Pamiętacie "Kogel Mogel"? Jak babcia Wolańska przyjechała z pieskiem Pusią na wakacje na wieś? Był 1988 rok, a szok kulturowy związany z jej wizytą dla obu stron był ogromny. Ale minęło tyle lat, a ja – słuchając moich rozmówców – mam wrażenie, że na wsiach wciąż bywa nie mniej zabawnie. – My jesteśmy z innego świata i ludzie z miasta są z innego. Coraz więcej rzeczy przeszkadza im we wsi. Chcą wyższego standardu – punktuje rolniczka z południowej Polski. Przeraża ją jedno: – Starsze dzieci siedzą tylko w telefonach. Ich interesuje tylko Wi-Fi. Żadne krowy, żadna wieś.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wszyscy wiemy, jak jest. Ale tę przepaść widać też na wakacjach, gdy ktoś wybiera urlop wśród krów i pól, a potem dziwi się, że życie tam jednak wygląda inaczej, niż myślał.
– Jak do nas przyjeżdżają, to wyobrażają sobie wieś jak z piosenki "Chcę wyjechać na wieś". Myślą: "Cisza, spokój, nie ma komara i muchy" – mówi nam rolniczka z Pomorza.
Przypomnijmy fragment tego utworu Urszuli Sipińskiej:
Czy jest jeszcze gdzieś
prawdziwa ta wieś
zielona, pachnąca lnem?
Z polami wśród łąk,
z garnkami, co schną
na płotach do góry dnem?
Z chatami wśród pól
i z mlekiem na stół,
z żelazkiem, co duszę ma?
A potem okazuje się, że niekoniecznie tak jest. Nie dość, że komary, że muchy....
– Są tacy, że przeszkadza im kupa, zapach, wszystko. Są żniwa. Kombajn jedzie drogą, a oni się denerwują, bo jadą za nim w korku. Oni by chcieli, żeby krowa to chyba najlepiej w pampersie szła na pastwisko, żeby oni, jadąc samochodem, nie ubrudzili sobie kół. I to jest bardzo, bardzo przykre. Bo przyjeżdżają na wieś, a tu jest ciężka praca rolników. I nie wszyscy ludzie rozumieją, że my jesteśmy uzależnieni od pogody – punktuje kobieta.
Są zachwyceni, że o 4 rano pieje kogut
W Polsce mamy istny zalew gospodarstw agroturystycznych. Ja jednak szukam takich, które prowadzą działalność rolną, a noclegi dla turystów są tylko dodatkiem. Gdzie normalnie rolnicy żyją z hodowli krów, owiec, czy różnych upraw. I gdzie miastowym oferują najprawdziwsze spotkanie z wiejskim życiem – gdzie człowiek może np. wydoić krowę i zobaczyć rolnika w polu, a nie głównie np. jeździć konno po okolicy, czy zażywać zabiegów SPA.
A że ludzie w miastach szukają ciszy i spokoju, a na wieś gnają ich sentymenty dawnych wakacji, natura i swojskie jedzenie albo po prostu chcą ją pokazać dzieciom – chętnych nie brakuje.
Zachwyconych – to oczywiste – też nie.
Rolnik z zachodniej Polski: – Naszych gości zachwyca cisza i spokój. Tego szukają. Pytają, jak daleko jest do ulicy i do lasu. Są zachwyceni, że o 4 rano pieje kogut. A w maju, czerwcu, gdy słowiki i inne ptaki śpiewają, siedzą z otwartymi buziami i przez pół nocy słuchają. Podobają im się ścieżki w lesie, bo u nas nie ma ścieżek rowerowych. I to, że mogą iść polną drogą i nikt ich nie zatrzymuje.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Rolniczka z Pomorza: – Niektórzy przyjeżdżają, bo chcą zapachu wsi. Mówią, że ten zapach ich uspokaja. Jak wstają rano, to idą do obory, żeby tak się "naćpać" tym zapachem. Przyjeżdżają z radością, bo to, co zapamiętali z dzieciństwa chcą przekazać swoim dzieciom i wnukom. Czasami odnajdują ten sentyment, a czasami nie.
Ciekawe odkrywanie nowego świata to odrębna bajka.
– Dziecko na przykład wpada w krowią minę i pyta: "A co to?". Jest zachwycone traktorem, bo taki wielki, a na obrazku w książeczce wydawał się mniejszy. Jest zafascynowane dojeniem krów – słyszę od rolników.
Ale każdy kij ma dwa końce. A oni o miastowych mają też inne obserwacje.
– My jesteśmy z innego świata i oni są z innego – mówi zdecydowanie rolniczka z południowej części Polski, nazwijmy ją Zofia.
Chcą wszystko eko. I wydziwiają, że drogo
Zofia: – Przyroda zachwyca wszystkich. Wrażenia estetyczne są maksymalne. To jest ogromny kontrast z miastem. Ale coraz więcej rzeczy przeszkadza im we wsi. Już nie może być tak naturalna i śmierdząca jak kiedyś. Ich wymagania są takie, że chcą coraz wyższych standardów.
Na przykład – pytają o ekspres do kawy.
Rolniczka zauważa też, że wszyscy się ciekawią i cieszą, gdy urodzi się cielaczek. Ale gdy zwierzę choruje albo umiera, to tego już nie chcą oglądać.
– Gdy na obiad jest rosół, to o jednego koguta jest mniej. Nie da się tego ukryć. Ale staramy się, żeby turyści takich rzeczy nie widzieli. Przyroda jest piękna i okrutna. A ludzie, którzy przyjeżdżają do nas, myślą, że tylko jest piękna. I że wszystko jest takie perełkowe i piękne – mówi.
Inny rolnik: – Chcą wszystko eko. I wydziwiają, że drogo. A przecież w Warszawie płacą nie takie ceny. Wydaje im się, że jak jadą na wieś, to musi być tanio. Czasem ktoś prosi, żeby znaleźć im rolnika we wsi, od którego mogą kupić ogórki albo pomidory – ale tylko takie, które hoduje dla siebie. I najlepiej niemal za darmo, bo 6 zł to za drogo.
Zobaczył psa na uwięzi, zrezygnował z noclegów i odjechał
Pamiętacie słynne sceny z komedii "Kogel Mogel", gdy pani Wolańska, babcia Piotrusia, udała się z wnuczkiem i psem Pusią na wieś? Jak miejscowi śmiali się, że pies ma własny talerz, ubranko i dietę?
– Czego te miastowe nie wymyślą! – podsumował Jerzy Turek, czyli filmowy Zenon Solski.
Okazuje się, że dziś temat zwierząt też budzi emocje. Z obu stron. Jeden z naszych rozmówców wspomina o "psieckach", ale ostrożnie. Mówi, że takie czasy, że łatwo można się narazić opinią na ten temat.
Zofia mówi zaś, że kiedyś było inaczej. A "Kogel Mogel" był dopiero zalążkiem. Zmiany dotyczące gości i postrzegania zwierząt i ich praw obserwuje co najmniej od 10 lat. I widzi duży kontrast.
– Kiedyś przyjeżdżali z miasta i to było normalne. A teraz jest nowe pokolenie. I oni bardziej przyjeżdżają, żeby nas korygować – twierdzi.
W czym? W kwestii zwierząt właśnie. Psów. I tych hodowlanych. Na łańcuchach, w kojcach. Ten temat powraca jak bumerang również w innych rozmowach. Jeden z rolników opowiada nawet, że raz przyjechali do niego goście z miasta, ale jak zobaczyli, że pies jest na uwięzi, to zrezygnowali z noclegów i odjechali.
Zofia: – Oni mają zupełnie inną wizję zwierząt. Wizja człowieka, który mieszka na 10 piętrze w bloku, jest zupełnie oderwana od naszej rzeczywistości. Zwłaszcza w świadomości młodzieży zwierzę jest coraz bliżej człowieka. A my nie jesteśmy w stanie traktować zwierząt tak, jak traktuje się pupila w mieście. Trzeba to zrozumieć. To są dwa różne światy.
U niej pies pełni inną rolę. Bardziej pracuje, zaganiając inne zwierzęta. I nie zawsze jest czysty.
– My nie jesteśmy w stanie zapewnić, żeby krowa czy owca była cały czas czyściutkie. Nie jesteśmy w stanie zapewnić naszym zwierzętom tego, co ludzie w mieście dla swojego pupila w bloku. Szczerze mówiąc, zaczynamy się bać gości i oczekiwań względem nas – mówi.
Starszych dzieci nie interesuje ani krowa, ani koń, ani wieś
Nasi rozmówcy mają też ciekawe obserwacje dotyczące całych rodzin. Rolniczka z południa mówi o tym z przerażeniem. Opowiada, że dzieci miastowych powyżej 7. roku życia nie interesuje dosłownie nic. Bo nie można oderwać ich od telefonów.
– Nie mówię, że wszystkie takie są. Ale to jest przerażające. Tym młodszym można coś pokazać, opowiedzieć. Interesuje je dojenie krów, są zachwycone karmieniem zwierząt, cieszy przyroda. To jest coś wspaniałego. Ale tych starszych nie interesuje ani krowa, ani koń, ani nawet piękna przyroda. Oni mają tylko swój świat w telefonie. Interesuje ich tylko hasło do Internetu i nic więcej. Te dzieci są bardzo niesforne, niezdyscyplinowane. To nie jest to, co kiedyś – mówi właścicielka jednego z gospodarstw.
W ogóle jest zdania, że dzieci na wsi są bardziej zdyscyplinowane, bo wieś uczy dyscypliny. I są nauczone pracy, bo widzą, co to praca.
I jeszcze taka obserwacja – gdy tym z miasta coś się nie podoba, rzadko kiedy mówią to wprost. Żale wylewają potem, w internecie. I tego rolnicy, z którymi rozmawiamy, nie rozumieją.
– To jest coraz częstsze. Swoją frustrację wylewają nawet za to, że podczas ich pobytu nie było pogody. Kiedyś, jak coś się komuś nie podobało, to ludzie mieli większą odwagę powiedzieć wprost. A dziś bardziej robią to w internecie. I ja boję się tych komentarzy – mówi rolniczka.