– 70 proc. mojej wypłaty idzie na wynajem kawalerki – mówi naTemat.pl 20-letnia Karolina, studentka z Krakowa. – Wiemy, jakie są stawki, więc nawet nie myśleliśmy o tym, żeby planować "nie więcej niż" – dodaje młode małżeństwo z Poznania. Jak pokazują najnowsze dane, tylko co czwarty Polak, który chce wynająć kawalerkę w największych miastach, jest w stanie spełnić oczekiwania właścicieli. – Można naprawdę dostać szoku – słyszymy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Karolina studiuje zaocznie w Krakowie, jest na drugim roku. Utrzymuje się sama, pracuje. Wcześniej z dwiema koleżankami wynajmowała trzypokojowe mieszkanie o powierzchni około 50 mkw. Chciała jednak zamieszkać sama i od kilku miesięcy mieszka w kawalerce kilka kilometrów od centrum miasta. Jak mówi w rozmowie z naTemat.pl, wynajmuje ją "w cenie marzeń o własnym mieszkaniu".
– Zarabiam netto niewiele więcej niż najniższa krajowa. Wydawało mi się, że mogę pozwolić sobie na wynajem kawalerki za około 1,5 tys. zł. I taką kwotę założyłam sobie na samym początku, ale życie szybko to wszystko zweryfikowało – opowiada 20-latka.
– Kiedy na przełomie sierpnia i września zaczęłam przeglądać oferty, byłam w ogromnym szoku. To było tuż przed rozpoczęciem nowego roku akademickiego, więc wtedy ofert było najwięcej. Czynsze w prawie wszystkich kawalerkach zaczynały się od ponad 2 tys. zł. Oczywiście były też tańsze, ale lokale były w znacznie gorszym stanie albo znacznie oddalone od centrum. Znalazłam też droższe oferty, ale nie stać mnie na przeznaczenie praktycznie całej wypłaty na wynajem mieszkania – dodaje Karolina.
Ostatecznie znalazła kawalerkę za 2,4 tys. zł. Do tego dochodzą rachunki za media czy internet. – To i tak bardzo dużo i gdybym wzięła kredyt, rata pewnie byłaby podoba, ale przecież nie mam zdolności kredytowej. Gdyby nie pomoc mamy, to nie wiem, co by było. A i tak czuję, że ledwo wiążę koniec z końcem. Oszczędności nie mam praktycznie żadnych. Cały czas rozglądam się za innymi ofertami, ale ceny wszędzie są praktycznie takie same – mówi nam studentka.
Ile kosztuje teraz wynajem mieszkania? Polacy nie są w stanie tyle płacić
Słowa Karoliny idealnie wpisują się w najnowsze dane portalu Nieruchomosci-online.pl, które otrzymała redakcja naTemat.pl. Bo jeśli ktoś spodziewał się, że na koniec 2024 roku ceny na rynku najmu mieszkań będą spadać, ten może się mocno przeliczyć.
Te nie dość, że wciąż szaleją, to dodatkowo brutalnie weryfikują plany i możliwości finansowe Polaków. Portal sprawdził różnice między możliwościami finansowymi przyszłych najemców a średnimi czynszami ofertowymi. Pod lupę wzięto lokalne rynki w Warszawie, Krakowie, Poznaniu i we Wrocławiu.
Z danych wynika, że w stolicy Małopolski czy Dolnego Śląska zawynajem kawalerki trzeba obecnie zapłacić przeciętnie około 2,3 tys. zł. Jednak tylko co czwarty najemca, który dopiero wkracza w tych miastach na rynek najmu, deklaruje, że może sobie pozwolić na taką kwotę.
– W portalu stale monitorujemy osoby stawiające pierwsze kroki na rynku nieruchomości. Celem jest sprawdzenie, z jaką intencją i możliwościami przychodzą do nas nowi użytkownicy. W tym przypadku są to osoby, które właśnie wkraczają na rynek najmu i rozpoczynają poszukiwania mieszkania. Co za tym idzie, są to osoby, które mogą jeszcze nie mieć odpowiedniego rozeznania co do obowiązujących stawek – tłumaczy Rafał Bieńkowski, PR manager w Nieruchomosci-online.pl.
I dodaje: – Oczywiście może zdarzyć się, że znajdziemy w ofercie mieszkanie i w takiej niższej kwocie, wiele zależy też od standardu, ale nasze badanie generalnie pokazuje rozjazd między możliwościami osób dopiero wchodzących na rynek najmu a oczekiwaniami właścicieli. W wielu przypadkach plany życiowe poszukujących są dość brutalnie weryfikowane przez realia rynkowe. Nowi i mniej zorientowani uczestnicy rynku, po zapoznaniu się z ofertą mieszkań na wynajem, muszą więc często dostosować się do innej rzeczywistości i głębiej sięgać do kieszeni.
Z raportu wynika, że za wynajem mieszkania Polacy często płacą nawet tysiąc złotych więcej, niż pierwotnie zakładali. Na przykład w listopadzie tego roku średni czynsz ofertowy za wynajem kawalerki w Warszawie wynosił 2,9 tys. zł. Tyle że nie każdy może sobie pozwolić na mieszkanie za taką kwotę.
Osoby rozpoczynające poszukiwania w stolicy najczęściej deklarują bowiem, że chcą wynająć mieszkanie, za które zapłacą miesięcznie do 2 tys. zł (26 proc. ankietowanych) lub do 2500 zł (21 proc.). Jest też dość spore grono osób, które liczą na wynajem nawet sporo poniżej 2000 zł: do 1250 zł (18 proc.), do 1500 zł (14 proc.) i do 1750 zł (8 proc.). Łącznie daje to 87 proc. osób, które mają niższy planowany budżet, niż wynosi średnia rynkowa. Budżet w granicach 3 tys. zł zadeklarowało zaledwie 13 proc. ankietowanych.
