Papież Franciszek kolejny raz udowadnia, że chce Kościoła, w którym pieniądze nie będą grały roli. Wielu sądzi, iż to nie w smak polskiemu duchowieństwu, które często nie stroni od przepychu. Nic bardziej mylnego. - Nawet zwykły ksiądz może zarobić w miejskiej parafii całkiem sporo jak na polskie warunki - mówi nam młody wikary. Jednocześnie przyznaje, że biskupi bez problemu mogą udowodnić w Watykanie, że ich pensje dalekie są od tego, co mówią niektórzy. Jak to możliwe?
Do niedawna Kościół tłumaczył, że ubóstwa i skromności, o których tak wiele w biblijnych przypowieściach, nie należy dziś rozumieć zbyt dosłownie. Chodzi bowiem raczej o stan ducha, niż konta. Tym hierarchom i szeregowym duchownym, którzy uwielbiali tłumaczyć to właśnie w ten sposób, będzie jednak chyba coraz trudniej. Wszystko oczywiście znowu przez nowego papieża Franciszka, który nawołując do stworzenia "Kościoła ubogiego i dla ubogich" nie kończy tylko i wyłącznie na słowach. Najlepszym tego przykładem jest głośno komentowana na całym świecie rezygnacja z wypłacenia wysokich premii dla watykańskich urzędników, które tradycyjnie należą im się po każdym konklawe.
Do podobnych oszczędności papież Franciszek zachęca dziś więc także poszczególnych biskupów z całego świata. Wątpliwe jednak, by tego głosu szybko posłuchali polscy hierarchowie. I to wcale nie dlatego, że gardzą opinią Ojca Świętego. W przeciwieństwie do biskupów z wielu innych zakątków świata, purpuraci znad Wisły już od dawna żyją dość skromnie. Oficjalnie najwyżej postawieni duchowni nie mają też co liczyć na premie podobne do tych, które niegdyś dostawało się w Watykanie. Przeciętny polski biskup bardzo łatwo jest w stanie udowodnić papieżowi, że zarabia sumy dalekie od pozwalających na - niegodną kapłana - rozrzutność.
Skromna pensja, albo kieszonkowe...
Świetnie potwierdza to przecież szereg raportów, które pojawiły się na temat kościelnych finansów w ostatnich latach. Najpierw kasę polskich księży postanowił gruntownie przeliczyć CBOS. Ośrodek zbadał, że przeciętny zarobek biskupa pełniącego posługę w jednej z polskich diecezji oscyluje wokół 700 zł. Są jednak i tacy hierarchowie, którzy miesięcznie zarabiają nawet jedynie 500 zł. Później sprawę postanowiła zweryfikować Katolicka Agencja Informacyjna, w raporcie której znowu przypomniano, że głównym źródłem utrzymania biskupa w Polsce jest rodzaj kieszonkowego, które otrzymuje on na podstawowe wydatki i waha się ono w granicach słabej pensji nisko wykwalifikowanego robotnika.
Co więcej, wszyscy w Kościele zgodnie przyznają, że biskup otrzymuje często mniejszą pensję, niż zwykły... wikariusz. Zarówno CBOS, KAI, jak i kilka redakcji już wielokrotnie dogłębnie przeliczyło zarobki księży. Wikary, który służy w dość bogatej parafii i do tego zarabia jako katecheta potrafi wyciągnąć na rękę około 4 tys. zł. Jego proboszcz może zarobić nawet dwa razy więcej. Wykładowcy akademiccy, czy kapelani różnego rodzaju służb i instytucji mogą zarabiać nawet kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie. I tu pojawia się kolejny argument przemawiający za tym, że polski Kościół realizuje politykę ubóstwa już od dawna. Nim nawet pomyślał o niej papież Franciszek...
"Uboższa rodzina"
Latem ubiegłego roku na podstawie wspomnianego raportu KAI Episkopat wydał specjalny wewnątrzkościelny dokument zwany "Instrukcją w sprawie zarządzania kościelnymi dobrami materialnymi". Jej główny i dla wielu duchownych najbardziej kontrowersyjny przedmiot to poziom zarobków zwykłego księdza, który jest jeszcze dobrze widziany przez jego przełożonych, czyli utrzymujących się z kieszonkowego biskupów. "Wynagrodzenie duchownych powinno kształtować się poniżej średniej krajowej, a stylem życia duchowni winni być bliscy przeciętnej, a raczej uboższej rodzinie" - ocenili hierarchowie z Episkopatu. Czyli posługując się liczbami, w ostatnich latach to około 3,5 tys. zł.
