Małżeństwo oddało życie ratując swoją 4-letnią córkę, która wypadła z łodzi motorowej na jeziorze Mikołajskim. Po ogłoszeniu tragicznych doniesień samozwańczy eksperci przeszli do ofensywy. Pół internetu z precyzją najwybitniejszych śledczych wskazuje winnych oraz najbardziej szczegółowe okoliczności zdarzenia. Nikomu przez myśl nie przeszło, że te mądrości ludowe mogą czytać pogrążona w żałobie rodzina i bliscy zmarłych. Serio? Chcemy im teraz dorzucać internetową nawalankę?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Na początku minionego tygodnia służby prowadziły intensywne poszukiwania małżeństwa, które wyskoczyło z łódki motorowej, by ratować swoją 4-letnią córkę. Niestety z wody wyłowiono ciała rodziców. Okazało się, że tragicznie zmarły mężczyzna to Łukasz Doruch – wielokrotny mistrz Polski w trójboju siłowym, oraz wyciskaniu sztangi leżąc.
Oddał życie ratując 4-letnią córkę i się zaczęło... Samozwańczy eksperci atakują
Wiadomo, że 4-latka miała na sobie kamizelkę ratunkową. Dziewczynka została wyłowiona z wody przez pobliskich żeglarzy. Niedługo później trafiła do szpitala na obserwację, skąd prędko została wypisana do domu i odebrana przez dziadka.
Ciężko jest wyobrazić sobie rozmiar tej tragedii. Nie jestem w stanie wczuć się w sytuację tych rodziców. Widok córki walczącej o utrzymanie się na powierzchni i tylko kilka sekund na reakcję. Mogłoby się wydawać, że nikt nie byłby w stanie przewidzieć, co zrobiłby w takim przypadku.
Prędko jednak okazało się, że tylko ja nie byłbym w stanie tego przewidzieć. Tuż po publikacji szokujących doniesień, w mediach zaroiło się od samozwańczych ekspertów. Nie spodziewałem się, że na Facebooku i Twitterze można znaleźć tylu speców z zakresu żeglarstwa, ratownictwa oraz pływania.
W bieda-analizach publikowanych w komentarzach pod artykułami o śmierci małżeństwa czytam: "Nie róbcie bohaterów z nieodpowiedzialnych ludzi. Trzeba było uważać. Nauka dla innych", "Oddał życie? Bez przesady, zachował się nieodpowiedzialnie", "Jak oddał życie. Ci dorośli ludzie pokazali czym jest bezmyślność i brak elementarnej wiedzy o tym jak zachowywać się na łódce".
To wciąż nie koniec. "Na moje to wszyscy wpadli przez brawurową jazdę motorówką, ale tylko córce dali kapok i dlatego przeżyła. Ale lepiej, żeby mówiono o nich jak o bohaterach, a nie lekkomyślnych rodzicach", "Jakaś dziwna ta sytuacja… widzieli, że córka wpadła do wody, ale przecież miała kapok więc unosiła się na wodzie. Oboje skoczyli ją ratować? On taki sportowiec, więc kondycja, wytrzymałość itd… nic tu się nie klei" – brzmią kolejne głosy.
Nagle się okazuje, że pół Facebooka było na miejscu zdarzenia, przeprowadziło oględziny, zebrało zeznania świadków, by dalej na podstawie wybitnych, eksperckich umiejętności odtworzyć przebieg tragedii, wyciągnąć wnioski i wskazać palcem winnych.
Niesamowite jest to, jakim zdolnym jesteśmy narodem. Do naszego portfolio eksperckości z zakresu wspinaczki górskiej, weterynarii, wojny, pandemii, ekonomii właśnie doszła kryminalistyka.
A już abstrahując od tych przemądrzałych komentarzy, to nie mogę uwierzyć, że nikomu przez myśl nie przeszło, że te mądrości ludowe mogą czytać pogrążona w żałobie rodzina i bliscy zmarłych. Serio? Chcemy im teraz dorzucać internetową nawalankę?