Nikt przed nim nigdy wcześniej na coś takiego nie wpadł. Były lata 50. ubiegłego wieku, parę lat wcześniej zakończyła się II wojna światowa i Gérard Blitz uznał, że ludzie potrzebują miejsca, gdzie będą szczęśliwi. Stworzył więc takie miejsce, a potem z Gilbertem Trigano dokonali prawdziwej rewolucji w turystyce. Zastanawialiście się kiedyś, jak zaczęła historia all inclusive? Właśnie od nich. Od dwóch takich, o których w tamtych czasach pewnie myślano, że są szaleńcami.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
All inclusive to all inclusive. Jedni pasjami jeżdżą na takie wakacje, inni nigdy na nich nie byli, ale z jeszcze większą pasją się z nich wyśmiewają. Historie o talerzach z górami jedzenia, o porannym zajmowaniu leżaków, czy ogólnie zainteresowaniu ofertą alkoholową urosły do takiego mitu, jakby naprawdę w all inclusive tylko o to chodziło.
Ale z ręką na sercu, kto kiedykolwiek zastanawiał się nad tym, jak to wszystko się zaczęło? Kto pierwszy wpadł na pomysł all inclusive? I jak ten pomysł w praktyce ewoluował przez lata?
Tymczasem historia jest naprawdę fascynująca.
To oni byli pionierami takich wakacji
Ma dwóch bohaterów, choć zwłaszcza jedno z tych nazwisk wybija się na pierwszy plan. To Gérard Blitz, przedsiębiorca z obywatelstwem Belgii, syn i bratanek mistrzów olimpijskich w piłce wodnej z lat 30., szlifierz diamentów z pokolenia na pokolenie, który nigdy wcześniej z turystyką nie miał nic wspólnego.
Tak naprawdę do II wojny światowej jego rodzina w zasadzie albo szlifowała diamenty, albo pływała. On sam, jak mówił, do 12-roku życia praktycznie wyłącznie pływał i grał w wodne polo, a ojciec wprost wpychał go do basenu. Został potem fanatycznym nurkiem. I reprezentował Belgię w drużynie piłki wodnej.
To on w 1950 roku założył Club Med, znany też jako Club Méditerranée – istniejące już od 74 lat francuskie biuro podróży, specjalizujące się w all inclusive. Przez wiele lat był też szefem Europejskiej Unii Organizacji Jogi.
Drugi to Gilbert Trigano, który kilka lat później dołączył do biznesu, zaprzyjaźnił się z Blitzem i przez kilkadziesiąt lat był dyrektorem generalnym klubu (a po nim jego syn).
Niestety, żaden z nich nie dożył czasu rozkwitu all inclusive w XXI wieku. Nikt nie mógł ich więc zapytać, co myślą o tym, w którą stronę taka turystyka poszła. Pierwszy zmarł w 1990 roku w wieku 78 lat. Drugi – w 2001 roku, miał 80 lat.
A łatwo się domyślić, że za ich czasów wyglądało to nieco inaczej niż dziś. I nikt nie nazywał tego taj, jak dziś. Od tego jednak wszystko się zaczęło. A dokładnie od...wojskowych namiotów i chat krytych słomą.
Jak Blitz wpadł na pomysł all inclusive?
Ponieważ to II wojna światowa miała ogromny wpływ na to, jak potoczyło się życie Gérarda Blitza, zatrzymajmy się na chwilę przy tym wątku. Z pochodzenia był Żydem. W pewnym momencie wywiózł rodzinę do Szwajcarii i zaczął działać w Ruchu Oporu, za co zresztą kilka razy go odznaczono. Zaczął też pracować dla belgijskiego rządu na uchodźstwie.
Przez dwa lata po wojnie pracował w belgijskiej misji wojskowej we Francji. Opiekował się belgijskimi uciekinierami z obozów koncentracyjnych.
"Byli w strasznym stanie fizycznym. I problem polegał na tym, co zrobić, żeby byli zdrowsi i szczęśliwi. Stworzyłem sieć hoteli w Alpach, które były skupione wokół Chamonix. Naturalnie, ci, którzy przyjechali, nic nie płacili, a my zadbaliśmy o to, żeby nie mieli żadnych problemów materialnych" – opowiadał.
Ale dopiero wyjazd z synem na Korsykę w 1949 roku dał mu do myślenia. A właściwie spotkanie z kilkoma Francuzami, którym podobały się plaże, ale nie bardzo wiedzieli, co ze sobą zrobić.
Efekt? Założył Med Club, organizację non profit i w Alcudii na Majorce stworzył pierwszą wioskę wakacyjną dla jej członków. Był przekonany, że ludzie potrzebują miejsca, w którym będą szczęśliwi i wolni.
