Wojciech Maziarski broni Lecha Wałęsy.
Wojciech Maziarski broni Lecha Wałęsy. fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta
Reklama.
Całą aferę wywołała wypowiedź Henryki Krzywonos, która stwierdziła, że to Bogdan Borusewicz, a nie Wałęsa, był przywódcą strajku w Stoczni Gdańskiej w 1980 roku. Lech Wałęsa oburzył się na te słowa. Powiedział to "kiepski żart" i żądał przeprosin od Borusewicza. Kilka dni później były prezydent mówił, że Henryka Krzywonos "była bez mózgu" i niczego z wydarzeń w '80 roku nie rozumiała i nadal nie rozumie.
Wtedy też Wałęsa przyznał, że "ma gdzieś swoją legendę". Wojciechowi Maziarskiemu nie spodobały się te słowa. Jak pisze dziennikarz w "Wyborczej":
Wojciech Maziarski
"Gazeta Wyborcza"

Otóż, Panie Przewodniczący, bardzo mi przykro, że ma Pan gdzieś swoją legendę. A to dlatego, że Pańska legenda była naszą legendą. Moją też. Była to legenda wielu milionów Polaków uczestniczących w pokojowym powstaniu narodowym, które wybuchło w sierpniu 1980 roku i przybrało postać związku zawodowego.


Dalej Maziarski pisze, że strajk nie był tylko formalni związkowcy, bo identyfikowali się z nim również niepracujący, ale i rolnicy, prywaciarze czy studenci.
Publicysta podkreśla, że sam jako student wspierał opozycję i uważał Wałęsę za symbol i przywódcę ruchu.
Wojciech Maziarski
"Gazeta Wyborcza"

Ale wie Pan, Panie Przewodniczący, dlaczego mógł Pan chodzić z podniesioną głową w miejscu internowania, nie poddając się naciskom władz? I wie Pan, dlaczego później nagrodzono Pana Noblem? (…) Otóż, mógł Pan być hardy i twardy, bo za Panem staliśmy my. (…) Ludzie, którzy sprzeciwiali się komunizmowi. Wiedział Pan, że nie jest Pan sam.


Wojciech Maziarski podkreśla, że ponieważ miliony osób wspierały Lecha Wałęsę, to jego legenda jest również legendą ich wszystkich, wspólnym dorobkiem, a nie prywatną własnością byłego prezydenta.
Publicysta podkreśla, że nie zgadza się na to, by jeden Wałęsa całą tę legendę niszczył. Maziarski dodaje też, że i tak będzie bronił Wałęsy, gdy ktoś mu będzie wymyślać od Bolków. "Ale znacznie przyjemniej by nam się stało, gdyby Pan nie obrażał przyjaciół" – podsumowuje dziennikarz.
Czytaj także: