To już koniec. Róża Kozakowska jednego wieczoru była w sportowym niebie, żeby chwilę później brutalnie zderzyć się z przepisami. Z powodu nieregulaminowej poduszki została pozbawiona medalu i rekordu świata. Ale jak sama przyznaje, to słowa kibica zabolały ją najbardziej.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Róża Kozakowska przez trzy godziny była szczęśliwa po zdobyciu złota w rzucie maczugą podczas Igrzysk Paralimpijskich w Paryżu. Jednak już podczas konkursu wydarzyło się wiele złego. W drugim rzucie naszej reprezentantce wypadł bark, a kontuzja okazała się na tyle poważna, że wraca do kraju. Trzy godziny później pojawiła się informacja o jej dyskwalifikacji. Niczego nie przyniosły też protesty. Polka medalu nie odzyskała.
Róża Kozakowska wraca do Polski. Kontuzja wykluczyła ją z igrzysk paralimpijskich
Przypomnijmy, że rzut maczugą nie był jedyną dyscypliną, w której mieliśmy podziwiać Kozakowską. Polka miała także bronić srebrnego medalu w pchnięciu kulą. Wiadomo już, że z tych planów nic nie wyszło. Miesiące przygotowań na nic się zdały z powodu poważnej kontuzji.
– W tym drugim konkursowym rzucie wyrwało mi po prostu bark. Rezonans wykazał, że zerwane są wszystkie więzadła, które trzymają kość i jest wylane sporo krwi. Więc niestety oznacza to dla mnie koniec igrzysk w Paryżu. Bardzo chciałam odbić sobie wszystko w konkursie pchnięcia kulą. Ale wiem, że choćbym wzięła wszelkie dostępne leki przeciwbólowe, wszelkie blokady i zagryzła zęby tak mocno jak nigdy, ręka nie pchnie tej kuli, bo nie mam w niej ani siły, ani czucia – opowiedziała zawodniczka w rozmowie z Polsatem Sport.
Kozakowska jednak się nie załamuje. Podkreśla, że teraz najważniejsze jest wyleczenie kontuzji. Później wróci do sportu i na najważniejszą imprezę czterolecia. – Nie złamie mnie to. Oczywiście, jestem potwornie rozczarowana, ale też zadowolona z wyniku, bo rzuciłam najdalej, pobiłam rekord świata, dałam z siebie wszystko – podkreśliła.
Róża Kozakowska szczerze o tym, co zabolało ją najbardziej
Zawodniczka przyznała, że w żuciu doznała tyle bólu, że i ten nie jest w stanie jej złamać. Jednak przyznała, że bardzo zraniły ją słowa jednego z kibiców. Ten podejrzewał ją o oszustwo, czego, jak sama twierdzi, nigdy by nie zrobiła.
– Najbardziej bolało mnie to, że ktoś z kibiców w Polsce mógł pomyśleć, że zdyskwalifikowano mnie, bo chciałam oszukać. Zagrać nie fair, nielegalnie pomóc sobie w zwycięstwie. A ja bym w życiu tak nie postąpiła. Nigdy bym tak zdobytego medalu nie chciała. Chcę wygrywać czystą walką. Im cięższą i okupioną większym wysiłkiem, tym lepiej. Chcę być prawdziwym zwycięzcą, w sprawiedliwej walce. I znowu będę wygrywać. Nic się nie kończy. Muszę tylko wyzdrowieć – zaznaczyła.
Dlaczego Polka w ogóle została zdyskwalifikowana? Jak pisaliśmy w naTemat, problemem okazał się rozmiar jej poduszki pod głowę. "Polska misja paralimpijska informuje, że w nocy z piątku na sobotę Brazylijczycy złożyli protest kwestionujący rozmiar poduszki pod głową Róży Kozakowskiej, która wczoraj wygrała rywalizację rzutu maczugą, bijąc rekord świata" – pisał w oświadczeniu Polski Komitet Paralimpijski.