Jeszcze dziesięć lat temu futbol amerykański istniał w naszej świadomości wyłącznie za sprawą filmów. Teraz wkracza na stadiony piłkarskie, potrafi przyciągnąć na trybuny tysiące osób, a liczba czynnie uprawiających ten sport stale się powiększa. To fenomen, bo chyba nigdzie indziej ta dyscyplina nie rozwija się tak dynamicznie jak u nas.

REKLAMA
Już za tydzień po raz kolejny będziemy mogli przekonać się o modzie na futbol amerykański, kiedy na murawę stadionu Polonii Warszawa wybiegną zawodnicy Warsaw Eagles i Devils Wrocław. Skąd bierze się popularność futbolu? Wygląda na to, że dostajemy sen, pełen pięknych, dzielnych i silnych mężczyzn, których wcześniej znaliśmy tylko z filmów. Jednak zamiast stać godzinami po wizę i lecieć na drugi koniec globu, ta sportowa ziemia obiecana przylatuje do nas, do Polski.
Dosłownie jak w Ameryce – tak można było się poczuć rok temu podczas finału Polskiej Ligi Futbolu Amerykańskiego pomiędzy Warsaw Eagles a Pomorze Seahawks, który odbył się na Stadionie Narodowym. Nie dość, że wszędzie amerykańskie jedzenie, to na dodatek cała oprawa meczu została jakby żywcem sprowadzona zza Oceanu. Cheerleaderki robiące sztuczki, ogromna maszerująca orkiestra. Z wysokości trybun obserwowaliśmy efektowne wyjścia obu drużyn, następnie odśpiewanie „Mazurka Dąbrowskiego”. Nie zabrakło też losowania monetą.
Następnie mieliśmy przed sobą kolejne obrazki z odległego niegdyś filmu: kapitanowie głoszą płomienne mowy do liczącej ok. 50 osób drużyny; zawodnicy podskakują w kręgu jakby rażeni prądem; dwóch graczy z kaskami na głowie zderzają się i coś do siebie mówią…
Na finał zabrakło biletów
Na wspomnianym meczu pojawiło się ponad 25 tysięcy kibiców, a zainteresowanie nim było większe, lecz ze względów bezpieczeństwa organizatorzy zdecydowali na niezwiększenie puli biletów. Finał PLFA, czyli polski „Super Bowl”, był pierwszym silnym amerykańskim akcentem nad Wisłą. Następny przyszedł parę miesięcy później podczas meczu gwiazd Europy kontra USA. Gościem honorowym imprezy był Lech Wałęsa, którego zdjęcie w kasku jednego z zawodników obiegło cały świat. Na pewno ci, którzy w 1999 roku, w Warszawie, zakładali pierwszą drużynę futbolu amerykańskiego, nie spodziewali się, że tak wielki sukces osiągną w tak krótkim czasie. Wystarczy wspomnieć, że sześć lat przed tym wydarzeniem, na pierwszy finał PLFA, który odbył się na kameralnym obiekcie RKS Marymont w Warszawie, przybyło… tysiąc osób.
W premierowej edycji PLFA wystąpiły cztery zespoły: Warsaw Eagles, Pomorze Seahawks, The Crew Wrocław oraz Fireballs Wielkopolska. W wyniku tego, że drużyny nie posiadały własnych boisk, a także dla promocji dyscypliny, grały one nie tylko w swoich miastach, ale także obiektach w Rudzie Śląskiej, Łodzi, czy Sopocie, a pierwsi zwycięzcy tych rozgrywek – Warsaw Eagles – w swoim mieście zagrali dopiero w finale! Pokonali w nim Seahawks 34:6. Choć de facto mało czasu upłynęło od tamtego finału (7 lat), to liga znacząco się powiększyła i teraz cyfra „4” nie kojarzy się liczbą ligowych drużyn, ale z czterema klasami rozgrywek w których gra 74 drużyn, w tym ponad 10 z samej stolicy.

Ludzie z innych dyscyplin, jak chociażby rugby, czasami patrzą na futbol amerykański z zazdrością, ze względu na ich imponujący rozwój. Rugbyści często nie mogą się nadziwić jak to jest, że ich dyscyplina nie potrafi zainteresować tyle osób, co futbol, a na dodatek ludzie często mylą te dwa sporty. Podobieństwa są rzecz jasna takie, że futbol ma swoje korzenie w rugby i jest grą kontaktową graną jajowatą piłką, ale na tym podobieństwa się kończą Bo na prawie wszystkich polach organizacyjnych rugby ustępuje futbolowi
Znikający zawodnicy
– To jest ciekawe, musiałem aż do kolegi z Paryża zadzwonić – opowiada mi piękną polszczyzną kolega, Francuz, który mieszka w Toruniu i próbował tam rozwinąć drużynę rugby „Szerszenie”. – To naprawdę niesamowite, ledwie trzy miesiące temu zaczęli kolesie trenować jako „Toruń Angels” i od razu na ich mecze przychodzi więcej osób, niż na klub piłkarski Elana. Najdziwniejsze w tym wszystkim to jest to, że ludzie siedzą na tych meczach i skandują na czyjąś komendę jakieś amerykańskie hasła typu „defence” lub „offence”, a nic nie rozumieją z tego co się dzieje na boisku – opowiadał Clement.
Jest kilka powodów, dla których ten sport zyskuje coraz większą liczbę fanów. Jeden z nich wynika poniekąd z tego, że jest czymś „trendy”. Niemal każdy serial amerykański, który był pokazywany w polskiej telewizji, ukazywał futbolistów jako twardzieli, najfajniejszych ludzi w szkole. Dlatego też każdy marzył o tym w dzieciństwie, by być takim futbolistą. Najfajniejszą osobą w grupie młodzieży.

