nt_logo

Kurski nie dostał się do PE. W PiS niektórzy nie kryją satysfakcji: Wyborcy zdali egzamin

Anna Dryjańska

11 czerwca 2024, 05:59 · 5 minut czytania
Jacek Kurski nie dostał się do Parlamentu Europejskiego. Mimo dwójki na mazowieckiej liście PiS i stawania na konferencjach tuż za Jarosławem Kaczyńskim były prezes TVP tym razem obejdzie się smakiem. – Czasami nie doceniamy wyborców, a oni wiedzą znacznie więcej, niż niektórym się wydaje. To, że Kurski się nie dostał, to nie jest przypadek. Wyborcy zdali egzamin – mówi naTemat jeden z posłów PiS, zadowolony z porażki "Kury".


Kurski nie dostał się do PE. W PiS niektórzy nie kryją satysfakcji: Wyborcy zdali egzamin

Anna Dryjańska
11 czerwca 2024, 05:59 • 1 minuta czytania
Jacek Kurski nie dostał się do Parlamentu Europejskiego. Mimo dwójki na mazowieckiej liście PiS i stawania na konferencjach tuż za Jarosławem Kaczyńskim były prezes TVP tym razem obejdzie się smakiem. – Czasami nie doceniamy wyborców, a oni wiedzą znacznie więcej, niż niektórym się wydaje. To, że Kurski się nie dostał, to nie jest przypadek. Wyborcy zdali egzamin – mówi naTemat jeden z posłów PiS, zadowolony z porażki "Kury".
Jacek Kurski i Jarosław Kaczyński na konferencji prasowej. edytowana fot. ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER

Wśród naszych rozmówców dominują dwa podejścia. Pierwsze nazwijmy stoicko-dyplomatycznym. Pytani o wynik Jacka Kurskiego politycy PiS odpowiadają ostrożnymi frazesami: takie jest życie, żadne miejsce nie daje gwarancji mandatu, były prezes TVP jak każdy inny kandydat pracował na wynik partii, więc każdy jego głos się przydał. Drugie – emocjonalne – to ledwo skrywana albo nieskrywana satysfakcja z niepowodzenia Kurskiego.


Przypomnijmy: z okręgu mazowieckiego do Parlamentu Europejskiego weszli dwaj kandydaci z listy PiS: Adam Bielan (nr 1) i Jacek Ozdoba (pozycja nr 5). Zdobyli oni odpowiednio 12,62 i 7,56 proc. głosów oddanych w okręgu na partię Jarosława Kaczyńskiego. Kurski, z drugiego miejsca na liście, zdobył 4,49 proc. głosów. Oprócz Ozdoby "przeskoczyli" go także Maria Koc (nr 3), Daniel Milewski (ostatni nr 10) i Anna Kwiecień (nr 4).

Wybory. Poczucie niesprawiedliwego traktowania w PiS

Delikatnie rzecz ujmując, Jacek Kurski zrobił wynik poniżej oczekiwań. To rozsierdziło działaczy partyjnych – i to nie tylko z jego regionu.

– Zacznijmy od tego, że w ogóle nie wiadomo za co Kurski dostał tę "dwójkę". A przecież na początku zapowiadało się, że nawet otworzy listę! – mówi naTemat polityk PiS. Nasz rozmówca ocenia, że paradoksalnie w partii, która ma sprawiedliwość w nazwie, od dłuższego czasu panuje przekonanie, że to, co się dzieje w formacji, nie jest fair. Wywindowanie "Kury" na dwójkę w okręgu podwarszawskim jest tylko wyjątkowo zauważalnym z wielu przykładów.

Przeczytaj też: Działacz PiS z Podlasia uderzył w Kaczyńskiego. Prezes zaczął go przepraszać

Jak mówi, w każdym powiecie jest niepisany rachunek krzywd. Działacze partyjni czują się niesprawiedliwie potraktowani w związku z tym, jak były układane listy w tych i poprzednich wyborach. – Nie może być tak, że we wtorek ktoś jest na liście, a w środę go nie ma. I na dodatek dowiaduje się o tym z mediów. Nikt nie zadzwonił, nikt nie wyjaśnił. Tak po prostu się nie robi. To niepoważne i po ludzku przykre – słyszymy.

