– Nie możemy też czekać, aż ktoś przyjedzie na białym koniu i nas wyciągnie z samotności, uratuje. Znacznie lepiej jest zadziałać i zacząć interesować się drugim człowiekiem. Nie czekać aż ktoś do nas zadzwoni i zapyta: "A czy ty nie jesteś samotna?" Sami powinniśmy inicjować kontakt. Wiem, że to czasami wymaga wyjścia poza strefę komfortu – mówi psycholożka i psychoterapeutka Katarzyna Kucewicz.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wywiad jest elementem redakcyjnej akcji naTemat "Samotność seniora nie tylko od święta". Pokazujemy w niej, co osobom starszym ciąży najbardziej. Nie tylko przed świętami, ale przez cały rok. Samotność, bieda, choroby. To problemy, które mogą dotyczyć każdego z nas. Święta to dobry czas, żeby się zatrzymać i pomyśleć o innych. W ramach naszej akcji zorganizowaliśmy zrzutkę (tu link) na pomóc seniorom – podopiecznym dwóch fundacji, które współpracowały z nami podczas akcji: Senior w Koronie i Kluboteka Dojrzałego Człowieka. Obie te organizacje przez cały rok pomagają osobom potrzebującym. Przeczytajcie nasze teksty i dołączcie do nas. Dobro wraca!
Katarzyna Kucewicz: To bardzo radykalne stwierdzenie. Samotność może przyczynić się do depresyjności, zwiększać poziom stresu, obniżać formę psychofizyczną. To w efekcie może sprawić, że będzie nam się funkcjonowało gorzej albo dłużej będziemy dochodzić do siebie np. po chorobach. Albo będziemy mieć obniżoną odporność.
Są nawet badania naukowców z University of California San Diego, którzy szacują, że samotność prawie o 30 proc. zwiększa ryzyko chorób serca, o 32 proc. – udaru, o 50 proc. – demencji. A aż o 60 proc. podnosi zagrożenie przedwczesną śmiercią.
Tak, bo samotność jest mocno stresogenna. Trzeba jednak pamiętać, że przytoczone choroby czy zaburzenia neurodegeneracyjne są wieloczynnikowe. Nie jest tak, że z powodu samotności dostaje się Alzheimera.
Ale przez wieloletnią samotność rośnie ryzyko Alzheimera czy Parkinsona.
Tak. Samotność może nieść za sobą szereg konsekwencji. Na przykład, kiedy człowiek staje się wyizolowany, to może zacząć zaniedbywać swoje zdrowie. Jest depresyjny, ignoruje pierwsze objawy choroby, co w efekcie może doprowadzać do tego, że stan jego zdrowia się pogarsza. Natomiast nie jest też tak, że kontakt z drugim człowiekiem...
… ochroni nas przed Alzheimerem.
Dokładnie. Zwłaszcza kiedy obracamy się wśród ludzi nieżyczliwych czy jesteśmy w przemocowych związkach. Kiedy mamy 80-latkę, nad którą od lat znęca się mąż, to w jej przypadku ta samotność, której tak bardzo się boimy, byłaby pewnie bardziej komfortowym stanem niż życie w ciągłym konflikcie i strachu.
Czytaj także:
Poniżej dalsza część wywiadu.
Jak opisać samotność?
Są takie dwa pojęcia: samotność i osamotnienie. Samotność to odizolowanie, utrzymywanie bardzo sporadycznych kontaktów z innymi osobami, życie w odosobnieniu, na odludziu, unikanie interakcji. Osamotnienie zaś charakteryzuje się brakiem poczucia przynależności. I może nie wiązać się z brakiem ludzi wokół siebie, co prędzej z brakiem płaszczyzny porozumienia.
Samotność nie musi być wyłącznie negatywnym i bolesnym doświadczeniem. Nie musi być czymś, co nas unieszczęśliwia. Chyba że nadamy swojej samotności negatywne znaczenie.
Ale są osoby, które w samotności się odnajdują. Albo są samotne okresowo. Jest np. tak, że ktoś wybiera się na dwa miesiące do jakiejś głuszy, nie ma się do kogo odezwać i to mu w ogóle nie przeszkadza.
Bo pewnie wie, że zaraz wróci do przyjaciół, rodziny.
To też jest samotność, tyle że określona czasowo. I ona czasami może być człowiekowi potrzebna –żeby wsłuchać się w siebie, w swoje potrzeby, złapać równowagę, zrozumieć siebie bardziej.
Mamy też osoby introwertyczne, które mają niewielką potrzebę kontaktów społecznych. Taki człowiek też może doświadczać pozytywnej samotności. Choć z introwertykami jest tak, że oni potrzebują tych więzi, tylko nie aż tak wielu.
