– Każdy w domu na ten temat rozmawia – mówi młody mężczyzna. Inny opowiada, że jak załatwia różne sprawy poza Gortatowem, to od razu słyszy: "O, z Gortatowa! Co tam się u was stało?". Sprawa zabójstwa 39-letniej Natalii poruszyła całą Polskę. Ale tu szczególnie. – Świetna dziewczyna. Fantastyczna osoba – mówi o niej jeden z mieszkańców. Ale nie wszyscy znali tę rodzinę. – Teraz wydaje mi się, że kojarzę te twarze z widzenia. Gdyby człowiek wiedział, co się stanie... – takie reakcje słyszymy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Patrząc na mapę, Gortatowo wydaje się bardzo małe, jakby wbite w duże tereny leśne. Nie ma tu nawet kościoła. Choć jest cmentarz, ale Natalia, której śmierć poruszyła Polskę, nie zostanie tu pochowana. Jej pogrzeb odbędzie się w piątek, w Świebodzicach.
Gortatowo to jednak spora wieś, licząca ok. 1200 mieszkańców albo więcej. Nazywana sypialnią pobliskiego Swarzędza, a nawet Poznania. Niektórzy mieszkańcy mówią też, że właściwie są jak dzielnica sąsiedniego miasta.
Dlatego, jak tłumaczą, nie należy się dziwić, że nie wszyscy znają się tu jak w tradycyjnej wsi. Nawet jeśli mieszkają parę ulic dalej.
– Znałem ją tylko z widzenia, jak przechodziła z psem. I to wszystko, co mogę o niej powiedzieć. To jest tragedia dla wszystkich. Dla dziecka, dla całej rodziny. Wszyscy jesteśmy wstrząśnięci tą historią – reaguje jeden z mieszkańców.
– Wiem, który to dom. Znam jej twarz i twarz jej męża. Ale nigdy nie zamieniliśmy nawet słowa. Nie mieliśmy żadnych relacji. W takich miejscowościach ludzie często poznają się po samochodach. Jak ktoś zmieni samochód, to nikt mu "cześć" nie powie, bo nie rozpoznaje – dodaje.
Ale twierdzi, że ich nawet po samochodzie, czy samochodach by nie rozpoznał.
– Nikt nikomu do domu nie zagląda. Z zewnątrz wszystko wygląda ładnie, a za zamkniętymi drzwiami różne rzeczy się dzieją. Jest i miłość, jest i nienawiść. Takie sytuacje się zdarzają. Ale my tak naprawdę nie wiemy, co tam się działo. Ja nawet nie wiedziałem o rozwodzie. My się dopiero teraz z mediów wszystkiego dowiadujemy – mówi.
"Każdy w domu na ten temat rozmawia"
39-letnia Natalia zaginęła 14 czerwca. Jej ciało znaleziono 19 czerwca. Dzień później jej mężowi postawiono zarzut zabójstwa. Od jego zatrzymania mija tydzień.
– Gdy przejeżdżam w okolicy ich domu, to widzę, że nic się tam już nie dzieje. Osiedle nad Cybiną to w ogóle bardzo spokojna i cicha część Gortatowa. Nie ma tam dużego ruchu – opisuje jeden z rozmówców.
Ale sprawa zabójstwa Natalii nie przycichła. Nie ostudziła też emocji.
– Każdy w domu na ten temat rozmawia – przyznaje młody mężczyzna.
Inny: – Ludzie mówią: "Żal ogromny, szkoda kobiety, taka młoda". Żal bardzo. Ale teraz najgorsze to dziecko. Ten 10-letni chłopczyk. Dla jego ojca nie ma żadnego usprawiedliwienia. Nawet jeśli się wkurzył, mógł się opanować. To człowiek w wieku 60 lat, już trochę życia przeszedł.
Kolejny: – Minęło kilka dni, ale nie, zupełnie to nie przycichło. Ludzie rozmawiają. Jak załatwiam różne sprawy poza Gortatowem i odwiedzam różne firmy, to zaraz słyszę: "O, z Gortatowa. Co tam się u was stało, co słychać po tej tragedii". W internecie też cały czas jest Gortatowo. Staliśmy się znani. Z nieszczęścia.
