Rząd wyciśnie Polaków podatkami jak cytrynę
Rząd wyciśnie Polaków podatkami jak cytrynę Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta
Reklama.
Jeśli jesteś bezrobotny, to dobrze. Państwo nie zabierze ci ostatnich pieniędzy. Choć pewnie i tak by chciało. Jeśli jesteś najbogatszy, raczej też nie masz się o co martwić. Ale jeśli uczciwie u kogoś pracujesz, masz swoje małe lub średnie przedsiębiorstwo i rozliczasz się z fiskusem, będziesz łatwym łupem Ministerstwa Finansów. Resort nie tylko wymyśla nowe sposoby zdzierania pieniądzy z podatników, ale i komplikuje życie obywateli do granic możliwości.
Opodatkować wszystko!
Ostatnio pisaliśmy o tym, że Jacek Rostowski chce opodatkować w Polsce korzystanie ze służbowych aut. To pomysł nie nowy, tak już jest m.in. w Norwegii – tylko tam przynajmniej widać efekty wpłacania pieniędzy do budżetu. U nas raczej będzie to przypominać wrzucanie pieniędzy do bezdennego wora, jak zawsze, kiedy przychodzi do płacenia podatków.
O ile opodatkowanie służbowych aut można jakoś zrozumieć, to już inne projekty Rostowskiego budzą różne emocje. Głównie negatywne: od zażenowania, przez oburzenie, do smutnego rozbawienia. Jak bowiem poważnie traktować pomysł, by płacić za udział w firmowych imprezach – które według resortu też są dla nas korzyścią? A i takie projekty pojawiały się w gmachu Jacka Rostowskiego.
Tyle podatków, ilu urzędników
Niestety, to tylko wierzchołek góry lodowej działań ministerstwa, które prowadzą do zrobienia z Polaków cytryn, a z urzędników – wyciskarek. Jednym z największych problemów podatków jest fakt, że są one szalenie skomplikowane, szczególnie VAT. W Polsce każdy urząd skarbowy może sobie interpretować prawo podatkowe na dowolne sposoby i w ten sposób wyciągać kasę od obywateli – jak w poniższym przykładzie przytoczonym przez Roberta Gwiazdowskiego, prezydenta Centrum im. Adama Smitha.
Robert Gwiazdowski
Prezydent Centrum im. Adama Smitha

Ostatnio komentowałem postanowienie skarbówki, która uznała, że wstawienie i przykręcenie szafy to nie modernizacja, ale dostawa towaru. W związku z tym trzeba zapłacić 23-procentowy VAT, a nie 8-procentowy. Urzędy skarbowe ścigają 20 tysięcy ludzi, żeby zapłacili dodatkowy podatek. CZYTAJ WIĘCEJ


Fakt, że przepisy podatkowe – a więc jedne z najważniejszych w państwie, decydujących o budżecie i pieniądzach obywateli – można interpretować, zakrawa na absurd. Absurd o gigantycznych rozmiarach, bo tylko w 2012 roku fiskus dokonał ponad 36 tysięcy indywidualnych interpretacji prawa podatkowego. A to tylko początek naszych problemów.
Winny, niewinny, nieważne
Na wypadek, gdyby jakiś obywatel zinterpretował przepisy na swoją korzyść, Ministerstwo Finansów ma już gotowe rozwiązanie. Kilka dni temu pojawiła się informacja o tym, że miałyby zostać powołane nowe jednostki do ścigania podatkowych oszustów. Wczoraj zaś wyszło na jaw, jak dokładnie ma to wyglądać – zostało to opisane przez Wyborczą.biz.
Rząd planuje wprowadzić tzw. "klauzulę obejścia prawa podatkowego". Oficjalnie nazywa to "uproszczeniem procedur podatkowych", ale w efekcie stworzy tylko kolejne narzędzie, którym rząd będzie mógł straszyć i nękać obywateli. Oczywiście tylko tych winnych. Problem polega na tym, że według nowych przepisów winny mógłby być w zasadzie każdy. Klauzula zakłada bowiem, że jeśli obywatel robi coś tylko po to, by zmniejszyć płacone przez siebie podatki lub ich uniknąć, to znaczy, że oszukuje. A jak oszukuje, to można nie tylko unieważnić jego podatki i nałożyć większe, ale jeszcze nałożyć karę.
Jak by tego było mało, miałaby również powstać Rada ds. Unikania Opodatkowania. Znalazłoby się w niej 20 osób: naukowców, urzędników z ministerstwa, ekspertów podatkowych. Do Rady mógłby wystąpić każdy Kowalski z prośbą o to, by wydała ona opinię, że on, jako obywatel płaci podatki uczciwie. Są tylko dwa "ale". Po pierwsze, taka opinia wcale nie byłaby wiążąca dla fiskusa. To znaczy – Rada mogłaby ją wydać, ale nie ma to żadnej mocy prawnej, urzędnicy i tak mogliby uznać nas za nieuczciwych, jeśli zinterpretują przepisy inaczej. Po drugie – wystawienie takiej opinii miałoby kosztować 25 tysięcy złotych. Trudno oczekiwać, by jakikolwiek obywatel tyle zapłacił, a i dla wielu małych i średnich firm byłaby to zbyt duża kwota.