W grupie osób, które zakładały, że za wynajem będą płacić 2 tys. zł, znajdują się Paulina i Michał, młode małżeństwo z Warszawy. – Wciąż odkładamy pieniądze na wkład własny i kredyt, więc wynajmujemy kawalerkę blisko Woli. Kiedy rozpoczynaliśmy poszukiwania, liczyliśmy, że będziemy płacić około 2 tys. zł. Płacimy ponad 3 tys. zł. Życie. Oczywiście bardzo nas to wkurza, bo w tej cenie mielibyśmy pewnie ratę kredytu – mówi nam Michał.
A jego żona dodaje: – Naprawdę można dostać szoku. Nie wiem, ile ofert przejrzałam, ale na pewno można to liczyć w setkach. Znalezienie kawalerki do 2 tys. zł w Warszawie graniczy z cudem. No, chyba że ktoś trafi na znajomego, który zejdzie z kosztów. Ale nawet wtedy 2 tys. zł jest chyba nierealne.
"Właściciel podniósł czynsz, tłumacząc to wzrostem kosztów utrzymania nieruchomości"
W Krakowie (średnia stawka ofertowa za wynajem kawalerki to 2,3 tys. zł) jest nieco lepiej. Odsetek nowych poszukujących z budżetem odpowiadającym średniej rynkowej wynosi łącznie 24 proc. Czyli prawie co czwarta osoba, poszukująca mieszkania na wynajem, jest w stanie spełnić oczekiwania właścicieli.
Osoby planujące rozpoczęcie poszukiwań mieszkania na wynajem w stolicy Małopolski najczęściej deklarowały jednak, że maksymalną miesięczną kwotą jest dla nich 2000 zł (25 proc.) oraz 1250 zł (22 proc.). Na dalszych pozycjach znalazły się kwoty do 1500 zł (18 proc.), do 2500 zł (16 proc.), do 1750 zł (11 proc.), do 3000 zł (7 proc.) i powyżej 3000 zł (1 proc.). Podobnie jest we Wrocławiu – tam 26 proc. nowych uczestników rynku najmu planuje wydać na mieszkanie tyle, ile wynosi średnia ofertowa (lub więcej).
Zauważalnie wyższy odsetek najemców z możliwościami odpowiadającymi średniej stawce za wynajem kawalerek jest natomiast w Poznaniu. Jak wskazują dane Nieruchomosci-online.pl, tam wynajęcie mieszkania 1-pokojowego to średnio wydatek rzędu około 1,9 tys. zł i taki budżet lub wyższy zadeklarowało 30 proc. ankietowanych. Jednak i w tym mieście osoby dopiero wchodzące na rynek najmu najczęściej deklarowały budżet pozwalający płacić miesięcznie do 1250 zł lub do 1500 zł.
Są też osoby, które wynajęcia mieszkania nie uzależniają od "zapłacę czynsz nie więcej niż". – Wiemy, jakie są stawki. Jest po prostu drogo – mówi nam Malwina. Od kilku lat wynajmują z mężem dwupokojowe mieszkanie w Poznaniu. Płacili 2,5 tys. zł, od nowego roku będą płacić blisko 3 tys. zł.
– Właściciel podniósł czynsz, tłumacząc to wzrostem kosztów utrzymania nieruchomości. Początkowo myśleliśmy, że znajdziemy coś tańszego, ale szybko zorientowaliśmy się, że podobne mieszkania w tej okolicy są jeszcze droższe – stwierdza Malwina.
I dodaje: – Obecnie byliśmy zmuszeni zaakceptować nowe warunki, ale też poszukujemy dodatkowego źródła dochodu. Na szczęście pracujemy oboje i jest łatwiej niż singlowi. Jeśli chodzi o Poznań, różnica w wynajmie kawalerki czy dwóch pokojów nie jest aż tak duża.
Dlaczego jest tak drogo?
Rafał Bieńkowski stwierdza, że w ciągu ostatnich trzech lat stawki na rynku najmu w miastach wojewódzkich wzrosły – w zależności od lokalizacji – od 20 do 40 proc. – Chociaż od pewnego czasu w coraz większej liczbie miast wojewódzkich obserwujemy stabilizację czynszów lub nawet lekkie spadki, to jednak cały czas jest drogo – mówi.
Dlaczego oczekiwania właścicieli cały czas utrzymują się na wysokim poziomie? Można wyszczególnić co najmniej kilka czynników. To m.in. wzrost opłat do spółdzielni będący efektem inflacji i rosnącej płacy minimalnej, utrzymujące się wysokie raty kredytów (wiele mieszkań na wynajem jest obciążonych kredytem) oraz bardzo ograniczona dostępność mieszkań wśród potencjalnych kupujących (rynek najmu na tym korzysta, bo wiele osób nie ma innej alternatywy niż wynajem).
– Pamiętajmy też, że w ostatnich latach na rynku mieszkaniowym znaczną część transakcji stanowiły zakupy inwestycyjne. Wiele osób chroniło w ten sposób swoje pieniądze przed inflacją. Obecnie część tych mieszkań wchodzi na rynek najmu, ponieważ właściciele mieli problem z ich sprzedażą, oczywiście z próbą zrealizowania premii inflacyjnej. Dziś część tych nowych mieszkań zasiliła rynek najmu, ale ich czynsze dla wielu potencjalnych lokatorów są zaporowe – zauważa Rafał Bieńkowski.