Statystyki pokazują, że policja i prokuratura coraz sprawniej łapią zabójców. Ale ciągle zmagają się z sytuacjami, które ich przerastają. Błędy, mataczenie, przebiegłość sprawców powodują, że coraz trudniej odkryć prawdę, o którą dopominają się rodziny ofiary. Przypominamy najgłośniejsze i najbardziej bulwersujące sprawy zabójstw i tajemniczych zaginięć z ostatnich lat.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Cold case to międzynarodowe określenie "zimnej sprawy", w której nie wykryto zabójcy a śledztwo utknęło w martwym punkcie. Takich w Polsce jest obecnie kilka rocznie, ale bywało o wiele gorzej.
W zeszłym roku w Polsce zamordowano 559 osób. Znaleziono sprawców 555 z tych zabójstw. A to oznacza, że na wolności znajduje się czwórka morderców. To i tak mało. Od 1999 roku zdarzało się, że nie znajdowano sprawców ponad 100 zabójstw.
Niektórych spraw nie udało się rozwiązać do dziś. Przykładem takiej może być tragiczna śmierć Jolanty Brzeskiej. Ale policja (oraz prokuratura) nie złapała też zabójcy swojego byłego komendanta głównego, morderców dziennikarza, nie rozwiązała sprawy zaginięcia pięcioosobowej rodziny. Do dziś ciągnie się upokarzająca wymiar sprawiedliwości sprawa torturowanej i zabitej nastolatki. To ofiary, które ciągle czekają na sprawiedliwość.
Jolanta Brzeska: śledztwo znów w martwym punkcie
Palące się zwłoki Brzeskiej znaleziono 1 marca 2011 w warszawskim Parku Kultury Powsin. "Biegli nie ujawnili żadnych obrażeń mechanicznych (poza oparzeniami), które mogły mieć wpływ na zgon pokrzywdzonej" – czytamy w komunikacie prokuratury.
Biegli wykryli natomiast "obecność nafty w odzieży pokrzywdzonej, a także obecność sadzy w dolnych drogach oddechowych pokrzywdzonej" – poinformowali.
I dalej: "Zdaniem biegłych obecność sadzy wskazuje, że w chwili pierwszej fazy kontaktu z pożarem Jolanta Brzeska żyła i oddychała jego atmosferą. Jako przyczynę zgonu Jolanty Brzeskiej biegli wskazali wstrząs termiczny oraz podtrucie tlenkiem węgla".
Ale dlaczego zginęła i czy ktoś jej w tym pomógł? Tego ciągle nie wiadomo. Jolanta Brzeska w chwili śmierci miała 64 lata. Stała się ofiarą dzikiej prywatyzacji, ale jako jedna z niewielu miała siłę i godność, by się jej przeciwstawić.
Czytaj także:
Przypomnijmy: w 2006 roku sekretarz miasta Warszawy z ramienia Prawa i Sprawiedliwości wydał decyzję reprywatyzacyjną w stosunku do kamienicy przy Nabielaka 9.
Budynek trafił w ręce trójki spadkobierców dawnych właścicieli i tzw. kupca roszczeń, Marka M. Ten nabył za bezcen część praw do kamienicy od innych spadkobierców. Nowi właściciele radykalnie podwyższyli czynsze mieszkańcom i żądali od nich pieniędzy za "bezumowne korzystanie" z lokali. Skutek był taki, że prawie wszyscy opuścili mieszkania.
Jolanta Brzeska była działaczką Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów. Walczyła z bezdusznością urzędników i wielkim niemoralnym biznesem. Podpadła więc wielu ludziom. Nie wiadomo jednak, jak trafiła do Powsina i jak zginęła. Wiadomo, że z domu wyszła tak, jakby miała do niego zaraz wrócić. Być może z kimś, kogo znała i komu ufała.