– Na twoje pytanie „dlaczego młodzi Polacy lubią futbol?” zadam kontrpytanie „dlaczego młodzi palą papierosy?”, a odpowiedź na oba jest taka sama: bo robiąc to dobrze wyglądasz wśród rówieśników – rozwiał moje wątpliwości amerykański kolega, który przez jakiś czas grał dla Warsaw Eagles. Zresztą ten warszawski klub miał na początku lekkie problemy z byciem „trendy”, gdyż wielu młodym chłopakom bardziej zależało na zdjęciu w stroju, którym mogliby się pochwalić na swoich profilach facebookowych, aniżeli na samej grze. Kiedyś mówił o tym kłopocie Ian Wilcock: po pstryknięciu zdjęcia wielu zawodników… znikało.
Teraz tacy „zawodnicy” są raczej rzadkością, ale na pewno wizerunek twardziela pomaga futbolistom w rekrutowaniu nowych graczy. Nie wspominając o tym, że każdy ma szansę zagrać, bo drużyny są podzielone na różne ekipy, którym się wyznacza inne zadania. Tak więc jeśli ktoś jest cięższy, to zagra w obronie, ktoś lżejszy zagra w formacji ofensywnej, dochodzą jeszcze specjalne formacje. Ogólnie rzecz biorąc każdy ma szansę wejść na parę minut. Na pewno coś takiego powoduje, że nikt nie będzie stroił fochów, że nie wyszedł w wyjściowym składzie, bo coś takiego w futbolu nie istnieje.
Dzień Futbolu Amerykańskiego
Zapaleńcy futbolu amerykańskiego potrafią show robić znacznie lepiej od przedstawicieli innych dyscyplin granych na świeżym powietrzu. Wystarczy przejść się na mecz Eagles z Devils Wrocław, by się o tym przekonać. Organizatorzy przygotowują w swojej „Strefie rozrywki” różne atrakcje poza meczowe, jak chociażby warsztaty dla dzieci, pokazy kosmetyczne, czy prezentacje innych amerykańskich sportów. To powoduje, że na spotkania PLFA przychodzą tłumnie całe rodziny, a nie tylko zapaleńcy, jak to jest w przypadku innych sportów.

Jednak nie zawsze mecz musi być okazją do tego, by zainteresować ludzi PLFA. Kluby szukają różnych sposobów, by zaistnieć w prasie. Parę lat temu udaną akcję mieli futboliści The Crew Wrocław, którzy dogadali się z Przeglądem Sportowym i piłkarzami Śląska. 1kwietnia w Prima Aprilis gazeta opublikowała informację, że oba kluby się połączą i zawodnicy będą przeskakiwali od dyscypliny do dyscypliny. Zdjęcia piłkarzy Śląska, w tym Sebastiana Mili, w strojach futbolistów obiegły cały kraj, a The Crew przybyło wielu kibiców. Co do innych form promocji, to w najbliższym czasie już 9 kwietnia, na Stadionie Narodowym odbędzie się „Dzień Futbolu Amerykańskiego”.
Ci, którzy zdecydują się wybrać na największy obiekt sportowy w kraju będą mieli okazję założyć, tak jak Sebastian Mila, strój futbolisty i przekonać się co to za uczucie stanąć w „zbroi” na boisku otoczonym wysokimi trybunami. Właśnie takimi zagrywkami, które rzadko stosują inne dyscypliny w naszym kraju, futboliści zyskują na popularności.
Już w latach dziewięćdziesiątych byliśmy świadkami podobnego zjawiska, kiedy na naszych antenach zawitała NBA. Korty zapełniły się koszykarzami, po ulicach dzieci chodziły w czapkach z logami Chicago Bulls, czy Los Angeles Lakers, a kibice chodzili tłumnie na mecze polskiej ligi koszykówki. Jednak po jakimś czasie zainteresowanie zmalało i chyba dopiero niedawna „Gortatomania” zdołała ponownie zainteresować większą liczbę osób koszykówką. Ale na razie futbol znajduje się na fali wznoszącej i swoim pozytywnym wizerunkiem zyskuje sympatię ludzi. Ile jeszcze lat będzie to trwało? Sceptycy mówią, że „boom” może się wkrótce skończyć. Jednak na razie cieszmy się tym, że wraz ze zwiększającą się liczbą klubów, mamy więcej aktywnych sportowo osób.