
Dawno, dawno temu, kiedy Donald Tusk nie był jeszcze u władzy, Platforma obiecywała uproszczenie podatków. Moglibyśmy być szczęśliwi, gdyby nie spełnili tej obietnicy. Niestety, jest jeszcze gorzej, rząd robi wręcz przeciwnie – wyciska Polaków jak cytrynę. Do samego końca, do ostatnich soków. Teraz zaś Ministerstwo Finansów chce wprowadzić przepisy, które umożliwią urzędom po prostu polowanie na podatników. Niezależnie od tego, czy kantują, czy nie.
Ostatnio pisaliśmy o tym, że Jacek Rostowski chce opodatkować w Polsce korzystanie ze służbowych aut. To pomysł nie nowy, tak już jest m.in. w Norwegii – tylko tam przynajmniej widać efekty wpłacania pieniędzy do budżetu. U nas raczej będzie to przypominać wrzucanie pieniędzy do bezdennego wora, jak zawsze, kiedy przychodzi do płacenia podatków.
Niestety, to tylko wierzchołek góry lodowej działań ministerstwa, które prowadzą do zrobienia z Polaków cytryn, a z urzędników – wyciskarek. Jednym z największych problemów podatków jest fakt, że są one szalenie skomplikowane, szczególnie VAT. W Polsce każdy urząd skarbowy może sobie interpretować prawo podatkowe na dowolne sposoby i w ten sposób wyciągać kasę od obywateli – jak w poniższym przykładzie przytoczonym przez Roberta Gwiazdowskiego, prezydenta Centrum im. Adama Smitha.
Ostatnio komentowałem postanowienie skarbówki, która uznała, że wstawienie i przykręcenie szafy to nie modernizacja, ale dostawa towaru. W związku z tym trzeba zapłacić 23-procentowy VAT, a nie 8-procentowy. Urzędy skarbowe ścigają 20 tysięcy ludzi, żeby zapłacili dodatkowy podatek. CZYTAJ WIĘCEJ
Fakt, że przepisy podatkowe – a więc jedne z najważniejszych w państwie, decydujących o budżecie i pieniądzach obywateli – można interpretować, zakrawa na absurd. Absurd o gigantycznych rozmiarach, bo tylko w 2012 roku fiskus dokonał ponad 36 tysięcy indywidualnych interpretacji prawa podatkowego. A to tylko początek naszych problemów.
Na wypadek, gdyby jakiś obywatel zinterpretował przepisy na swoją korzyść, Ministerstwo Finansów ma już gotowe rozwiązanie. Kilka dni temu pojawiła się informacja o tym, że miałyby zostać powołane nowe jednostki do ścigania podatkowych oszustów. Wczoraj zaś wyszło na jaw, jak dokładnie ma to wyglądać – zostało to opisane przez Wyborczą.biz.
Takie prawo może to prowadzić do patologicznych sytuacji, w których urzędnik stwierdzi, że np. zawarliśmy małżeństwo tylko po to, by wspólnie się rozliczać, a tym samym płacić mniejsze podatki. Absurd? Owszem, ale jak udowodnimy fiskusowi, że wcale tak nie jest? Zdaniem ekonomisty z Centrum im. Adama Smitha Andrzeja Sadowskiego, to stan nie do zaakceptowania. – Nie może być tak, że urzędnicy nękają obywateli i nakładają podatki – podkreśla Sadowski. Jak dodaje, fakt, że urzędnicy dzisiaj mogą sami decydować o losie podatników, jest sprzeczny z konstytucją i pozbawia nas naszych podstawowych praw.
Zdaniem Pawła Skwarka, takie plany zakrawają na totalitaryzm skarbowy. Dlatego, że obywatele, w strachu przed organami podatkowego ścigania, przestaną w ogóle optymalizować podatki. Zapłacą tak, jak im ministerstwo zagra, byle tylko nie zostać oskarżonym o malwersacje. A dzięki temu, co oczywiste, zwiększą się wpływy do budżetu. – To paranoja na wysokim poziomie – ocenia Skwarek, który przypomina też, że jeśli są luki w prawie, to należy je zlikwidować, a nie karcić za to obywateli.
Nietrudno zauważyć, którą metodę wybrał nasz rząd. Przy czym Sadowski zaznacza, że obecnie w Polsce nie można legalnie zostać bogatym, bo uniemożliwia to właśnie system podatkowy. Zaś droga obrana przez rząd jest "miarą zaniechania reform". Jak daleko Tusk z Rostowskim posuną się w wyciskaniu Polaków? Sadowski nie ma wątpliwości: – Będą to robić tak długo, dopóki w obronie obywateli nie stanie Trybunał Konstytucyjny.
Nadal jednak płacący za granicą to tylko odsetek. Ministerstwo doskonale wie o tym, że obywatele będą podatkowo posłuszni. I dlatego zdziera z nich pieniądze. Nie zlikwidowano – to kolejna niespełniona obietnica – KRUS-u, który powoduje, że do każdego rolnika idącego na emeryturę dopłacamy 250 tysięcy złotych. Nie pozbawiono przywilejów górników, choć to również zapowiadał Donald Tusk. Rząd wie bowiem, że oni się postawią i będą protestować. A zwykli pracujący ludzie – nie.

