Zasiada w nim 100 senatorów. Do tej pory Demokraci mieli minimalną większość 51 deputowanych. Republikanie mieli 49 senatorów.
To ma się zmienić w wyniku nocnych wyborów – wynika z ich wstępnych wyników. Stanie się tak prawdopodobnie po przewidywanych zwycięstwach Republikanów w Wirginii Zachodniej i Ohio.
W Wirginii Zachodniej miejsce wcześniej zajmowane przez Demokratów zdobył obecny gubernator stanu, Jim Justice. Przypadło ono Republikanom po odejściu na emeryturę byłego Demokraty Joe Manchina, który konfliktował się z członkami własnej partii, zanim został senatorem niezależnym.
Także Justice w przeszłości zmieniał barwy polityczne. Dołączył do Republikanów w 2017 roku, a ogłosił to na wiecu Donalda Trumpa.
Z kolei w Ohio jeden z mandatów zdobył kandydat Republikanów Bernie Moreno. Pokonał urzędującego Demokratę Sherroda Browna – podaje AP na podstawie ankiet wyborców i wstępnego liczenia głosów.
Strata Browna jest ciosem dla Demokratów. Ich niewielka większość opiera się na wsparciu niezależnych parlamentarzystów. Republikanie, którzy obecnie posiadają 49 mandatów, do przejęcia kontroli nad Senatem będą potrzebować już tylko jednego lub dwóch dodatkowych mandatów.
Wstępne wyniki wskazują też, że Republikanie utrzymają kontrolę nad miejscem w Senacie na Florydzie. Rick Scott, także były gubernator, został wybrany pierwszy raz sześć lat temu, przeciwko byłej kongresmence z Miami, Debbie Mucarsel-Powell, demokratce, która jako dziecko wyemigrowała z Ekwadoru.
O ostatecznym układzie sił w Kongresie zdecydują wyniki w Arizonie, Montanie, Pensylwanii, Michigan, Nevadzie, Nebrasce, Teksasie i Wisconsin. Jednak na ten moment przewaga Republikanów jest stosunkowo łatwa do przewidzenia.
Zdecydowana większość wyborów do Izby Reprezentantów odbywa się w regionach, gdzie zwycięstwo jednej partii jest prawie pewne. Wybory do Izby Reprezentantów, gdzie odbywają się kluczowe pojedynki, toczą się między innymi w Kalifornii, na Alasce, w Nowym Jorku, Waszyngtonie czy Maine.
Warto zaznaczyć, że partia, która zdobędzie większość po obu stronach Kapitolu, będzie miała szerokie pole do realizacji własnego programu, niezależnie od tego, kto zostanie prezydentem USA.
A partia, która sprawowałaby kontrolę nad Izbą Reprezentantów, Senatem i Białym Domem miałaby szerokie uprawnienia do uchwalania ustaw.