Iga Świątek wystąpiła w piątek w "Faktach po Faktach" na antenie TVN24. Wiceliderka światowego rankingu odniosła się do swojego krótkiego zawieszenia po pozytywnym teście antydopingowym. – To była mieszanka niezrozumienia, paniki i było dużo płaczu – wyznała brązowa medalistka olimpijska z Paryża. – Największą nauczką jest dla mnie to, że nie zawsze będę miała nad wszystkim kontrolę – dodała.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Anita Werner zapytała Igę Świątek, czy pamięta okoliczności, w jakich dowiedziała się o wyniku testu antydopingowego, który wykazał w jej organizmie trimetazydynę. Ta zakazana w sporcie substancja znajdowała się w leku na sen z melatoniną.
– Byłam na sesji zdjęciowej, byłam w połowie tej sesji i wiedziałam, że muszę ją dokończyć. Ale moja reakcja była bardzo gwałtowna, właściwie była to mieszkanka niezrozumienia, paniki i było dużo płaczu – powiedziała tenisistka.
Szczere wyznanie Igi Świątek: Zobaczyłam tego maila i zalałam się łzami
Jak dodała, o wynikach testu dowiedziała się mailowo. – Otworzyłam tego maila i myślałam, że to jest po prostu powiadomienie, które automatycznie dostają zawodnicy, gdy np. musimy coś uzupełnić, ale tym razem okazało się, że był to mail o wiele bardziej poważny – wspominała.
– Nie byłam w stanie doczytać go do końca, bo zalałam się łzami. Moje menedżerki, które były wtedy ze mną, powiedziały, że moja reakcja była taka, że myślały, że ktoś zmarł albo coś poważnego stało się ze zdrowiem. Cieszę się, że nie byłam wtedy sama, bo mogłam oddać im telefon i pokazać, co się stało – stwierdziła wiceliderka rankingu WTA.
Świątek powiedziała też, że w pierwszej chwili była przekonana, iż zaszła pomyłka. – Po prostu nie rozumiałam, co się dzieje. Sama nazwa tej substancji również była dla mnie kompletnie obca. Nie myślałam dużo, po prostu zalały mnie emocje – powiedziała brązowa medalistka olimpijska z Paryża.
– Największą nauczką jest to, że nie zawsze będę miała nad wszystkim kontrolę. Takie sytuacje w życiu będą się pojawiały i trzeba sobie z nimi radzić. Uświadomiło mi to, jak silna jestem. Byłam w stanie szybko wrócić na kort i skoncentrować się na tym, co było dla mnie ważne – mówiła.
W dalszej części rozmowy tenisistka przyznała, że otrzymała ogromne wsparcie od innych zawodniczek. I dodała, że w całej tej sytuacji bardzo bolał ją zarówno anonimowy hejt w social mediach, jak i nagłówki medialne sugerujące, że jest wypalona.
– Grałam najtrudniejszy turniej swojego życia, a czytałam, że jestem wypalona i że się skończyłam. Dziennikarze pisali, że powinnam zwolnić połowę swojego teamu, a ich wsparcie w tej sytuacji było nieocenione – podkreśliła.
23-letnia raszynianka złożyła wyjaśnienia, a ITIA – organizacja odpowiedzialna za ochronę uczciwości w profesjonalnym tenisie na całym świecie, zaakceptowała je i stwierdziła "brak istotnej winy lub zaniedbania" ze strony Polki.
– Wolałabym, żeby było napisane "niewinna". Ale dla mnie to już jest papierologia, biurokracja i formalności. Decyzja o miesięcznym zawieszeniu była podyktowana procedurami – powiedziała tenisistka w TVN24.
Iga Świątek wróciła do rywalizacji w listopadzie na kończący sezon turniej WTA Finals. Nie zdołała awansować do fazy pucharowej, ale niedługo potem świetnie zaprezentowała się w turnieju drużyn narodowych Bille Jean King Cup w Maladze. Polki dotarły do półfinału, co było najlepszym wynikiem w historii.