Śledztwo w sprawie jej śmierci zamknięto w dwa lata po tragedii w Powsinie. W 2016, za czasów ministra Zbigniewa Ziobry zostało wznowione. Nie bardzo wiadomo po co, bo w sprawie nie pojawiły się żadne nowe informacje. Teraz zamknięto je ponownie.
Wzburzenie wielu osób budzi jednak uzasadnienie decyzji. "Prokurator uznał, że pomimo wykonania wielu czynności dowodowych nie jest możliwe ustalenie niebudzącego wątpliwości stanu faktycznego i ustalenie jednej, niepodważalnej wersji zdarzenia. Uprawnione jest natomiast stwierdzenie, że brak jest dowodów dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa, i z tego powodu prokurator umorzył śledztwo w tej w sprawie" – czytamy w dokumencie.
Śledczy nie znaleźli po prostu wiarygodnych danych świadczących o zabójstwie. Uznali więc, że równie prawdopodobny jest nieszczęśliwy wypadek albo targnięcie się na życie. Wiadomo jednak, że na początku śledztwo prowadzone było po łebkach. Zwłoki zidentyfikowano dopiero po pięciu dniach. Kawałki nadpalonej odzieży w powsińskim parku ktoś znajdował jeszcze miesiąc po zdarzeniu. Zaś w ogóle nie znaleziono aparatu słuchowego ofiary, popełniono mnóstwo błędów, które dziś są już nie do naprawienia.
Iwona Cygan: sprawa ciągnie się do dziś
Błędy naprawiono (chociaż nie wiadomo, czy tryb dokonany jest w tym przypadku uzasadniony) za to w sprawie brutalnego morderstwa Iwony Cygan. Szkoda, że zajęło to wiele lat, bo o tym, że sprawa śmierdziała na kilometr, wiedzieli wszyscy w Szczucinie. Iwona Cygan została brutalnie zamordowanaw sierpniu 1998 roku. Miała 17 lat. Przed śmiercią była torturowana.
Czytaj także:
Rodzina zmarłej ze Szczucina czekała niemal 20 lat na proces, który wymierzyłby sprawiedliwość. Wreszcie 6 czerwca 2018 roku na ławie oskarżonych zasiadło 17 osób, w tym 14 policjantów oskarżonych o tuszowanie sprawy. Bo miejscowi funkcjonariusze na własne oczy widzieli: z kim wsiadła do samochodu, gdzie została wywieziona. Mieli świadków zbrodni. Ale nic z tym nie zrobili.
Dodajmy tylko, że proces toczy się do dziś.
Ziętara: było morderstwo, ciała nie odnaleziono
Do dziś za to nie wiadomo, co mogło się stać z Jarosławem Ziętarą. Ziętara był dziennikarzem śledczym, badającym nielegalne powiązania holdingu Elektromis z rządem. Wyszedł do pracy rankiem 1 września 1992. I zaginął.
Prokuratura ustaliła, że został porwany przez trzech mężczyzn podających się za policjantów. I zamordowany. Ciała nigdy nie odnaleziono. Podobno miało zostać rozpuszczone w kwasie, zaś szczątki kości rozrzucono w różnych miejscach. Do przedawnienia zbrodni pozostało już tylko osiem lat.
Przed zaginięciem dziennikarz miał się zajmować działalnością biznesową Aleksandra G., w tym jego domniemanymi związkami ze służbami specjalnymi i organizacjami przestępczymi. W śledztwie przewijały się wątki dotyczące całej biznesowej śmietanki Poznania i związków ze służbami specjalnymi.
W 2022 roku Sąd Okręgowy w Poznaniu uniewinnił oskarżonego o podżeganie do zabójstwa Ziętary byłego senatora Aleksandra G.; w styczniu 2024 roku orzeczenie to podtrzymał sąd apelacyjny. W maju 2024 roku prokuratura wystąpiła do Sądu Najwyższego o kasację tego wyroku.
