze lunchu. Kolejna fala pojawia się po 17, kiedy ludzie kończą pracę – mówi Bożek.
Lokal otwiera się o godz. 11.00, jednak kucharze przychodzą już o 7 rano i przygotowują kotlety. Do specjalnego pieca trafiają dopiero po złożeniu zamówienia. Nie są odgrzewane w mikrofalówce, ani smażone na patelni. W piecyku podpiekane są też bułki. – Wszystko jest świeże. Mamy taki ruch, że wszystko sprzedaje się na bieżąco, jeszcze tego samego dnia – mówi Bożek. W lokalu pracuje w sumie osiem osób. Jest czterech kucharzy i tyle samo obsługi.
Biegacze i mięsożercy
Zima na razie nie odpuszcza, jednak właściciele „Krowy” już z niecierpliwością wypatrują wiosny. Tłumaczą bowiem, że ich menu oparte jest o warzywa sezonowe. Z nimi póki co jest ciężko, a jak zaznacza Bożek wszystkie pochodzą o lokalnych dostawców i są wolne od nawozów czy GMO. Na razie w menu sporo jest warzyw bulwiastych: buraki, seler czy pietruszka. Oferta ma się jednak zmieniać w trakcie sezonu i w hamburgerach pojawi się więcej warzywnego urozmaicenia.
Zmieniać się będzie nie tylko menu, ale i działalność lokalu. Poza serwowaniem burgerów właściciele planują uruchomić ogródek ze stolikami ustawionymi na podwórku kamienicy. W planie są też wydarzenia związane z weganizmem. Właściciele zapowiadają spotkania i wykłady propagujące zalety tego typu diety. Zapowiedź podobnych wydarzeń miła miejsce już w sobotę podczas Półmaratonu Warszawskiego. W lokalu spotkali się biegacze, którzy utrzymują dietę wegańską. Tam tez spożyli posiłek po biegu.
Para ze stolika obok jest wyraźnie zadowolona ze swojego wyboru. – Pysznie – mówią.
W „Krowie” pojawia się też sporo zdeklarowanych mięsożerców, którzy przychodzą z ciekawości. Głównie żeby sprawdzić, jak może smakować wegański burger. – Tacy klienci często chcą porównać nasze wyroby ze smakiem tych tradycyjnych z mięsa. Raczej im smakowało, więc na mięsożerność nie udało się nikogo z nas nawrócić – dodaje Bożek.