W PiS-ie wrze z powodu tajemniczych roszad na listach, w efekcie których lepsze, biorące miejsca (albo przynajmniej te, które mają większe szanse na mandat) objęli "spadochroniarze" – ludzie niezwiązani z okręgiem, wrzuceni na górę listy bez żadnego trybu. Tak jak Kurski właśnie.

Jacek Kurski – przyczyny porażki w wyborach do PE

Nawet ci członkowie PiS, którzy pozytywnie oceniają kampanię byłego prezesa TVP – a zdania są podzielone, bo według niektórych oprócz wchodzenia w kadr razem z Jarosławem Kaczyńskim, raczej się nie napracował – zwracają uwagę na to, że Kurski stanął w szranki z politykami, którzy od lat są związani z regionem.

– Jacek Kurski przeprowadził dobrą kampanię. Intensywnie jeździł w terenie, organizował dużo spotkań, konferencji, rozwiesił sporo banerów. Jednak to nie wystarczyło, bo lista była bardzo silna. Byli na niej ludzie, którzy od dawna są znani wyborcom. Kurski też jest znany, ale z czegoś innego – tłumaczy parlamentarzysta z frakcji stoicko-dyplomatycznej.

Nasi rozmówcy podkreślają, że od początku było wiadomo, że na Mazowszu PiS może liczyć na dwa mandaty. Ale ci, którzy dystansują się od byłego prezesa TVP, jego słaby wynik przypisują czemuś innemu: jego wyczynom w czasie, gdy kierował Telewizją Polską, zmieniając ją w brutalną machinę propagandową PiS. Tego słowa – propaganda – używają sami członkowie PiS.

– Czasami nie doceniamy wyborców, a oni wiedzą znacznie więcej, niż niektórym się wydaje. To, że Kurski się nie dostał, to nie jest przypadek. Wyborcy zdali egzamin – mówi nam

– Kurski dostał czerwoną kartkę od wyborców. Co mam pani powiedzieć? To był solidny łomot – ocenia inny rozmówca naTemat z PiS.

Jak mówi, nie jest fanem Kurskiego, choć ceni go za intelekt, bo tego odmówić mu nie można. Inna sprawa, do czego go używa. – Mnie porażka "Kury" nie zaskoczyła. Robiliśmy kiedyś wewnętrzne badania opinii publicznej i wyszło nam, że aż jedna trzecia naszych wyborców nie akceptuje tego, co Kurski zrobił z TVP. Propaganda ciosana pałką mu się nie opłaciła – słyszymy.

Naszych informatorów nie martwi fakt, że Jacek Kurski będzie miał teraz dużo czasu na wizyty przy Nowogrodzkiej:

– Kurski ma unikalną relację z prezesem, więc mógłby mącić także z Brukseli. Jego wynik wyborczy nic tu nie zmienia.

– Nawet najlepszy polityk bez narzędzi nie jest w stanie nic osiągnąć. A Kurski nie ma narzędzi.

Europosłowie PiS żegnają się z Brukselą

Zdziwiony, ale inną sytuacją, jest następny nasz rozmówca. – To, że Kurski się nie dostał... Jakie on ma związki z Unią, poza tym, że kiedyś był europosłem? – pyta retorycznie. Kontynuuje: – Ale to, że z Brukselą żegna się Jacek Saryusz-Wolski, to jest szok. Przez te dwadzieścia lat on praktycznie zrósł się z mandatem. Swego czasu był przecież nawet wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego. Unię zna na wylot, a nawet się nie dostał. To duża strata dla Europy. No po prostu szok.

Politycy PiS mówią naTemat, że powrót z Brukseli do Polski może być trudny dla kilkukadencyjnych europosłów PiS. Do PE nie dostali się między innymi Ryszard Czarnecki, Anna Fotyga i Witold Waszczykowski.

