"Potwory: Historia Lyle'a i Erika Menendezów" to drugi sezon antologii true crime Ryana Murphy'ego zapoczątkowanej przez głośnego "Dahmera" z 2022 roku. Tym razem nie mamy seryjnego mordercy, ale dwóch braci, którzy w 1989 roku zamordowali swoich rodziców. Tylko jest haczyk, bo Murphy pokazuje też wersję braci Menendezów i zadaje pytanie: kto tak naprawdę w tej strasznej historii jest potworem? Jest mniej kontrowersyjnie niż dwa lata temu, ale też ciężko i... nierówno.
Ocena redakcji:
2.5/5
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
A mówimy w końcu o prawdziwym potworze. Jeffrey Dahmer nie tylko zabijał: niektóre swoje ofiary torturował poprzez wstrzykiwanie kwasu solnego do mózgu, a później ćwiartował i konsumował ciała czy dokonywał na zmasakrowanych zwłokach aktów nekrofilii. Łącznie zabił 17 chłopców i mężczyzn.
Kontrowersje kontrowersjami (a przeciwko serialowi wypowiadały się także rodziny ofiar): "Dahmer" Netfliksa odniósł ogromny sukces. Oglądalność była kosmiczna, a serial Ryana Murphy'ego otrzymał także dwie prestiżowe nagrody – Evan Peters zdobył Złotego Globa dla najlepszego aktora w serialu limitowany, a statuetka Emmy dla najlepszej aktorki drugoplanowej powędrowała do Niecy Nash.
Dlatego Ryan Murphy, czołowy amerykański showrunner, postanowił wraz z Ianem Brennanem kuć żelazo póki gorące i zrobić antologię. Tych twórca "Glee" i "Pose" ma zresztą już całkiem sporo: "American Horror Stories", "American Crime Story" i właśnie "Potwora" ("Monster"). W tej ostatniej wziął na tapetę głośnych amerykańskich morderców, a dokładniej "potworne postaci".
Na Netfliksa wpadł już drugi sezon serii Murphy'ego i Brennana, którą zapoczątkował "Dahmer": "Potwory: Historia Lyle'a i Erika Menendezów". I jak? Przygotujcie się, bo będzie całkiem inaczej, ale też ciężko. I niestety nie za dobrze.
O czym są "Potwory: Historia Lyle'a i Erika Menendezów"? To drugi sezon antologii z Dahmerem
Lyle i Erik Menendezowie (których historię szczegółowo opisała w naTemat Maja Mikołajczyk) to dwaj bracia, którzy zamordowali swoich rodziców. 20 sierpnia 1989 roku 21-letni Lyle i 18-letni Erik weszli do luksusowej posiadłości Kitty i Josego Menendezów, po czym zastrzelili i matkę, i ojca. Upozorowali mafijne porachunki i odjechali.
Na początku bracia nie byli brani pod uwagę jako sprawcy, umiejętnie udawali rozpacz po śmierci rodziców, a policja miała kilka wpadek w śledztwie. Jednak, kiedy zaczęli trwonić rodzinną fortunę opiewającą na 14 milionów dolarów, zaczęto zwracać na nich uwagę. Może uszłoby im to na sucho, gdyby Erik nie przyznał się do wszystkiego swojemu terapeucie...
W głośnym i bardzo medialnym procesie, który zelektryzował całe Stany Zjednoczone (a raczej procesach, bo było ich dwa), bracia zostali skazani na dożywocie. I na tym ta sprawa brutalnego morderstwa mogła się skończyć, ale jest coś jeszcze.
Mimo że prokurator utrzymywał, że bracia Menendezowie zabili ojca i matkę z powodów finansowych (bo chcieli odziedziczyć ich wielki majątek), to Erik i Luke mówili coś zupełnie innego: że odebrali Kitty i Josemu życie, bo ci stosowali wobec nich przemoc.
Ich obrońcy twierdzili, że zbrodnia była konsekwencją wieloletniego znęcania się nad chłopcami: psychicznego, fizycznego oraz seksualnego. Bracia mieli nawet obawiać się o swoje życie, zresztą Jose Menendez był znany ze swojej surowości, na przykład wobec swoich pracowników.
Opowieści braci, o tym, co miało dziać się w domu w Beverly Hill, przyprawiają o dreszcze, a ludzie znający historię Menendezów po dziś dzień zadają sobie pytanie: czy Erik i Lyle to mordercy z zimną krwią, czy ofiary, które miały już dość?
Dlaczego bracia Menendez zabili rodziców? Ryan Murphy pokazuje dwie wersje
Właśnie tym tropem idą Ryan Murphy i Ian Brennan w serialu Netfliksa. Pokazują nie tylko zbrodnię, śledztwo i proces, ale również to, co według Erika i Lyle'a miało dziać się w posiadłości Menendezów.
Co chwila skaczemy w czasie, poznajemy życie braci z ich rodzicami, wchodzimy w ich traumę i motywy, a twórcy nie oszczędzają nam detali: ani morderstwa (jest krwawe), ani przemocy fizycznej, chociaż o samym molestowaniu seksualnym i gwałtach jedynie słyszymy. Jest ciężko, duszno, mocno, chociaż (na szczęście) nie jest to poziom okropieństwa, jaki zafundował nam "Dahmer".
Wiele widzów postawi sobie jednak w kilku momentach pytanie, czy Murphy nami nie manipuluje, nie wzbudza w nas celowo emocji? W jego serialu potworami są bowiem nie tylko Erik i Lyke, ale również (a może przede wszystkim?) Jose i Kitty.