Jednak dla większości z nas samotność jest raczej doświadczeniem trudnym i łamiącym, jest związana z poczuciem nieszczęścia, niezrozumienia. Niezależnie, ile obok nas jest osób, to my czujemy się sami, wtedy kiedy mamy wrażenie, że nikt nie rozumie naszej perspektywy, nie widzi nas, nie wspiera.
Możemy być w związkach, relacjach i czuć się samotni?
Oczywiście. Wiele osób właśnie w takich sytuacjach odczuwa samotność. Gdy siedzą np. przy wigilijnym stole i czują, że nie ma tu dla nich miejsca, że nikt nie zwraca na nich uwagi, że są nieważni. Osamotnienie to doświadczenie bardziej wewnętrznej izolacji. Samotność fizyczną widzimy w mediach, reklamach, na przykład w spocie starszą osobę, która siedzi nad pustym talerzem. A wokół nie ma nikogo. To taki rodzaj samotności, której się boimy i którą sobie wyobrażamy na dźwięk tego słowa. Natomiast tak naprawdę samotność często nie wygląda w taki sposób.
A jak wygląda?
Wokół osób głęboko osamotnionych często są ludzie, rozmawiają, pozornie utrzymują kontakt. Ale nierzadko to relacje powierzchowne. Często ludzie skarżą się, że nie są widziani ani słuchani. Za to szybko się ich ocenia. Taki rodzaj osamotnienia jest depresjogenny i sprawia, że ten człowiek zaczyna się dużo gorzej czuć. Takie odczucie pozbawia sensu życia i może być bardzo przygnębiające. I to rodzaj samotności, który może przyczyniać się do odczuwania stresu, który w następstwie powoduje choroby i pogorszenie dobrostanu.
Mówi się, że cztery uściski dziennie pozwolą nam przetrwać, osiem – prawidłowo funkcjonować a dwanaście – prawidłowo się rozwijać. I że człowiek, który nie jest utulany, zaczyna chorować.
Wszystko zależy od tego, czego dana osoba potrzebuje. Są ludzie, dla których katastrofą jest, kiedy nikt ich nie przytula. Nagły brak dotyku i kontaktu może być czymś bardzo trudnym, załamującym poczucie bezpieczeństwa.
Ale są też osoby, które potrzebują znacznie mniej dotyku. I w sytuacji, kiedy są w dołku psychicznym, nie chcą być przytulani. Najważniejsza w bliskości jest uważność i obecność, reagowanie na to, czego druga strona potrzebuje.
Przytulać można na różne sposoby. Można wziąć kogoś w objęcia, można też chwycić za rękę i potrzymać. Można też na kogoś patrzeć i tym samym dawać sygnał: widzę cię, widzę, że potrzebujesz mnie, widzę, że cierpisz. I jestem tu, na twoich zasadach. I tak naprawdę to jest forma przytulenia.
Czytaj także:
Poniżej dalsza część wywiadu.
Nie potrzebujemy 700 znajomych na Facebooku, 70 znajomych w swoim mieszkaniu, ani nawet siedmiorga znajomych, żeby czuć przynależność. Potrzebujemy jednej pary oczu, żeby czuć się widzianym. Potrzebujemy jednej pary ramion, żeby czuć się przytulonym.
Dla niektórych dotyk jest bardzo istotnym elementem interakcji. Rozmowa – nawet szczera i długa – takim osobom nie wystarcza. O tym dużo mówiliśmy w pandemii – niby był kontakt online, ale większości ludzi brakowało żywego kontaktu z człowiekiem. Uściski, przytulenia często zastępowały tysiąc słów. Ale są też osoby, np. neuroatypowe..
… które paraliżuje dotyk?
Takie, które nie lubią być przesadnie dotykane.
Dlaczego część z nas nie lubi dotyku? Ma to swoje źródła w dzieciństwie?
Może mieć to swoje źródło w dzieciństwie. Może to wynikać ze złych doświadczeń, jak przemoc, nadużycia seksualne, które sprawiają, że nasze ciało się opancerza. Wtedy ta niechęć ma charakter urazowy, wynika z nieprzepracowanych traum, które uleczone mogą otworzyć osobę na dotyk. Ale częśćludzi nie lubi dotyku ze względu na specyfikę działania swojego układu nerwowego. Od dotyku mogą stronić np. osoby w spektrum autyzmu.
Zdarza się tak, że to my jesteśmy źródłem samotności?