– To nawet nie chodzi o pieniądze, choć wiadomo, że są bardzo dobre. Chodzi o wszystkie te ułatwienia, które są związane z mandatem europosła. Jakby panią przez dwadzieścia lat wożono limuzyną, a potem nagle by się to skończyło, to miałaby pani problem z tym, by normalnie chodzić ulicą czy robić zakupy. Takie zderzenie z rzeczywistością czeka naszych kolegów – mówi polityk Prawa i Sprawiedliwości.

Inny głos: Czasem trzeba wiedzieć, kiedy powiedzieć sobie dość. Idzie nowe.

Poseł PiS: Wyborcy próbują obronić Kamińskiego i Wąsika

Nasi rozmówcy nie są za to zdziwieni sukcesem wyborczym Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika – byłych ministrów odpowiedzialnych za służby, skazanych prawomocnym wyrokiem za nadużycie władzy, a potem ułaskawionych na początku odsiadki przez prezydenta Andrzeja Dudę.

– Za mandaty Wąsik i Kamiński mogą podziękować nowej władzy. Gdyby nie ta sprawa z ich uwięzieniem, byłoby im znacznie trudniej. A tak nasi wyborcy zobaczyli, że zamiast rzetelnego rozliczenia są igrzyska i szukanie kozła ofiarnego, więc próbują ich obronić, wysyłając ich do Brukseli – ocenia poseł PiS.

Mimo że ostatecznie wybory europejskie skończyły się tylko jednym punktem procentowym przewagi Koalicji Obywatelskiej nad PiS-em, w wypowiedziach naszych rozmówców pobrzmiewa gorycz porażki. Pierwsze od dziesięciu lat głosowanie, w którym PiS nie uzyskał największego poparcia, jest dla polityków opozycji jak syrena alarmowa.

– Problem polega na tym, że nie wyciągnęliśmy wniosków ani z wyborów parlamentarnych, ani z samorządowych. Oczekujemy rozliczenia: wskazania winnych, wyciągnięcia wniosków i nowego otwarcia. Tymczasem zamiast rozliczenia jest tylko gadanie o rozliczeniu – zżyma się polityk Prawa i Sprawiedliwości.

Od wyborów europejskich do prezydenckich. Wejście Morawieckiego

Temperatura w PiS będzie tylko rosła, bo posłuszeństwo prezesowi po cichu wypowiedział Mateusz Morawiecki, który w czasie kampanii jeździł po kraju i aktywnie wspierał kandydatury swoich współpracowników z czasów premierowania: Waldemara Budę, Michała Dworczyka, Piotra Müllera. Tymczasem wyborcy w tych okręgach słyszeli od Jarosława Kaczyńskiego, by poparli inne kandydatury: jedynki.

Efekt? Do PE dostali się ludzie Morawieckiego. – Morawiecki ma teraz genialną kartę przetargową do czegokolwiek. Pokazał swoją siłę. Wszyscy zobaczyli, jak wielki posłuch ma wśród wyborców. Ale jego przeciwnicy nie poddadzą się bez walki i będą próbowali go wypchnąć. Jeśli Morawiecki to przetrzyma, to będzie gwarantem wejścia do II tury. Trudno coś takiego zlekceważyć. Jeśli Morawiecki wystartuje i znajdzie się w drugiej turze, PiS będzie jego zakładnikiem – słyszymy.

Tymczasem czas goni, bo – jak podkreślają członkowie partii Jarosława Kaczyńskiego – wbrew pozorom "wybory prezydenckie są już teraz". – Do urn pójdziemy dopiero za rok, ale kandydata musimy wybrać jeszcze w tym roku. Dlatego tak ważne jest ogarnięcie sytuacji w partii, a to nadal się nie wydarzyło. Pod powierzchnią buzuje, ludzie są wkurzeni i niespokojni – mówi jeden z naszych rozmówców.