nt_logo

Tarczyński zagrał w otwarte karty. W takim stylu ogłosił swoją kandydaturę

Alan Wysocki

30 sierpnia 2024, 07:39 · 2 minuty czytania
Dominik Tarczyński jest kolejnym politykiem Prawa i Sprawiedliwości z aspiracjami do walki o stanowisko prezydenta Polski. Europoseł Prawa i Sprawiedliwości poinformował w specjalnym komunikacie, że jest gotowy do startu w wyborach. Podkreślił jednak, że ostateczna decyzja należy do Jarosława Kaczyńskiego.


Tarczyński zagrał w otwarte karty. W takim stylu ogłosił swoją kandydaturę

Alan Wysocki
30 sierpnia 2024, 07:39 • 1 minuta czytania
Dominik Tarczyński jest kolejnym politykiem Prawa i Sprawiedliwości z aspiracjami do walki o stanowisko prezydenta Polski. Europoseł Prawa i Sprawiedliwości poinformował w specjalnym komunikacie, że jest gotowy do startu w wyborach. Podkreślił jednak, że ostateczna decyzja należy do Jarosława Kaczyńskiego.
Tarczyński zagrał w otwarte karty. Europoseł PiS chce być prezydentem. Fot. Jacek Domiński / Reporter / East News

Dominik Tarczyński opublikował niecodzienny komunikat na platformie "X". "Odpowiadając na coraz liczniejsze zapytania i komentarze: Tak, jestem gotów wystartować w nadchodzących wyborach prezydenckich" – napisał.


I dodał: "Ostateczny wybór kandydata pozostaje w rękach prezesa PiS, Jarosława Kaczyńskiego".

Teraz jednak Tarczyński mógłby mieć niemały problem. Dlaczego? Nawet gdyby Kaczyński zgodził się na jego kandydaturę i wziął go na sztandary, to ciężko powiedzieć, za jakie pieniądze będzie prowadził kampanię wyborczą.

Tarczyński zagrał w otwarte karty. Europoseł PiS chce zawalczyć o prezydenturę

W miniony czwartek szef Państwowej Komisji Wyborczej, Sylwester Marciniak ogłosił, że Prawo i Sprawiedliwość w ocenie sędziów w sposób nielegalny wydawało środki na kampanię wyborczą do Sejmu.

Komitet Jarosława Kaczyńskiego dopuścił się nieprawidłowości w wysokości 3,6 mln zł w finansowaniu kampanii wyborczej. Tym samym PKW odrzuciła sprawozdanie złożone przez PiS.

– Skutki są takie, że PiS jako partia uzyskała największą ilość mandatów i ta dotacja wynosiłaby przeszło 38 mln zł, ale na skutek przekroczenia powyżej 1 proc., dotacja zostanie pomniejszona o 10 mln zł – wyjaśnił szef PKW podczas czwartkowej konferencji prasowej. Chwilę później dodał, że partia Kaczyńskiego straci także subwencję. Łącznie kara za nieprawidłowości może wynieść ok. 57 mln zł.

Na tę decyzję zareagował jeden z potencjalnych kandydatów, Mateusz Morawiecki. "Nie godzimy się z tą decyzją i wstąpimy na drogę sądową. Przeciwstawiamy się próbom zniszczenia polskiej demokracji. Będziemy o nią walczyć, samodzielnie zbierając fundusze na kampanię! Nie dla monopolu na władzę w Polsce!" – podkreślił.

W rozmowie z naTemat o konsekwencjach utraty subwencji powiedział politolog prof. Antoni Dudek. – W moim przekonaniu te wszystkie kłopoty odbiją się na kondycji PiS, zwłaszcza jeśli chodzi o kampanię prezydencką. PiS musi ją sfinansować na dużą skalę. W PiS-ie poważnie rozważany jest wariant promowania mniej znanego polityka. Nie Morawieckiego, ale któregoś z młodszych kandydatów – powiedział.

– Pamiętam kampanię Dudy, którego konwencja przyćmiła inaugurację starań Komorowskiego o reelekcję. Ta kampania była punktem zwrotnym. Wtedy zaczęło rosnąć mu poparcie. Pytanie brzmi, czy będą pieniądze na organizację podobnej konwencji i wydarzeń teraz. To temat najważniejszy dla Kaczyńskiego – dodał.

To jednak bardzo dobry sygnał dla... Mateusza Morawieckiego. Były premier ma bowiem zarówno dobrą rozpoznawalność, jak i niemały majątek.

– Morawiecki mógłby zaangażować własne środki, bo jest najbogatszym polskim politykiem, nie tylko w PiS-ie, ale w całej klasie politycznej. On mógłby sobie sfinansować kampanię i byłoby to zgodne z prawem – podsumował prof. Dudek.