Jarosław Gowin jako minister sprawiedliwości irytował wiele środowisk. Gdy premier Donald Tusk zdecydował się zastąpić go Markiem Biernackim, z ulgą odetchnął wymiar sprawiedliwości, ministrem znowu jest prawnik. Rozwścieczone są jednak wciąż polskie feministki, dla których w rządzie konserwatysta zastąpił konserwatystę. W obronie nowego ministra przed feministkami stanęła dziś publicystka Janina Paradowska, która przypomina, że nowy minister świetnie potrafił rozdzielać sumienie od pełnionej funkcji.
Z pewnością wielu było Polaków, którzy w poniedziałkowe popołudnie odetchnęli z ulgą, że Donald Tusk skończył wreszcie ten światopoglądowy spektakl, który przez wiele miesięcy z Ministerstwa Sprawiedliwości urządzał Jarosław Gowin. Na dymisję szefa resortu sprawiedliwości czekało bowiem co najmniej kilka środowisk. W tym głównie nadwiślańscy liberałowie, którzy od Platformy od lat oczekują, iż wróci ona do swych korzeni i przeprowadzi szereg oczekiwanych reform. W tej grupie najgłośniej o odwołanie Jarosława Gowina krzyczały feministki. Tymczasem chwilę po ogłoszeniu nazwiska jego następcy jedynym ich podsumowaniem było... "zamienił stryjek siekierkę na kijek".
Dosłownie tak nominację Marka Biernackiego skomentowała jedna z organizacji feministycznych na Facebooku. Później lawina krytyki na urzędującego zaledwie kilkadziesiąt godzin nowego ministra sprawiedliwości posypała się błyskawicznie i trwa do dziś. Polskie feministki zamianą Gowina na Biernackiego są tak poirytowane, że sieć zalewa już mnóstwo akcji sprzeciwu. Wszystko dlatego, że feministki dobrze wiedzą, jak podczas sejmowych głosowań zachowuje się Marek Biernacki, świetnie pamiętają też jego przeszłość. Głównie to, że przez wiele lat był członkiem stowarzyszenia, a później partii Prawica Narodowa, która za statutowy cel miała " propagowanie teologii i filozofii katolickiej".
Czyli wszystkiego tego, co polskie feministki mają od dawna za źródło wszelkiego zła. Tyle wystarczy, by nowemu ministrowi nie dać nawet jednej szansy na udowodnienie, że potrafi rozdzielić swoją funkcję od wyznania i światopoglądu. Np. że podczas głosowań decyduje w zgodzie z sumieniem tylko wówczas, gdy nie ma dyscypliny partyjnej. Że z prezentacji swoich poglądów nie będzie urządzał podobnego spektaklu, co jego poprzednik.
"Marek Biernacki ze swoimi ortodoksyjnie katolickimi poglądami nie zaangażuje się ani w sprawiedliwą obronę mniejszości seksualnych, ani w ustawę o związkach partnerskich, ani w konwencję bioetyczną, chyba że będzie łamać własne sumienie, którego spektakularnie nie chciał złamać Gowin" - ostrzega w swoim najnowszym felietonie dla "Gazety Wyborczej" prof. Magdalena Środa. "Marek Biernacki na stanowisku ministra sprawiedliwości to kolejna kalkulacja premiera Tuska, który chce dopieścić platformianych fundamentalistów religijnych. Zdumiewające w kontekście poglądów nowego ministra są słowa jednego z publicystów, który nazywa go "człowiekiem środka, zdrowego rozsądku (który) zbiera madonny malowane na szkle, ale nie słychać go w Radiu Maryja". Zgodnie z jaką logiką centrum miałoby się znajdować na prawo od ściany? Równie dobrze można nazywać "człowiekiem środka" kogoś, kto klęczy, ale nie leży krzyżem" - ironizuje Anna Dryjańska.
O tym, że osobiste poglądy i decyzje z kilku światopoglądowych głosowań wcale nie muszą przeszkadzać dziś Markowi Biernackiemu zasiadającemu w fotelu ministra sprawiedliwości przypomina tylko jedna osoba. - Uważam to za normalny brak tolerancji - stwierdziła na antenie TOK FM Janina Paradowska. Publicystka, którą trudno kojarzyć z konserwatystami podkreśla, że "etykietowanie z góry" nowego ministra nie przystoi liberałom, do których zaliczają się przecież polskie feministki.
- Bardzo mi przykro, że pani prof. Magdalena Środa i środowiska feministyczne, które tak się upominają o tolerancję, w przypadku ludzi o innych niż one poglądach zapominają o tym, co tak naprawdę znaczy to słowo. Może zbyt emocjonalnie to powiedziałam, ale czytam te teksty z coraz większym zniesmaczeniem. Zaczyna panować atmosfera, że jak nie wyznajesz moich poglądów, to znaczy, że się do niczego nie nadajesz, nie masz prawa zostać ministrem - mówiła dziennikarka.
Janina Paradowska przypomniała też to, o czym krytykujący w ciemno nowego ministra sprawiedliwości zupełnie zapominają. W porównaniu z Jarosławem Gowinem na jego korzyść przemawia bowiem nie tylko to, iż jest absolwentem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego, a nie filozofem jak poprzednik... Marek Biernacki był już przecież ministrem. Od 1999 do 2001 roku pełnił funkcję ministra spraw wewnętrznych i administracji w rządzie Jerzego Buzka. Dla krytyków nowego ministra to kolejny argument, ponieważ był to przecież gabinet sformowany przez Akcję Wyborczą Solidarność, której jako jedynej na chwilę udało się skupić wszystkie najważniejsze środowiska konserwatywne w Polsce.
Zupełnie zapomina się jednak, że jako szef resortu spraw wewnętrznych Marek Biernacki również miał wówczas okazję, by non-stop podkreślać swoje konserwatywne poglądy, jak robił to teraz Jarosław Gowin. Tak jednak nie było. Biernacki należy bowiem grupy tzw. gdańskich liberałów, o których kiedyś w jednym z wywiadów mówił nieżyjący poseł Arkadiusz Rybicki i często wspominał Aleksander Hall. To ludzie, którzy często są głęboko wierzący, ale świetnie rozumieją, że zajmując ważne stanowiska, nie mogą "zaglądać innym pod kołdrę". Tak dał się zapamiętać jako minister także Marek Biernacki.
I o tym przypomina dziś Janina Paradowska. - Znając Marka Biernackiego od 1997 roku, do niedawna nie wiedziałam, że jest konserwatystą, bo nigdy tego nie demonstrował. Nigdy nie wdawał się w żadne polityczne awantury - mówiła publicystka. - Znam Marka Biernackiego całe lata i w przeciwieństwie do feministek potrafię go docenić za to, co zrobił - dodała. I podkreśliła, że zasiadając w rządzie AWS dołączył do grona nielicznych szefów MSWiA, który pozostawił po sobie realne dokonania.
Paradowska sądzi, że podobnie Biernacki da się zapamiętać jako minister sprawiedliwości. - Jego dokonania w Ministerstwie Sprawiedliwości nie będą mierzone tym, czy jest twórcą reformy obyczajowej. Istnieje pełnomocnik do spraw równego statusu, niech ona się bije o rewolucję obyczajową. Ja od ministra sprawiedliwości oczekuję dokończenia prac nad Kodeksem postępowania karnego, nad skróceniem postępowań sądowych, nad usprawnieniem sądownictwa gospodarczego. Oczekuję tego, co większość obywateli. Nie machania flagą rewolucji obyczajowej, tylko sprawnego zarządzania resortem, którego zasadniczą domeną jest tworzenie prawa - podsumowała.