"Opanowała go prawdziwa pasja. Postanowił zorganizować wioski wakacyjne, w dziewiczych, pięknych miejscach nad Morzem Śródziemnym. Nie wiedział, że tworzy nowy styl życia. Nadał mu symbol Trójzębu Neptuna wyłaniającego się z morskich fal" – czytamy na stronie biura.
Domki ze słomy, namioty – tak było na początku
W 1953 roku Club Med miał już cztery takie wioski, m.in. na Korfu i Dżerbie. Trzy lata później kolejne dwie. Wypoczywało w nich 16 tys. tys. członków i przybywało następnych. W połowie lat 60. było ich już 45. Za kilka lat ponad 100. Pisano już o całym imperium i o tym, że było więcej chętnych niż miejsc. Pod koniec lat 70. klub miał ponad 700 tys. członków.
"Blitz nie wyobrażał sobie rozmiaru rynku, który jego projekt otworzył. Co bardziej zadziwiające, to fakt, iż klub przyciągnął natychmiast wielką liczbę zamożnych Francuzów. Jedyną formą reklamy Club Med przez ponad 10 lat były trzy artykuły, które opublikowano w 'Equipe'" – pisze Club Med.
Formuła była nieco inna, niż moglibyśmy się spodziewać. Na początku biedna, skromna, surowa. Ludzie spali w namiotach lub chatach ze słomy.
Club Med tak wspomina tamten czas:
"Z amerykańskiego demobilu zakupiono ponad 200 wojskowych namiotów, w których zamieszkali urlopowicze, śpiąc na polowych łóżkach. Na pierwszym dwutygodniowym turnusie wypoczywało 300 osób. W pierwszym roku funkcjonowania wioski sprzedano 2,3 tys. miejsc po 16,8 tys. starych franków. Chętnych było ponad 10 tys., więc większość odeszła z kwitkiem".
Choć brakowało prądu i bieżącej wody, nie było tam żadnych luksusów, a "brak komfortu był jednym z aspektów proponowanej formuły".
Ale dziś powiedzielibyśmy, że wszystko było tam w cenie. W ogóle nie korzystano z pieniędzy. One tam nie istniały. Nie było telewizji. Nie zamykano drzwi. Ludzie mieli nie mieć zmartwień, mieli być szczęśliwi, relaksować się, bawić i nie czuć barier klasowych, czy narodowościowych.
Było dużo sportu, muzyki, były też wieczorne pokazy.
Słowa Blitza o szczęściu do dziś są powielane, znajdziecie je w wielu wpisach w mediach społecznościowych: "Celem życia jest bycie szczęśliwym. Czas na bycie szczęśliwym jest teraz, a miejsce na bycie szczęśliwym jest tutaj!".
"Był pionierem koncepcji all inclusive
Mniej więcej w takich okolicznościach rozwinęła się współpraca Blitza z Gilbertem Trigano, dostawcą armii amerykańskiej, którego rodzina zajmowała się produkcją plandek i sprzętu kempingowego. Przyjaźnili się, Trigano dostarczał mu namioty, a potem utknął w tym biznesie na kilkadziesiąt lat.
Amerykańskie media pisały, że wtedy, w latach 50., urlopowicze spali w namiotach z nadwyżek armii amerykańskiej.
Ale już pod koniec lat 50. Med Club zmienił się w normalną, komercyjną firmę. Z czasem zaczęły pojawiać się różne udogodnienia. Kurorty Club Med oferowały coraz bardziej luksusowe zakwaterowanie, pojawiły się "wioski" nawet na statkach wycieczkowych, oferowano coraz więcej zajęć (bardzo stawiano na sport) i "coraz bardziej wyrafinowane opcje gastronomiczne".
Pojawiły się też mini kluby dla dzieci. I posiłki w formie szwedzkiego stołu.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
To Trigano wymyślił np. coś, co dziś nazwalibyśmy grupą animatorów. Tam nazywano ich GO (gentle organizer, czyli mili organizatorzy). Club Med tłumaczy, że to "zespół młodych, utalentowanych gospodarzy wioski, w której pełnili różne funkcje: byli instruktorami sportu, opiekunami dzieci w Mini Club, hostessami, pracowali w recepcji albo w butiku, a wieczorami urządzali występy i bawili gości".
Ba, pochodzili z różnych krajów, dokładnie tak, jak w hotelach all inclusive jest dziś.
To on przez długie lata zarządzał firmą. I to za jego czasów firma przeżyła największą ekspansję.
Blitz, jako honorowy ambasador klubu w tym czasie jeździł po świecie. "Wyszukuje nowe rynki i promuje ideę Club Med – połączenie wypoczynku z uprawianiem sportu, a wszystko w luksusowych warwunkach" – takie wyjaśnienie znajdujemy w archiwum klubu.
