"Starzejący się egotyk" – tak o Lechu Wałęsie mówi dziś Kazimierz Kutz. Wyzywając dawnych przyjaciół z "Solidarności" od bezmózgich łajdaków, były prezydent udowadnia, że w tym stwierdzeniu nie ma przesady. I czeka na film Andrzeja Wajdy, który potwierdzi, że to on jest prawdziwym i jedynym bohaterem walki z komuną.
"Mam gdzieś moją legendę. Ja chcę tylko, żeby z kłamców i łajdaków nie robić bohaterów" – powiedział dziś na antenie Radia ZET Lech Wałęsa. To komentarz do słów Henryki Krzywonos, która w ostatnim wywiadzie dla "Wprost" przekonywała, że prawdziwym liderem sierpniowego strajku z 1980 roku był nie Wałęsa, ale Bogdan Borusewicz, dziś Marszałek Senatu. Sam zainteresowany do sprawy się nie odniósł, co nie przeszkodziło byłemu prezydentowi w snuciu przypuszczeń, że mógł być on "prowokatorem albo nawet "agentem". W przypadku Krzywonos Wałęsa podobnych podejrzeń póki co nie ma, choć zaznaczył, że "ona nie ma mózgu".
Przykro i żal
Dla osób, które 30 lat temu uczestniczyły w sierpniowej walce albo po prostu obserwowały, co dzieje się stoczni, sprawa jest tutaj jasna – atak Wałęsy na dawnych jest skandaliczny. I to niezależnie od tego, czy rewelacje Krzywonos na temat przywództwa strajku są prawdziwe czy też nie. – Przykro i żal, że Wałęsa przestaje rozróżniać to, co się myśli od tego, co się mówi. Bardzo nieszczęsne wypowiedzi – podkreśla w rozmowie z naTemat reżyser Kazimier Kutz.
Podobnego zdania jest Jerzy Fedorowicz, poseł PO, w latach 80. działacz "Solidarności". – Bardzo nie podoba mi się spór między bohaterami tamtych lat. Powinno się w tej sprawie milczeć. Hierarchia jest tutaj przecież taka, że na czele bohaterów stoi Lech, ale potem są ludzie również niezwykle zasłużeni: Borusewicz, Krzywonos czy chociażby Andrzej Gwiazda. Czy tu chodzi o to, by stworzyć wrażenie, że Lech Wałęsa był jedynym obrońcą ojczyzny? – pyta.
Splamić legendę
Z kolei Waldemar Kuczyński, który w sierpniu 1980 roku wszedł w skład Komisji Ekspertów przy Międzyzakładowym Komitecie Strajkowym w Gdańsku, broni legendarnego lidera "S", ale tylko po części.
– Uważam, że wypowiedź Henryki o Wałęsie była niesprawiedliwa i nieprawdziwa. On był autentycznym liderem ruchu strajkowego w Gdańsku, a wkrótce na całym Wybrzeżu i w kraju. Jestem więc gotów zrozumieć jego gwałtowną reakcję na to, że tę rolę próbuje mu się odebrać. Wypowiedź Henryki na dodatek nakłada się na ohydną kampanię części polskiej prawicy, która robi wszystko, oby obraz Wałęsy z tamtego okresu splamić. Niemniej protestuję przeciwko jego zachowaniu. Słowa o Borusewiczu były paskudne, podobnie jak o Krzywonos. Powinien tę pierwszą jej wypowiedź zmilczeć, lub odwrócić w żart, co potrafi – przekonuje.
Nic takiego się jednak nie stało, a przypuszczenia, że Borusewicz nie tylko nie nie pomagał, ale wręcz szkodził sprawie, wyglądają jak rozpaczliwa próba udowodnienia, że ma się monopol na bohaterstwo. Próba, co podkreślają moi rozmówcy, zupełnie nieuzasadniona, bo jego roli Wałęsy nie da się podważyć. – Wszyscy wiemy, że historia zdecydowała, że Wałęsa jest na tym najważniejszym miejscu. Nie tylko Polska uznała go za bohatera, ale po prostu cały świat – ocenia Jerzy Fedorowicz.
– To jest egotyzm typowy. Ja uważam, że to jest naturalna konsekwencja starzenia się i próba zwrócenia na siebie całej uwagi. Ta reakcja Wałęsy ma podłoże psychologiczne – stwierdza Kazimierz Kutz.
"Wałęsa" z lukrem?
Cała sprawa ma jeszcze jeden wymiar. Wałęsa dał nam bowiem wskazówkę, o co tak naprawdę chodzi w ostrej reakcji na wywiad Krzywonos. Jego zdaniem zachowanie dawnych współpracowników jest związane z filmem o nim, który reżyseruje Andrzej Wajda. "Wajda jako jedyny człowiek ma szansę powiedzieć prawdę. Nie tę prawdę, którą uprawiacie, ale prawdę, która naprawdę tak wyglądała. I dlatego robi się wszystko, żeby zniszczyć ten film" – ocenił w rozmowie z Moniką Olejnik.
Trudno nie odebrać tych słów inaczej, niż jako oczekiwanie na laurkę wystawioną przez Wajdę w "Wałęsie" . – Nie bardzo wyobrażam sobie, by Krzywonos i Borusewicz prowokowali akcję przeciwko filmowi, którego nie widzieli. Co do tej "laurki", to Wajda teoretycznie powinien opowiedzieć prawdę, ale to jest przecież film fabularny. Przypominam, że jeszcze nie tak dawno mieliśmy spór dotyczący obrazu o Annie Walentynowicz, która była pokazana jak bohaterka – zaznacza Fedorowicz.
Waldemar Kuczyński ostrzega zaś przed "kłamstwem", jakim byłaby apoteoza Wałęsy. – Gdyby film przedstawiał Wałęsę jako jedynego bohatera tamtych czasów, to byłby nieprawdziwy i krzywdzący dla wielu innych postaci – mówi. I zaraz dodaje: – Nie wiem nic o tym filmie, ale mam nadzieję, że Andrzej Wajda jest świadom ryzyka zrobienia filmu laurkowego, czyli mało ciekawego. Chyba mówił, że będzie starał się tego uniknąć...
Wałęsa, będąc przywódcą tego ruchu, nie był sam. Tam były też inne bardzo ważne osoby, takie jak Andrzej Gwiazda, Bogdan Borusewicz, Alina Pienkowska. Była też Komisja Ekspertów Mazowieckiego i Geremka i inni. "Solidarność" to wielkie dzieło milionów ludzi którzy wtedy ruszyli po należne im prawa i wolności, ale także Wałęsy i jego ówczesnych pomocników. Myślę, że Wałęsa dorabia nieprawdziwe uzasadnienie do całej sprawy mówiąc, że chodzi tutaj o atak na film Andrzeja Wajdy.