W październiku 2022 roku, w innym procesie, Sąd Okręgowy w Poznaniu uniewinnił Mirosława R., ps. Ryba, i Dariusza L., ps. Lala, oskarżonych o uprowadzenie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie Ziętary. Wyrok nie jest prawomocny. Apelacja nie została jeszcze rozpoznana.
Kilka tygodni temu Rada Polskich Mediów zaapelowała do ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego Adama Bodnara o podjęcie śledztwa w sprawie zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary.
"W państwie prawa nie może być zgody na brak kary za zbrodnię. Szczególnie za zbrodnię, która w swojej istocie jest zamachem na podstawy demokratycznego państwa. Zabójstwo dziennikarza, by uniemożliwić mu publikację materiałów, jest najbardziej drastyczną formą cenzury" – czytamy w apelu.
Zabójstwo generała Papały
Były już wtedy komendant główny polskiej policji mieszkał w bloku przy Rzymowskiego 17 na warszawskim Mokotowie. 25 czerwca 1998 roku ktoś strzelił mu w głowę na parkingu pod domem. Sprawca użył pistoletu TT z tłumikiem.
Po ponad 26 latach od tej zbrodni jej wykonawcy i zleceniodawcy albo chodzą wolno, albo już nie żyją. Seria porażek zaczęła się chwilę po tym, jak żona Marka Papały znalazła jego ciało leżące obok samochodu. Miejsce zbrodni zadeptały służby ratownicze, policjanci, dziennikarze i gapie.
Rok temu (w listopadzie 2023 roku) zakończył się kolejny proces w sprawie zabójstwa Papały. Na ławie oskarżonych siedział Igor Ł. (lub M., używał dwóch nazwisk) pseudonim Patyk. W jego winę nie wierzył prawie nikt. Patyk był złodziejem, nie zabójcą. W trakcie swojej krótkiej, acz burzliwej kariery kierował sporą grupą, która ukradła ok. 150 samochodów. Na ogół o wiele lepszych, niż Daewoo Espero, którym jeździł Papała.
Patyk nie był niewiniątkiem. W latach 90. kradł wszystko, co miało cztery koła i dało się szybko i dobrze sprzedać. Po 10 latach nieustannego i szybkiego rozwoju złodziejskiego interesu Patyk wpadł. Poszedł w tzw. koronkę, stał się świadkiem koronnym. Dzięki jego zeznaniom do więzienia poszło wielu gangusów, w tym Robert P. (ps. Biker), który po wyjściu z więzienia oskarżył Patyka o zabójstwo Papały.
W 2015 roku prokuratura poszła podrzuconym przez niego tropem. Osiem lat później sąd uznał, że Igor M. jest niewinny.
A kto jest? Nie wiadomo. Wersji śledztwa było przynajmniej kilkanaście. W pewnym momencie doszło do tego, że jedna z polskich prokuratur prowadziła sprawę zabójstwa Papały przeciwko biznesmenowi Edwardowi Mazurowi i gangsterowi Ryszardowi Boguckiemu. A druga oskarżała kogoś zupełnie innego – Igora M. Pojawiały się wątki służb specjalnych Polski albo innych krajów, zemsty gangów, przypadkowej śmierci.
Ale zarzutów nie usłyszał nikt. Do dziś nie wiadomo, dlaczego zginął Papała. Podejrzewano nawet wątek osobisty, bo były komendant miał nie być wierny swojej żonie. W jego trumnie zamontowano nawet podsłuch, mając nadzieję, że ktoś z bliskich powie nad zwłokami Papały coś, co pozwoli rozwiązać zagadkę jego śmierci. Nic takiego nie nastąpiło.
Zaginięcie Iwony Wieczorek
To niezwykle medialna sprawa. W Polsce co roku znika wiele osób, ale przypadek młodej kobiety z Gdańska do dziś rozgrzewa wyobraźnię tysięcy osób. Zniknęła bez śladu w drodze do domu. W tej sprawie pojawiają się ciągle różne wątki, ale ich wartość dowodowa jest nikła. Ktoś coś powiedział, ktoś coś usłyszał, wywnioskował.