Gdy Trigano zmarł w 2001 roku, "Washington Post" tak ocenił cały pomysł:
"Club Med był pionierem koncepcji wakacji all-inclusive z nieprzerwaną rozrywką na egzotycznych, prywatnych plażach".
Z kolei "Los Angeles Times" już w 1990 roku, gdy zmarł Blitz, opisywał, jak wioski wakacyjne ewoluowały od namiotów, przez chaty ze słomy, po nowoczesne obiekty hotelowe.
Na stronie biura czytamy, że nowe kluby wyrastały nad morzem i w górach. Dziś jest ich ponad 70 na sześciu kontynentach – większość z nich to cztero- i pięciogwaizdkowe resorty, nie licząc pięciomasztowego żaglowca, jednego z największych na świecie, którym można popłynąć w rejs all inclusive.
Ale w międzyczasie, w latach 70. ubiegłego wieku, w zupełnie innym miejscu globu, zaczęto dostrzegać potencjał takiego wypoczynku.
All inclusive na Karaibach – tak zaczęła się ekspansja
I tak w 1976 roku John Issa, biznesmen z Jamajki, otworzył pierwszy hotel w rodzaju all inclusive na Jamajce. To był Negril Beach Village, w którym oferowano m.in. bezpłatną jazdę konną, żeglarstwo, jazdę na rowerze i wieczorną rozrywkę. Lokalna gazeta nazwała Issę "ojcem sektora all inclusive".
"Początkowo ośrodki te były przeznaczone wyłącznie dla singli, w końcu dołączyły do nich pary, a następnie rodziny i tak rozpoczął się nowoczesny kompleks all inclusive, jaki znamy dzisiaj" – pisze serwis Incentive Marketing.
W 1981 roku inny biznesmen, Gordon "Butch" Stewart, otworzył Sandals Resort w Montego Bay na Jamajce. Wszystko w nim – od posiłków po nurkowanie – było wliczone w cenę.
"Model ten przypadł do gustu podróżnikom poszukującym bezproblemowych i przyjemnych wakacji i wyznaczył nowy standard w kurortach all inclusive" – czytamy w brytyjskim serwisie Travellers Club.
Tu ciekawostka – Club Med wiedział, że z jego pomysłów korzystają firmy na całym świecie. Na swojej stronie opisuje, że Sandals Resort to twór jego fana, który postanowił stworzyć własny, lepszy "all inclusive", ale nie odniósł sukcesu.
Tak czy inaczej, w ten sposób all inclusive zaczęło rozprzestrzeniać się na Karaibach. Zaczęły pojawiać się kolejne firmy i hotele. I nowe oferty z atrakcjami, w tym przystosowane dla dzieci.
W innych regionach globu zainteresowanie all inclusive pojawiło się dopiero pod koniec lat 90. i na początku XXI wieku. Brytyjski serwis opisuje, że pierwszy był Meksyk, szczególnie obszary Cancún i Riwiery Maya. W tamtym czasie obiekty all inclusive pojawiły się też w regionie Morza Śródziemnego, Azji Południowo-Wschodniej i niektórych częściach Afryki.
Dziś widzimy ich ewolucję. W tym na przykład kolejne odsłony all inclusive w rodzaju soft i ultra. I jedno jest pewne. Zacytujmy tu jeszcze jeden z zagranicznych serwisów:
Jak ocenia Travellers Club, model all inclusive nie wykazuje oznak spowolnienia. Widać to też w Polsce.
W 2017 roku, jak wynikało z opracowania "Zagraniczne wakacje Polaków 2018" Polskiej Izby Turystyki, 75 proc. klientów zdecydowało się na formułę wyżywienia all inclusive.
Natomiast w ostatnim raporcie czytamy: "Wzrosła liczba turystów, którzy zdecydowali się na wyżywienie All Inclusive. W 2023 roku opcję tę wybrało 86,97 proc. klientów (w ubiegłym roku było to 84,1 proc.)".
[Organizacja] oferowała pełną wolność wyboru wszelkich atrakcji – sportu, jedzenia, zabawy itp. Rezultatem była wyjątkowa swoboda panująca w wioskach Club Medu, gdzie pieniądz był potępiony i gdzie wszystko było darmowe (jedynym wyjątkiem od tej reguły były napoje alkoholowe, za które należało płacić koralikami, kupionymi wcześniej w butiku Club Med).
Club Med
Fragment ze strony
"Od skromnych początków w powojennej Europie po obecny status globalnego fenomenu, hotel all inclusive zmienił krajobraz podróży. Dostosowując się nieustannie do potrzeb i pragnień podróżnych, kurorty all inclusive pozostają w czołówce branży hotelarsko-gastronomicznej".
Travellers Club
Fragment
Quiz
1 / 21 Na plażach popularne jest puszczanie głośno muzyki. Czy to jest twoim zdaniem faux pas?