Wolna amerykanka
Takie prawo może to prowadzić do patologicznych sytuacji, w których urzędnik stwierdzi, że np. zawarliśmy małżeństwo tylko po to, by wspólnie się rozliczać, a tym samym płacić mniejsze podatki. Absurd? Owszem, ale jak udowodnimy fiskusowi, że wcale tak nie jest? Zdaniem ekonomisty z Centrum im. Adama Smitha Andrzeja Sadowskiego, to stan nie do zaakceptowania. – Nie może być tak, że urzędnicy nękają obywateli i nakładają podatki – podkreśla Sadowski. Jak dodaje, fakt, że urzędnicy dzisiaj mogą sami decydować o losie podatników, jest sprzeczny z konstytucją i pozbawia nas naszych podstawowych praw.
W 2004 próbowano już wprowadzić coś takiego, ale wówczas odrzucił to Trybunał Konstytucyjny. Teraz zaś Ministerstwo Finansów przekonywało w swoim oświadczeniu, że taka klauzula to "standard w innych rozwiniętych gospodarczo krajach", a Polska jest jednym z niewielu, gdzie takich instrumentów nie ma. Eksperci nie mają jednak złudzeń co do jakości takiego prawa. – To wolna amerykanka. Urzędnicy mieliby wówczas kompetencje niemal jak władza sądownicza – przestrzega specjalista ds. podatków Paweł Skwarek z Business Centre Club.
– Przesłanie z tych działań jest takie, że według ministerstwa finansów podatnicy powinni dążyć do tego, by płacić jak najwięcej – ocenia Skwarek i dodaje, że widać, iż resort po prostu chce od nas wyciągnąć jak najwięcej pieniędzy. Jak podkreśla, to zupełnie niezgodne z teorią prawa podatkowego, która mówi o tym, że podatnik powinien wręcz jak najbardziej optymalizować swoje podatki, oczywiście legalnie. – W bardziej rozwiniętych krajach pod tym względem organy podatkowe podpowiadają obywatelom, jak mogą zmniejszyć płacone przez siebie podatki – argumentuje nasz rozmówca.
I skarbowy totalitaryzm
Zdaniem Pawła Skwarka, takie plany zakrawają na totalitaryzm skarbowy. Dlatego, że obywatele, w strachu przed organami podatkowego ścigania, przestaną w ogóle optymalizować podatki. Zapłacą tak, jak im ministerstwo zagra, byle tylko nie zostać oskarżonym o malwersacje. A dzięki temu, co oczywiste, zwiększą się wpływy do budżetu. – To paranoja na wysokim poziomie – ocenia Skwarek, który przypomina też, że jeśli są luki w prawie, to należy je zlikwidować, a nie karcić za to obywateli.
Eksperta nie dziwi jednak, że ministerstwo tak robi. – Minister ma swoje zadania i jest z ich realizacji oceniany przez premiera. Jego zadaniem są jak największe wpływy z podatków. A ministerstwo zdaje sobie sprawę z tego od kogo najłatwiej ściągać pieniądze i gdzie mu na to pozwolą – podkreśla specjalista ds. prawa podatkowego.
Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha wyjaśnia jednak, że cała sytuacja to nie kwestia ministra, a premiera, bo to przecież szef rządu odpowiada za politykę swoich ministrów. I to on nimi kieruje. Ekonomista przypomina, że Donald Tusk wielokrotnie obiecywał zmienić system podatkowy na prosty i przyjazny, ale – jak widać – swojej obietnicy nie spełnił. – Rząd ma do wyboru dwie metody: zmianę systemu na taki, który sprawi, że najbogatsi wrócą płacić podatki do kraju, bo będzie im się to opłacać. Druga metoda to represyjno-policyjna – wskazuje Sadowski.
Buntujcie się
Nietrudno zauważyć, którą metodę wybrał nasz rząd. Przy czym Sadowski zaznacza, że obecnie w Polsce nie można legalnie zostać bogatym, bo uniemożliwia to właśnie system podatkowy. Zaś droga obrana przez rząd jest "miarą zaniechania reform". Jak daleko Tusk z Rostowskim posuną się w wyciskaniu Polaków? Sadowski nie ma wątpliwości: – Będą to robić tak długo, dopóki w obronie obywateli nie stanie Trybunał Konstytucyjny.
I niestety stanie się to przy milczącej akceptacji obywateli. Paweł Skwarek nie wątpi, że Polacy się nie zbuntują, bo zmiany są za mało radykalne i nie uderzają bezpośrednio w portfele. Andrzej Sadowski wskazuje jednak, że jest jedna forma buntu, którą Polacy już zauważyli i wprowadzają w życie. – Coraz częściej płacimy podatki za granicą – przypomina nasz rozmówca.
Posłuszni obywatele
Nadal jednak płacący za granicą to tylko odsetek. Ministerstwo doskonale wie o tym, że obywatele będą podatkowo posłuszni. I dlatego zdziera z nich pieniądze. Nie zlikwidowano – to kolejna niespełniona obietnica – KRUS-u, który powoduje, że do każdego rolnika idącego na emeryturę dopłacamy 250 tysięcy złotych. Nie pozbawiono przywilejów górników, choć to również zapowiadał Donald Tusk. Rząd wie bowiem, że oni się postawią i będą protestować. A zwykli pracujący ludzie – nie.
Światełkiem w tunelu dla podatników miała być Izabela Leszczyna – nowa wiceminister finansów. Według planu ma ona, między innymi, dbać o interesy podatników. Od dnia powołania o Leszczynie jednak nie słychać. Wątpliwe, by nowa wiceminister faktycznie coś zmieniła. Patrząc na politykę ministerstwa jedyne, czego można od niej oczekiwać, to sprytne przekonywanie obywateli, że zrobienie z nas cytryn, a z urzędów wyciskarki, to kierunek dobry dla nas wszystkich.