Twórcy przeważnie starają się jednak równoważyć wersje prokuratury i obrony: pokazują zdarzenia z dnia 20 sierpnia 1989 roku również według drugiej strony procesu, a także zamiłowanie braci do pieniędzy i ich rozrzutny styl życia, które według oskarżyciela miały być prawdziwym motywem zabójstwa. "Erik i Lyle mogli zabić rodziców z obu tych powodów", zdają się nam mówić showrunnerzy.
Biorąc jednak pod uwagę, ile ludzi do dziś przekonanych jest, że Erik i Lyle (dziś 53- i 56-letni) byli ofiarami, nie zdziwię się, jeśli pojawiają się nowe głosy nawołujące do wznowienia procesu. Trudno jest bowiem nie wierzyć w tę traumatyczną opowieść o wieloletniej przemocy, ojcu-sadyście oraz niekochającej matce i nie współczuć braciom Mendendezom. Jeśli ich historia jest prawdą, to wyrok, jaki dostali, jest faktycznie kontrowersyjny.
Musimy jednak pamiętać podczas seansu, że do dziś nie wiemy, czy ich zeznania faktycznie były prawdziwe: Murphy i Drennan przedstawiają jedynie przypuszczenia na podstawie procesu sądowego. Nie zapominajmy też, że bracia wciąż zabili własnych rodziców. Nic nie jest tutaj zero-jedynkowe.
Serial o braciach Menendezach jest nierówny i momentami kiczowaty
A jak wypadł sam serial? Serial jest świetnie zrealizowany, ale niestety nierówny. "Potwory" liczą dziewięć odcinków, ale również dobrze mogło być ich sześć, bo niektóre odcinki, fragmenty i wątki wydają się po prostu niepotrzebne. Jak chociażby epizod szósty, w którym oglądamy początki związku Kitty i Josego, a także dzieciństwo każdego z nich.
To długi, niepotrzebny, chociaż świetnie zagrany epizod. Prawdopodobnie dołączono go, aby pokazać, że wczesne lata życia matki i ojca braci Menendezów również były skażone przemocą, ale pachnie to tendencyjnym zabiegiem pod tytułem "oni też mieli ciężko".
Ogólnie druga połowa serialu jest słabsza, nieco bezcelowa, chaotyczna i nudnawa. Za to pierwsze pięć odcinków, a szczególnie znakomity odcinek piąty (to jeden z tych odcinków, które kręci się pod nagrody), jest naprawdę świetnych. Mają szybkie tempo, intensywną dynamikę, nieustannie rosnące napięcie, podczas gdy od odcinka szóstego wszystko wydaje się wlec i zmierzać donikąd, a sam proces jest momentami nużący. Kuleje więc scenariusz.
Jak przystało na twórczość Ryana Murphy'ego, serial jest też miejscami mocno kampowy (chociaż niektóre fragmenty wydają się kiczowate, mimo że prawdopodobnie... wcale nie miały takie być, jak absurdalna scena z peruką). To charakterystyczny styl showrunnera, który jednak ma tendencję do przesady i efekciarstwa, a w "Potworach" również to czuć. I te dialogi pełne ekspozycji...
Pytanie też, czy Murphy musi aż tak seksualizować mężczyzn. Już plakat i teaser "Historia Lyle'a i Erika Menendezów" sprawiały wrażenie, jakby serial był gejowskim romansem, a nie historią dwóch braci-morderców, o czym pisała Maja Mikołajczyk.
W serialu również są homoerotyczne akcenty i zbliżenia na piękne ciała Menendezów, które naprawdę nie są potrzebne, podobnie jak niepotrzebne były w "Dahmerze" ujęcia, w których kanibal kroił zwłoki bez koszulki. Pewnie ma to przyciągnąć widzów, ale to po prostu niesmaczne, biorąc pod uwagę, że oglądamy historię o przemocy rodziców wobec dzieci i dzieci wobec rodziców.
Obsada "Potworów: Historii Lyle'a i Erika Menendezów" jest znakomita. Nie tylko Javier Bardem
Główny atut serialu? Genialne aktorstwo, szczególnie głównej czwórki. Nicholas Alexander Chavez i Cooper Koch są absolutnie znakomici jako Lyle i Eric. To prawdziwe aktorskie odkrycie Netfliksa, bo wcześniej ci młodzi aktorzy byli stosunkowo mało znani (Chavez dostał Emmy dla młodego aktora za "Szpital miejski", Koch grał m.in. w horrorze "They/Them").
Nominowana do Oscara za "Nie czas na łzy" w 2000 roku Chloë Sevigny jest świetna jako zimna i nieczuła Kitty Menendez i wspaniale jest znowu oglądać ją na ekranie, z kolei Javier Bardem to jak zawsze klasa sama w sobie. Laureat Oscara za "To nie jest kraj dla starych ludzi" i trzykrotnie nominowany do tej nagrody hiszpański aktor jest rewelacyjny jako bezwzględny, przemocowy Jose.
Zresztą cała obsada, w tym Ari Graynor jako obrończyni Erika czy Nathan Lane jako dziennikarz relacjonujący całą sprawę są bardzo dobry, więc na polu aktorskim w "Potworach" nie ma się zupełnie do niczego przyczepić. Posypią się pewnie nagrody tak jak w przypadku "Dahmera".
Pytanie tylko, czy Ryan Murphy nie powinien porzucić swojej obsesji na punkcie true crime. Bo czy właściwie powinniśmy to w ogóle oglądać? Te prawdziwe zbrodnie, traumy, tragedie, zaburzonych ludzi? Pytanie pozostaje otwarte, ale nie oszukujmy się: będziemy oglądać.
Zresztą już zamówiono trzeci sezon "Potwora", znowu z seryjnym mordercą. Tym razem to Ed Gein, Rzeźnik z Plainfield...