Od połowy lipca w Warszawie obserwuje się padające ptaki. Chore zwierzęta trafiają do Ptasiego Azylu przy Warszawskim Zoo. Jego kierowniczka, Katarzyna Łochowska w rozmowie z naTemat powiedziała, z czym mierzy się w przychodni. – Cały czas czekamy na wyniki badań. Sami jesteśmy ciekawi. To może być wszystko. Od Gorączki Zachodniego Nilu po zatrucia – mówi.
Reklama.
Reklama.
– U nas, na Bielanach, na Chomiczówce pierwszą chorą wronę zauważyłam 19 lipca. Ta wrona nie przetrwała transportu do Ptasiego Azylu. Po powrocie do domu zobaczyłam wiadomość od sąsiadki, która zauważyła martwe ptaki w tym samym miejscu co ja. Okazało się, że na miejscu była martwa kawka, wrona i jedna osowiała kawka – zawiadomiła nas w miniony piątek Beata Niedomagała z Ptasiego Patrolu Fundacji Noga w Łapę.
To do niej trafiają umierające ptaki z Warszawy. Ujawnia, jakie mają objawy
Cierpiące zwierzęta trafiają prosto do Ptasiego Azylu działającego przy Warszawskim Zoo. Teraz jego kierowniczka Katarzyna Łochowska zgodziła się opowiedzieć nam, z czym dokładnie mierzy się w czasie prób ratowania ptaków cierpiących z nieznanych powodów.
Czytaj także:
– W połowie lipca zaczęło do nas przychodzić znacznie więcej ptaków. Faktycznie one były w bardzo ciężkim stanie – przyznaje i opowiada o objawach: – Są bardzo różne. Duszność, przegrzanie, niska kondycja. Ptaki są odwodnione, są o wiele za chude. Trafiały nam się przypadki wron po 200-260 gramów, gdzie powinny ważyć co najmniej 400 gramów.
Do tego dochodzą zaburzenia ośrodkowego układu nerwowego. – Zaburzenia widzenia, te ptaki często są leżące. Nie reagują na otoczenie – dodaje.
Łochowska wskazuje nie posiada dokładnych statystyk, natomiast ptaki, które do niej trafiły, liczy nie w dziesiątkach, a w setkach. – Powiedziałabym, że trafiło do nas około 200 ptaków. Niestety procent przeżywalności jest bardzo niski – ocenia.
– Te ptaki już trafiają do nas w bardzo ciężkim stanie. Staramy się robić, co możemy. Wkraczamy z leczeniem, wkraczamy z podawaniem płynów, ale niestety, niewiele przeżywa – wyjaśnia.
Co może być przyczyną nagłego umierania ptaków? – Cały czas czekamy na wyniki badań. Sami jesteśmy ciekawi. To może być wszystko. Od Gorączki Zachodniego Nilu po zatrucia. Ale tu czekamy na ogłoszenia Powiatowy Inspektor Weterynarii oraz Biuro Ochrony Środowiska – podsumowuje.
Seria interwencji ws. umierających ptaków w Warszawie
Jak pisaliśmy w naTemat, ptaki są badane między innymi przez Państwowy Instytut Badań Państwowego Instytutu Weterynarii.
– Takie ptaki zostały dostarczone do naszego Instytutu. One są badane w kilku kierunkach. W kierunku chorób zakaźnych oraz w kierunku badań toksykologicznych – reaguje w rozmowie z naTemat prof. dr hab. Stanisław Winiarczyk, dyrektor organu.
I dodaje: – Jeżeli chodzi o choroby zakaźne, to mówimy o diagnostyce ptasiej grypy, rzekomego pomoru oraz Gorączki Zachodniego Nilu.
Jak udało nam się ustalić, sprawę bada również policja. W rozmowie z naTemat podkom. Elwira Kozłowska przyznała, że funkcjonariusze przyjęli zgłoszenie w tej sprawie.
– 19 lipca policjanci interweniowali na ulicy Bogusławskiego 8. Na miejscu policjanci wykonali niezbędne czynności. Kilka ptaków było martwych, a jeden trafił do Ptasiego Azylu. Przyjęto zawiadomienie, a obecnie trwa ustalanie świadków oraz okoliczności zdarzenia – poinformowała.
Do akcji wkracza także wiceprzewodnicząca rady m.st. Warszawy oraz członkini komisji ds. ochrony środowiska, Melania Łuczak. Działaczka ruchu Miasto Jest Nasze zapowiedziała złożenie interpelacji w tej sprawie.
– Doszły do mnie te doniesienia. Dotyczyły nie tylko wron, ale też wróbli. Mieszkańcy zwracają mi uwagę na to, że zmniejsza się populacja ptaków w Warszawie. Będę składać interpelację w tej sprawie i zwrócę się prosto do przewodniczącej miejskiej komisji ds. środowiska – powiedziała.
I zaznaczyła: – Nie jestem ekspertem z zakresu ornitologii, natomiast wiem, że mieszkańcy spekulują o przyczynach tego zdarzenia. Jako komisja ochrony środowiska rady m.st. Warszawy musimy zająć się tym tematem. Ale musimy też dopytać ekspertów, co mogło się wydarzyć. Przyczyny mogą być róże. To może być choroba zakaźna, zanieczyszczenie środowiska, zanieczyszczenie hałasem.
Coś zaczęło zabijać ptaki w Warszawie. Czy to może być Gorączka Zachodniego Nilu?
Czym jest Gorączka Zachodniego Nilu? To odzwierzęca choroba wirusowa, której symptomy mogą być grypopodobne. Jeśli nie doszło do zajęcia układu nerwowego może pojawić się: gorączka, uczucie silnego zmęczenia, ból głowy, osłabienie mięśni, dekoncentracja, wysypka grudkowa (pomiędzy 5. a 12. dniem od pierwszych objawów)
W tzw. postaci inwazyjnej może zaś dojść do: ostrego zaburzenia świadomości, zaburzenia odruchów, drgawek, sztywności karku.
Patogen wywołujący chorobę może się łatwo rozprzestrzeniać m.in. przez ptaki, które często są kąsane przez zainfekowane komary. Owady te mogą z kolei zakażać zarówno ludzi, jak i zwierzęta (głównie konie). Nie przenoszą się na duże odległości. Samodzielnie są w stanie pokonać około 3,2 km.
Jak pisaliśmy w naTemat, Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) potwierdza, że nawet 80 proc. przypadków zakażeń wirusem powodującym gorączkę Zachodniego Nilu może przebiegać bezobjawowo.