Fakty są takie, że poza sprawcą lub sprawcami zaginięcia lub zabójstwa, nikt nie ma pojęcia, gdzie jest Iwona Wieczorek lub jej ciało. Czy sprawa Iwony Wieczorek jest przykładem porażki śledczych? Trudno powiedzieć. Wydaje się, że zrobili sporo, zbadali różne wątki. Ale nie mieli też puntu zaczepienia.
Między 2:56 a 3:37 dziewczyna próbowała skontaktować się z kilkoma znajomymi. O godz. 2:56, a następnie o 3:02, Iwona Wieczorekpoprosiła SMS-owo o kontakt koleżankę Katarzynę P.
"Drugie wejście od molo, czekam" – to treść wiadomości wysłanej o godz. 3:11 do Adrii S. Dwadzieścia minut później 19-latka napisała do kolegi Kamila D. SMS-a o treści "Żyjesz?". "Tak, żyję, śpię" – odpisał.
O 3:33 wysłała ponownie SMS-a do Adrii. "O gówno mnie zaczepiają" – napisała, ale nie wspomniała, o kogo chodzi. Chwilę później rozmawiały, Adria S. zeznała, że głównie o tym, że jej rzeczy zostawi na swoim balkonie.
Zarejestrowano jeszcze dwie ostatnie aktywności telefonu komórkowego Iwony Wieczorek. "Zadzwoń proszę" – to treść SMS-a, jaki o 3:47 otrzymał od niej Kamil D. "A co się stało pijaku?" – brzmiała jego odpowiedź. Po chwili dziewczyna podjęła bezskuteczną próbę dodzwonienia się do Pawła P. O 3:49 bateria w jej telefonie się rozładowała.
O 4:12 Iwona Wieczorek pojawia się ostatni raz przed kamerą miejskiego monitoringu, a potem ślad się urywa.
Sprawa rodziny Bogdańskich
W kwietniu 2003 roku z domu w Starowej Górze (woj. łódzkie) wyparowała cała pięcioosobowa rodzina Bogdańskich. Ich bliscy niepokoili się brakiem kontaktu, w końcu do nich pojechali. W zlewie znaleźli brudne naczynia, lodówka była pełna jedzenia, uwagę przykuwała wpięta w gniazdko ładowarka. Wyglądało tak, jakby pięć osób wyszło na chwilę z domu.
Ta chwila trwa już ponad 20 lat i do tej pory nikt nie wie, co się właściwie stało. Zniknął Krzysztof Bogdański, jego matka Danuta (wymagająca opieki po udarze), żona Bożena i dwójka dzieci: 16-letnia Małgosia i 12-letni Kuba. Zostały tylko zagadki.
Wiadomo, że z domu zniknęły jedynie dokumenty rodziny (w tym paszporty, ale tego dokumentu nie miała wyrobionego matka Krzysztofa), twarde dyski z komputerów i piżama Kuby. Zostały za to długi, bo Krzysztof Bogdański miał zapożyczyć się w bankach i u znajomych na astronomiczną wtedy kwotę miliona złotych.
Teorii do dziś jest sporo. Bo rodzina mogła zniknąć z gotówką i rozpocząć życie w innym kraju. Ale nie znaleziono ich śladów na granicach. Interes Krzysztofa szedł źle i podobno miał zapożyczyć się u mafii. Ale czy mafia pozbyłaby się tylu osób, bez próby odzyskania długu?
Rozważano też wersję rozszerzonego samobójstwa lub zabójstwa przez kogoś bliskiego. Zagadka pozostaje nierozwiązana do dziś.
Pamiętajmy też, że w zeszłym roku miesięcznie dochodziło w Polsce średnio do prawie 47 zabójstw. Ofiary i ich oprawcy najczęściej się znają. Zabójstw najczęściej dokonuje się nożem, siekierą i tzw. tępym narzędziem.