Juwenalia, święto studentów. Koncerty, tanie piwo i tysiące ludzi to ich znak rozpoznawczy. Niestety, często przeradza się to w masowe pijaństwo i zwyczajny pokaz braku kultury. Nie zawsze, ale jednak. – Uczelnie w ogóle nie powinny organizować imprez, na których dochodzi do nadużywania alkoholu – mówi wprost dr Mateusz Klinowski, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego.
W interncie furorę robi filmik, na którym podczas juwenaliów Akademii Górniczo-Hutniczej kilku "pomysłowych" studentów wywraca Toi-Toi… z kimś w środku. Żartownisie szybko uciekają, a biedna ofiara niepewnym krokiem udaje się w stronę akademika.
Co prawda, filmik ma już kilka lat, ale niestety – wciąż jest aktualny. Juwenalia to święto studentów, które często po prostu zamienia się w jedno wielkie pijaństwo, gdzie tego typu incydenty i zachowania są na porządku dziennym. Niektóre imprezy są oczwyiście porządne, ale największe to po prostu – delikatnie mówiąc – festiwal złych obyczajów.
I choć środowiska akademickie oburzały się na SGGW za zorganizowanie obscenicznych niemal wyborów miss, to już juwenalia tak powszechnego oburzenia nie wywołują. Nasi rozmówcy – prof. Paweł Łuków z Uniwersytetu Warszawskiego i dr Mateusz Klinowski z Uniwersytetu Jagiellońskiego, którzy kilka tygodni temu oburzali się na SGGW – przyznają jednak, że i juwenaliom zazwyczaj organizowanym przez samorządy studenckie przy współpracy z uczelniami, należy się bliżej przyjrzeć.
Juwenalia – obraz rozpaczy
Opinie na temat Juwenaliów są podzielone nawet wśród studentów. Jedni twierdzą, że byli i "było fajnie". Inni kreślą raczej dantejski obraz tego, co dzieje się na świętach studentów. Bartek, który trzy razy brał udział w Kortowiadzie – jednej z największych tego typu imprez, która odbywa się w Olsztynie twierdzi, że wszystko jest tam w porządku. Ale tylko do zapadnięcia zmroku.
– O Kortowiadzie nasłuchałem się jeszcze zanim miałem okazję tam studiować. Najlepsze i największe juwenalia, świetna impreza itd. Jak było w rzeczywistości? Sama parada, gdy przez miasto idzie kilka tysięcy studentów jest świetna. Miła atmosfera, dobra zabawa – opowiada Bartek.
I zaraz kontynuuje: – Do wieczora jest jeszcze spoko, grill i piwo w plenerze. Masakra zaczyna się w nocy przy koncertach. Tysiące ludzi, których jedyną ambicja jest zapicie się w trupa. I nie ma tutaj żadnej przesady. Ja rozumiem święto studenckie, porobienie sobie przysłowiowych jaj, wygłupy, spontan, ale to, co czasami się tam wyprawia, woła o pomstę do nieba. Nie wiem czy niektórym wyłączają się wtedy mózgi, ale odcięcie się pierwszego dnia i wrócenie do żywych dzień po zakończeniu imprezy nie jest chyba normalne, a ta trwa trzy-cztery dni. Poza tym na Kortowiadę masowo przychodzą ludzie spoza uczelni i młodzież. Ich zachowania też w dużym stopniu wpływają na takie standardy – twierdzi 24-latek.
– Większość Juwenaliów to jeden wielki spęd bydła. Piją na umór rozwodniony browar, wymiotują, leżą w krzakach, albo uprawiają w nich seks. Takie imprezy, gdzie jest naprawdę fajna zabawa można policzyć na palcach jednej ręki – mówi mi wprost Ania, studentka z Warszawy. Ona sama była na Juwenaliach kilka razy, dopóki pijany chłopak nie zwrócił na nią zawartości swojego żołądka. – Pijaństwo nie było żadną nowością, ale wtedy stwierdziłam, że więcej nie chcę brać w tym udziału – podkreśla dziewczyna.
Masowe = złe?
Jednym z pozytywnych przykładów na to, jak można normalnie bawić się na Juwenaliach są te organizowane przez warszawską Szkołę Główną Handlową. Jak mówi mi jeden ze stałych bywalców tej imprezy, nigdy nie widział tam, by ktoś na kogoś zwymiotował, albo żeby "coś" działo się w krzakach. Nie ma bójek ani awantur, wszyscy świetnie się bawią – tutaj możecie przeczytać relację z zeszłorocznych juwenaliów SGH-u.