Możemy być źródłem samotności dla naszych dzieci, gdy nie dążymy do kontaktu z nimi, tylko za wszelką cenę chcemy, żeby zachowywały się tak, jak my byśmy chcieli. Jesteśmy źródłem samotności naszych dzieci, kiedy nie liczymy się z nimi, nie szanujemy ich granic, jesteśmy rodzicami, którzy zawsze wiedzą lepiej.
Nie potrafimy dążyć do kontaktu, budować relacji, a później zostajemy sami. Słyszałam ostatnio: ona była złą matką, więc niech teraz będzie sama.
Znane mi są traumatyczne historie, które owocują tym, że ludzie nie chcą utrzymywać relacji. Często padają takie słowa: "Nie interesuje mnie samotność mojego rodzica". Pełno w tym żalu, krzywdy. Nie mamy obowiązku towarzyszenia innym, nawet jeśli to są nasi rodzice. To jest dobrowolne – tak na to patrzymy z psychologicznego punktu widzenia. Choć moralnie rzecz się ma zgoła inaczej i często ludziom wydaje się niepojęte, jak można rodzica zostawić, czy ograniczyć z nim kontakt.
Ale społecznie przyjmujemy: rodzic dał życie, więc muszę spłacić ten dług.
I musisz mu podać tę przysłowiową szklankę wody. Ale na tę przysłowiową szklankę wody też trzeba zapracować, latami utrzymując bliskość. Czasami jest tak, że człowiek ma takie poczucie skrzywdzenia, że nie jest w stanie się odwdzięczyć, czy zatroszczyć o samotnego rodzica.
Czy doświadczenia z przeszłości mogą mieć wpływ na naszą samotność?
Im więcej mamy na koncie złych doświadczeń z ludźmi, tym częściej się od nich izolujemy, zwiększamy dystans.
Jeżeli człowiek ma w sobie pierwotną potrzebę bycia z innymi, ale jego doświadczenia są tak trudne, że stara się być samowystarczalny, to jest w stanie zabić w sobie tę potrzebę kontaktu z drugą osobą?
Taki człowiek jest w stanie założyć maskę pozornej obojętności. Ale ta potrzeba i tak w nim będzie. Ona będzie się sączyć pod postacią ukrytego głęboko na dnie serca bólu. Taka osoba będzie coraz bardziej sfrustrowana, nieszczęśliwa, w poczuciu nienasycenia. Równocześnie złe wspomnienia mogą sprawiać, że nie będzie podejmowała działania w kierunku zmiany, czyli pogłębionej relacji z ludźmi. Czasami takie osoby mówią w gabinecie: mam wszystko, wakacje, pieniądze, sporadyczne kontakty seksualne, ale czuję pustkę.
Której nie potrafię nawet nazwać?
I taki człowiek będzie powtarzać: "Relacje? Nie, nie potrzebuję, już miałam. Relacje to kłopoty, problemy, zobowiązania. Ja tego nie chcę, jestem wolnym ptakiem, wolnym duchem". Często tacy pacjenci nie dopuszczają nawet myśli, że przyczyną tej pustki, jest tęsknota za bliskością.
Myśli pani, że taki człowiek ma szansę się do tego dokopać?
Zależy, o kim mówimy. Są osoby, które będą chciały się na kogoś otworzyć. Ale można też z takim poczuciem pozostać do końca życia.
Jest taki charakterystyczny rodzaj samotności, najczęściej dotyczy osobowości psychopatycznych, kiedy ludzie potrzebni są tylko, jak trzeba sobie coś załatwić, są niczym pionki w grze. Takie osoby też często doświadczają samotności. Na własne życzenie. Nie mają głębokich więzi, utrzymują relacje, ale powierzchowne.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Które służą do konkretnych celów?
Ty mi służysz do tego, żebym miała pieniądze, on – do czegoś innego, równie dla mnie ważnego. Natomiast nie budują żadnych więzi. I im to nie przeszkadza.
Kogo najbardziej dotyka samotność?
Mówi się, że na samotność narażone są najbardziej osoby starsze, owdowiałe. Samotne nie ze swojej winy. Często to także ludzie, którzy są zamknięci w sobie, mają problemy z inicjowaniem kontaktu. Także oczywiście, kiedy są schorowane, starsze, mają ograniczoną mobilność.
Często rozmawiam z moimi pacjentami o samotności, zwłaszcza w święta. Wiele osób spędza je w pojedynkę albo w bardzo małym gronie. Często tacy ludzie są przekonani, że inni mają dużo znajomych, wielkie rodziny, tylko oni są sami. Tak nie jest. Nasze relacje rodzinne często przepełnione są osamotnieniem.