- Zarabiam mniej więcej tyle, więc mogę czuć się spokojny - mówi naTemat ks. Arkadiusz (imię zmienione), młody duchowny w jednej z wielkich trójmiejskich parafii. - Około dwóch tysięcy zarabiamy na ofiarach mszalnych, ślubach, chrztach, pogrzebach. Jako katecheta mam część etatu w szkole, więc razem układa się z tego nieco ponad trzy tysiące. Oczywiście po odliczeniu wydatków. Bo prawdą jest, że nawet zwykły ksiądz może zarobić w miejskiej parafii całkiem sporo jak na polskie warunki, ale to, że państwo nic nam nie zabiera to jednak trochę bajki są. Poza tym nie tylko państwo, ale i szefostwo - tłumaczy.
Co z pensji księdza trzeba odliczyć? - Płacimy normalnie ZUS, nasze dochody są opodatkowane, a do tego trzeba liczyć się jeszcze z tym, co idzie na rzecz diecezji - wyjaśnia ks. Arek. - O jednym mogę jednak zapewnić. Nawet jeśli na papierze zarabiam więcej od biskupa, to wmawianie ludziom, że oni żyją z rodzaju kieszonkowego na podstawowe utrzymanie jest bzdurą. Czymś co powinno podchodzić pod zgorszenie - stwierdza młody ksiądz.
Dlaczego? Duszpasterz sugeruje, by koniecznie zacytować artykuł "Dziennika Łódzkiego" sprzed dwóch lat, gdy dziennikarze próbowali wydobyć od kilku kurii informacje o zasobności portfela biskupów. Częstochowska kuria odpowiedziała szczerze, że biskupi Wacław Depo i Jan F. Wątroba otrzymują wynagrodzenie w wysokości "najniższej krajowej pensji". Tyle samo, co pozostali pracownicy kurii.
Kto żywi, opiera i wozi biskupa?
Mój rozmówca podkreśla jednak, że najciekawsze jest to, iż informacji na temat pensji stanowczo odmówił już łódzki biskup. - Kuria ma obowiązek podawać opinii publicznej tylko te wydatki, których źródło finansowania pochodzi ze wsparcia z Unii Europejskiej - zbyła dziennikarzy tamtejsza kuria. - Bo może i przeciętny ksiądz biskup za główne źródło dochodu ma często tylko kilkaset złotych, ale to są pieniądze, które ktoś mógłby nazwać, że są "na waciki". Ilu widziałeś tymczasem biskupów, którzy idą rano po bułki? Zwykły ksiądz musi się też sam utrzymać. Jeść, pić, jakoś ubrać, zatankować auto. Biskup ma to wszystko z kurii - zdradza duchowny.
Jak zwykle, gdy mowa o Kościele i pieniądzach, najciekawszym przypadkiem jest jednak metropolita gdański, abp Sławoj Leszek Głódź. To prawdziwy krezus w sutannie, któremu kochający ubóstwo papież Franciszek mógłby mieć sporo do powiedzenia na temat tego, że zarabia zbyt wiele. Kilkutysięczna pensja metropolity gdańskiego to dla Sławoja Leszka Głódzia bowiem tyle, co nic. Bo gdy mowa o finansach, jest on przede wszystkim emerytowanym generałem. Pobiera więc emeryturę w wysokości ok. 10 tys. zł. Oprócz tego były biskup polowy Wojska Polskiego odchodząc ze służby otrzymał także sporą odprawę w wysokości ok. 250 tys. zł.
Czy miał szansę wydać te pieniądze? - Szczerze wątpię, mogę zapewnić, że on na pewno jest na codziennym utrzymaniu kurii. A biorąc pod uwagę, że jest częstym podobno częstym bywalcem salonów, to kolację często sponsorują mu wpływowi przyjaciele - mówi nam młody trójmiejski duchowny.
Nie jest jednak też tak, że polski Kościół naprawdę nie jest ubogi i to być może o wiele bardziej, niż nawet chciałby tego papież Franciszek. Wspomniana instrukcja finansowa Episkopatu powstała bowiem dlatego, by wreszcie wyrównać nieco poziom życia polskich duchownych. Ich dobrobyt zależy bowiem od tego, w jakim regionie służą. W parafiach miejskich mogą bez problemu wyciągać tyle, co ks. Arkadiusz, na prowincji bywa jednak tak, że po wszystkich odliczeniach i wydatkach na życie zostaje kilkaset złotych. I z kurii nikt nie przyjdzie im ze wsparciem, a tylko po to, co każdy ksiądz ma obowiązek jej oddać...