A media co chwila dostarczają nową dawkę emocji w tej sprawie.
Przypomnijmy ostatnie ustalenia – kobieta chciała się rozwieść z mężem, spotykała się z kimś innym, chciała sprzedać wspólny dom. Miała też podejrzewać, że mąż ją podtruwa, ale nie miała dowodów. Spisała także testament i dodała do niego bardzo ważną wskazówkę dla śledczych, na wypadek, gdyby coś jej się stało.
"Do testamentu dołączyła kartkę: jeśli coś jej się stanie, podejrzewać należy męża. Nie chciała, by znalazł kopertę" – podała poznańska "Wyborcza".
"Świetna dziewczyna", "Mistrz w swoim fachu"
W Gortatowie słyszymy, że czytają. Śledzą doniesienia. Są ciekawi. Ale jedno trzeba przyznać – z kim nie rozmawiamy, nie chcą roznosić plotek. Jedna osoba wręcz mówi, że nie może już czytać internetowych komentarzy.
– Świetna dziewczyna. Fantastyczna osoba – mówi krótko o Natalii. Nie chce dłużej rozmawiać.
Również rodzina i najbliżsi kobiety odmówili wypowiedzi na temat tragedii Natalii i jej rodziny.
Przypomnijmy, 39-letnia kobieta była doradczynią finansową. Na jej stronie internetowej jest wiele bardzo pozytywnych opinii o niej.
"Mistrz w swoim fachu. Zawsze odpowiadała na każde pytanie i rozjaśniała zawiłe kwestie", "Kompetentna, bardzo miła", "Wyjątkowy doradca", "Wykazała się bardzo dużym profesjonalizmem na każdym etapie współpracy. To osoba konsekwentna i godna zaufania. Bardzo otwarta i elastyczna" – to komentarze jej klientów.
Ludzie dziękowali jej i polecali ją dalej. Ktoś pisał: "Kontakt do pani Natalii dostałem z polecenia od kolegów z pracy i to już powinno być najlepszą rekomendacją. Pełen profesjonalizm, pełne wsparcie oraz terminowość". I tak dalej.
– Była cudowną osobą, nic nie można było jej zarzucić. Bardzo kochała swojego synka. Opiekowała się nim. Dla nas, sąsiadów, to była przykładna rodzina – tuż po jej śmierci mówili wp.pl sąsiedzi.
Natalia była też dość aktywna na jednej z lokalnych grup facebookowych. Komentowała posty, zamieszczała swoje.
13 czerwca, dzień przed jej zaginięciem, ktoś na grupie zamieścił zdjęcie pięknej tęczy. Pod jego postem pojawiły się zdjęcia innych osób. Również Natalia pokazała tęczę.
"Na pewno nie zniknęła z własnej woli"
Ostatni raz widziano ją 14 czerwca około godz. 18:00. Pojawiły się też informacje, że tego samego dnia około 24:00 Natalia miała z siostrą kontakt, wymieniły wiadomości.
Na dzień przed jej odnalezieniem siostra przekonywała na łamach "Faktu", że "na pewno nie zniknęła z własnej woli". Dodała, że wiadomość, którą dostała od niej w dniu zaginięcia, była "nie w jej stylu".
– To nie była jej odpowiedź. Mogłaby tak odpisać, gdyby zasypiała albo z jakiegoś powodu nie była w stanie normalnie pisać – cytowano siostrę Natalii.
19 czerwca ciało 39-latki w kompleksie leśnym na poznańskich przedmieściach odnaleźli policjanci ze specjalnej grupy, która prowadziła poszukiwania. Policja dość szybko zaczęła podejrzewać męża kobiety.
Adam R. prowadził w centrum Poznania firmę informatycznąi był starszy od swojej żony o 20 lat.
Mężczyzna przyznał się do winy. W zeznaniach miał powiedzieć, że żona wróciła późno do domu, po czym w kuchni doszło do kłótni. Uderzył kobietę w twarz i zacisnął ręce wokół jej szyi. Potem wywiózł jej ciało do lasu, pozorując napaść.