Ludzie mówią: "Mam rodziców, ale oni mnie wyklęli i nie mam gdzie pójść na Wigilię", a ktoś inny się odzywa: "A moja matka nie akceptuje mojego męża, więc jeżdżę do niej sama". Niestety to doświadczenie wielu osób. Dlatego coraz bardziej popularne są wigilijne wieczerze w gronie przyjaciół czy sąsiadów.
Nie możemy też czekać, aż ktoś przyjedzie na białym koniu i nas wyciągnie z samotności, uratuje. Znacznie lepiej jest zadziałać i zacząć interesować się drugim człowiekiem. Nie czekać aż ktoś do nas zadzwoni i zapyta: "A czy ty nie jesteś samotna?". Sami powinniśmy inicjować kontakt. Wiem, że to czasami wymaga wyjścia poza strefę komfortu.
Czyli powinniśmy inwestować w trwałe relacje?
Dokładnie tak. Tak jak mówiłam, dobrze jest samemu wyciągać rękę do innych. Nie denerwować się, że nikt się nami nie interesuje. Wychodzić z inicjatywą. I pamiętać, że dobro wraca. Kontakt też wróci. Jeśli my będziemy interesować się innymi ludźmi, to oni zaczną też nami. Często tak jest.
Są różne drogi do szczęścia, ludzie wymieniają: medytację, sport, ale podobno to bycie z drugim człowiekiem przynosi największą radość. Ktoś proponował nawet takie ćwiczenie, żeby zaczepiać obcych ludzi i mówić im miłe rzeczy. Osoba obdarowana komplementem będzie szczęśliwa, ale i ten, który wypowie te słowa, poczuje się lepiej.
Mówienie ludziom miłych rzeczy, dawanie uwagi – może sprawić, że zaskarbimy sobie czyjąś sympatię. Możemy przełamać w ten sposób lody.
Wychodzić z samotności warto po swojemu. Może nie od razu rzucać się w wir spotkań. Ale np. pójść na premierę jakiejś książki, która nas interesuje czy wystawę. I zagadać do osoby, która siedzi obok nas. Warto krok po kroku oswajać się z kontaktem z drugim człowiekiem.
A co z ludźmi starszymi, z niepełnosprawnościami, którzy są uwięzieni w mieszkaniu na czwartym piętrze w bloku bez windy?
To problem systemowy. Na ile MOPS jest w stanie taką osobę aktywizować? Co jest w stanie zrobić dla takiego człowieka? W jaki sposób może usprawnić jej codzienność?
Zostają nam też kontakty w sieci. One czasami są czymś zbawiennym. Myślę, że te internetowe relacje nie są dla każdego. Ale jest też bardzo wiele inicjatyw dla seniorów.
I warto z nich korzystać. Wciąż wiele starszych osób ma poczucie zażenowania: "Jak to iść na jakieś szachy, na jakiś bal dla seniorów? To takie głupie”.
Ciągle wstydzimy się samotności?
Tak. Nie ufamy też, że inicjatywy tego rodzaju mogą być ciekawe. A mogą i bardzo ubogacają jesień życia! Warto się odważyć.
Czy jako sąsiedzi możemy wspierać samotnych seniorów?
Warto znać swoich sąsiadów, zagadać, zaprosić czasem do siebie, zaproponować drobną pomoc. Ale zawsze robić to przy poszanowaniu granic i swoich, i oczywiście drugiej strony. Jeśli kogoś lubimy, to to nie jest trudne. Ta rozmowa w windzie może być czymś przyjemnym. Ale nie jest też tak, że mamy robić coś, co będzie kosztowało nas dużo wysiłku. Mierzmy siły na zamiary.
Powinniśmy też uszanować granice sąsiadów, wiedzieć, że nie każdy musi chcieć kontaktu z nami. Czasami nam się wydaje, że ktoś bardzo potrzebuje rozmowy, ale może być to wyłącznie nasza projekcja.
Dobre życie to?
Życie w zgodzie ze sobą, na swoich zasadach, zaprojektowane tak, że czujemy spełnienie. Jak czujemy samotność, to warto jest dołożyć trochę wysiłku, żeby zmienić stan rzeczy.
A najlepiej, żeby zastąpić ją działaniem, czyli robieniem czegoś by się tak nie czuć. Jeśli potrzebujemy człowieka, to warto wyjść z domu i pamiętać, że obok jest wiele samotnych osób. Nie należy też wstydzić się samotności. Bo to doświadczenie milionów ludzi na całym świecie.
Grozi nam epidemia samotności?
Myślę, że już ją mamy.
* Katarzyna Kucewicz – psychoterapeutka i psycholożka, prowadzi na Instagramie konto @psycholog_na_insta. Jest autorką kilku książek i felietonistką "Wysokich Obcasów Ekstra".