– W Miami kibice gwizdali na mnie bez powodu, wyzywali w języku rosyjskim. Mojego trenera obrzucili śmieciami, wylali na niego kawę. Jestem pewny, że taka żenada nie powtórzy się w Polsce, jeśli uda nam się awansować do Grupy Światowej Pucharu Davisa - mówi w rozmowie z naTemat tenisista Jerzy Janowicz.
Gratuluję wygranej z tenisistami RPA w Pucharze Davisa. Sprawdziły się słowa Pana ojca, który mówił nam niedawno, że Polacy zwyciężą na 99%.
Jerzy Janowicz: Nigdy nie można być pewnym tego, co wydarzy się podczas meczu, ale faktycznie mocno liczyliśmy na wygraną. Byliśmy przecież w najmocniejszym składzie, aktualnie gramy nasz najlepszy tenis. Wiadomo, że były problemy: ja chorowałem, a Łukasz Kubot nabawił się kontuzji. Dramaturgii więc nie brakowało Dlatego tym bardziej cieszymy się z przebiegu tego meczu.
Awans do baraży Grupy Światowej Pucharu Davisa to wielki sukces polskiego tenisa.
Można chyba powiedzieć, że największy w historii. Polska nigdy tak daleko w rozgrywkach Pucharu nie doszła, ale… nie powinniśmy się podniecać. Czekamy na następnego rywala, już w środę losowanie.
Patrząc na składy drużyn i ich formę, chyba najlepiej byłoby spotkać się w Polsce z Izraelem. Teoretycznie to najsłabszy zespół. Mają co prawda dobrych deblistów, a więc nie będzie to łatwe spotkanie, ale biorąc pod uwagę innych przeciwników i miejsca, w których możemy zagrać, fajnie byłoby zagrać z Izraelem.
Nie boi się Pan, że polscy kibice będą chcieli zrewanżować się za wyzwiska, jakimi Żydzi obrzucili siostry Radwańskie, kiedy te grały w Izraelu?
Wiadomo, że będziemy musieli ten mecz wygrać, ale nie będzie związane to z faktem, jak zostały potraktowane siostry Radwańskiej. Dwa lata temu Izrael nas pokonał i po prostu chcielibyśmy się zrewanżować.
Jeżeli uda się pokonać najbliższego rywala, w Grupie Światowej możemy zagrać z najlepszymi – Hiszpanami czy Szwajcarami.
Ale ja mam ciarki podczas każdego meczu reprezentacji – nie tylko z najlepszymi. Nie gram na konto Janowicza, ale na konto drużyny i mojego kraju. Fakt, czy zagram z Federerem, czy z zawodnikiem, który jest w rankingu nisko, nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Grając dla Polski chcę wygrywać każdy mecz.
Z orzełkiem na piersi gra się trudniej?
Na pewno. Podczas wyjścia na kort, podczas odsłuchania hymnu człowiek czuje się wyjątkowo. Puchar Davisa wywołuje zupełnie inny rodzaj stresu, a więc mecze są znacznie trudniejsze. Jeżeli w turnieju ATP przegram, to moja porażka nie będzie nikomu wadziła. Jeżeli jednak przegram podczas Pucharu, to cierpię nie tylko ja, ale cała drużyna narodowa.
Po meczu z RPA pozostali zawodnicy i trenerzy podrzucali Pana na rękach. Wystara Pan na lidera kadry.
Wszyscy jesteśmy liderami tej drużyny. Ja powtarzam w każdym wywiadzie, że każdy jest bardzo cennym skarbem. Bez Kubota meczów byśmy nie wygrywali, bez debla też nie. To drużyna, nie zbiór indywidualności. Atmosfera między nami jest naprawdę świetna. Podczas meczów można zresztą usłyszeć, jak się wspieramy.
Poza tym, że grał Pan bardzo dobrze, grał Pan także z chorobą.
W niedzielną noc przebadał mnie lekarz i okazało się, że mam zapalenie górnych dróg oddechowych i zapalenie gardła. Podczas spotkania były problemy z oddychaniem. Warunki meczu z RPA były ciężkie, wypiłem jednak trochę redbulów i jakoś się udało.
Puchar Davisa swoją drogą, ale kibice patrzą na Pana występy indywidualne. A te, na początku, nie zachwycały.
Dla mnie to już historia. Nie mogę pozwolić sobie na spekulacje o przeszłości. Nie mam nawet na to ochoty. To było trzy tygodnie temu. Teraz w głowie cały czas mam Puchar Davisa.