Takich porządnych imprez jest oczywiście więcej. Michał, który przez kilka lat współorganizował Juwenalia dla jednej z prywatnych warszawskich szkół (ze względu na dalszą współpracę z placówką prosi o nieujawnianie jej nazwy) mówi mi, że to wszystko kwestia masowości. – To proste: im większa impreza, tym gorzej będzie. Jak przychodzi dwa do pięciu tysięcy studentów, to już jest ciężko ich upilnować. Przy kilkunastu tysiącach, a tyle potrafi przyjść na największe juwenaliowe imprezy w Polsce, jest to praktycznie niemożliwe. Ani ochrona, ani organizatorzy po prostu nie są w stanie powstrzymać fali pijaństwa – wyjaśnia 27-latek.
Co się zmienia?
Jak podkreśla mój rozmówca, dzisiaj i tak jest lepiej niż kilka lat temu, bo organizacja stała się bardziej profesjonalna. – Wszystko może trafić na Facebooka czy YouTube i afera gotowa. Uczelnie nie chcą dopuszczać do takich incydentów, bo jeden wybryk i nieskazitelny wizerunek szkoły może zostać zniszczony, tak jak to było z wyborami miss SGGW – dodaje Michał.
Zaznacza też, że władze szkół, szczególnie uniwersytetów po prostu nakazują: na Juwenaliach ma być porządek i tyle. Żadnych afer, awantur i incydentów. – Czasem też gwiazdy, które występują na koncertach upewniają się, czy wszystko zostało odpowiednio zorganizowane. Nie chcą być kojarzeni właśnie z, jak to określasz, "spędem bydła" – opowiada mój rozmówca.
Niestety, w wielu miejscach – między innymi właśnie na krakowskim AGH czy olsztyńskiej Kortowiadzie – "niski poziom kultury" to nadal standard. – Jak byłem studentem, to chodziłem na koncerty juwenaliowe wiele razy. Ale unikałem miasteczka studenckiego AGH, bo właśnie działy się tam żenujące i dantejskie sceny. Dzisiaj też chodzę na koncerty i nadal unikam tych samych miejsc – mówi nam dr Mateusz Klinowski, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Wychowywać studentów...
Etyk z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Paweł Łuków ocenia, że władze uczelni powinny dbać o poziom takich imprez. – Wiemy przecież, co się dzieje, do jakich wydarzeń może dochodzić, uczelnie powinny więc zwracać na to większą uwagę – ocenia profesor.
Jego zdaniem, środowiska akademickie powinny chociaż stosować profilaktykę wychowawczą. – Władze powinny przynajmniej oficjalnie uprzedzić studentów, jak powinni się zachowywać. Młodzi ludzie nie muszą mieć wpojonych pewnych standardów, które kiedyś były oczywiste w przestrzeni uniwersyteckiej, więc dobre byłoby takie prewencyjne wskazanie studentom, że powinni zachować się adekwatnie. do sytuacji – słyszymy.
Zdaniem prof. Łukowa, takie rozpasanie na niektórych Juwenaliach to następstwo "innych zmian obyczajowych w społeczeństwie". – Studenci przenoszą swoje zachowanie z innych środowisk na uniwersytety. Znacznie zmniejszył się też dystans między studentami i uczelnią, być może to sprzyja rozluźnieniu obyczajów – wskazuje prof. Łuków. Jak podkreśla, wielu młodym może się wydawać, że Juwenalia to po prostu kolejna impreza, niemal jak domówka i że na święcie studentów obowiązują takie same zasady – czyli, w zasadzie, brak zasad.
… Czy zabrać im imprezy?
Dr Klinowski podchodzi do tematu bardziej radykalnie i stwierdza: – Uczelnie w ogóle nie powinny organizować imprez, na których dochodzi do nadużywania alkoholu. I dodaje, że nie rozumie takiej polityki. – To taka zasada: damy coś studentom, rozlejemy im tanie piwo od sponsora, niech chleją i się bawią, ale niech się nie wtrącają w sprawy uniwersytetu – ocenia Klinowski. – To pójście na łatwiznę – dodaje nasz rozmówca.
Według Klinowskiego, uczelnie w Polsce – nie tylko te, gdzie dochodzi do incydentów podczas juwenaliów – powinny przemyśleć całą politykę organizowania takich imprez. – Co roku jest tam pijaństwo i rozpusta. Drażni mnie to i dziwię się, że uczelnie biorą w tym udział. Ja nie chciałem przebywać wśród ludzi, którzy stresowali mnie swoim zachowaniem i czasem wykazywali objawy totalnego zezwierzęcenia – podsumowuje dr Klinowski.