Ale tuż przed Panem jest turniej w Monte Carlo, a później w Barcelonie.
Do Monte Carlo lecę w środę. Przed French Open zagram w trzech turniejach 1000 – właśnie w Monte Carlo, w Rzymie i w Madrycie. Terminarz jest bardzo napięty, bo przede mną same wielkie i ważne zawody. Zobaczymy jak będzie, ale po Pucharze Davisa nabrałem pewności siebie, więc jestem optymistą.
Pana ojciec mówił, że celem na ten sezon jest wskoczenie do rankingowej „dwudziestki”. Ambitnie.
Wydaje mi się, że usatysfakcjonowałoby mnie utrzymanie się w „trzydziestce”. Umówmy się – sukces z Paryża to był nagły wybuch. Dlatego nie można się podniecać i nakładać na mnie dodatkowej presji. To może tylko przeszkodzić. Cel – pierwsza „trzydziestka” – jest obiektywny.
Finał z Paryża nie zaczyna Panu ciążyć?
Nie przejmuję się tym, bo gram dla siebie. Jedynymi osobami, które mogą mieć do mnie pretensje po moim słabszym wyniku są rodzice, trenerzy i sponsorzy. Reszta może sobie komentować. Ja nie będę się tym zajmował.
Krytyką nie będę się przejmował. Realia są takie, że jak jest dobrze, to wszyscy stoją za tobą murem, a jak gorzej – oblewają cię szlamem. Zawsze staram się grać na sto procent, a, że czasem przegrywam? Przecież to sport.
Dużo ostrych słów padło w Pana stronę po meczu z Thomazem Beluccim w Miami.
Taka już mentalność Polaków: jeżeli komuś się nie powodzi tak, jak teoretycznie powinno, to trzeba znaleźć jakąś sensację, fajną informację, którą można ładnie sprzedać. Szkoda tylko, że te informacje są błędne.
Według mediów miał Pan wykłócać się z sędziami, krzyczeć na chłopca do podawania piłkę, dyskutować z publicznością…
Problemy z brazylijską publicznością miałem od samego początku. Już podczas przemarszu z szatni na kort kibice podbiegali do mnie, krzyczeli dziwne rzeczy. Kiedy zacząłem wiązać buta, wszyscy mnie wygwizdali…
Co krzyczeli kibice?
Były to wyzwiska i obelgi w języku rosyjskim. Nie mam ochoty, żeby wspominać te stwierdzenia, ale zrozumiałem wszystko, bo rosyjski jest podobny do polskiego. Szkoda, że sędzia był Francuzem, bo nie miał pojęcia o czym krzyczą ludzie.
W pewnym momencie sam zaczął Pan jednak podjudzać fanów.
Był jeden moment w pierwszym secie, gdy popełniłem podwójny błąd serwisowy a publiczność klaskała, gwizdała i cieszyła się. A więc ja z uśmiechem na ustach pokazałem, żeby robili to jeszcze głośniej.
Nie wiem. Znam takich, którzy potrafią uspokoić sytuację. Po meczu nie rozmawiałem z samym Beluccim, ale jego trener już w trakcie spotkania próbował okiełznać publikę. Mój trener, który jest przecież oazą spokoju nie wytrzymał i też zaczął kłócić się z ludźmi. I jak to się skoczyło? Wyzwali go, obrzucili jakimiś śmieciami i wylali na niego kawę. Żenada.
Mówimy o brzydkim zachowaniu kibiców brazylijskich, ale Polscy fani zostali kilka miesięcy temu wyproszeni z trybun w Melbourne, także za niekulturalny doping. I to było podczas Pańskiego meczu.
To nie tak – tak naprawdę było tam trzech kibiców, którzy cały czas przeszkadzali. Mi także. Ochrona się jednak pomyliła i zamiast nich, wyprowadzili grupę polskich fanów. Po chwili jednak sędzia stołkowy nadał przez krótkofalówkę, że doszło do pomyłki. Polscy kibice po dwóch gemach wrócili na trybuny, a wyrzuceni zostali ci, którzy przeszkodzili.
Oby takie sytuacje jak w Miami nie zdarzały się na meczach Grupy Światowej Pucharu Davisa w Polsce…
Są kraje, gdzie takie sytuacje były i mają miejsce – właśnie Brazylia, Izrael. U nas jednak, jeżeli uda nam się awansować, na pewno będzie świetna atmosfera. Fani pokazali to już podczas meczu z RPA, bo nie da się ukryć, że bardzo pomogli nam swoim dopingiem.