
Zmowa koncernów farmaceutycznych, nieuzasadniona panika rodziców, kłamstwa bez oparcia w badaniach klinicznych czy uzasadnione wątpliwości i realne ryzyko autyzmu lub innych poważnych powikłań u dzieci. Teorii nie brakuje. Jedni lekarze mówią, że to bzdura i demagogia, inni zwracają uwagę na ogromną presję szczepionkową, a zagubieni rodzice stoją przed wyborem szczepić i ryzykować, czy nie szczepić i również ryzykować. O co tak naprawdę chodzi w tym całym zamieszaniu szczepionkowym?
U Janka lekarze nie stwierdzili korelacji między tymi chorobami neurologicznymi, a podaną mu szczepionką. Nie jestem jednak pewna czy to prawda. Znam innych rodziców dzieci autystycznych, którzy również zaobserwowali zmiany zachowania i regres w niedługim czasie po zaszczepieniu. To nie może być przecież za każdym razem przypadek, że te objawy się pojawiają, bądź występują właśnie po podaniu szczepionki.
Karolek
Zdaniem Pani neurolog, w przypadku Karolka podanie trzech osobnych szczepionek w odstępach czasu byłaby zdecydowanie bezpieczniejsze. Według niej po powikłaniach przy pierwszej szczepionce, kolejna szczepionka skojarzona może zwiększyć ryzyko zachorowania na autyzm nawet dwukrotnie.
Filip
Chciałabym, żeby lekarze mi szczerze odpowiadali, jakie jest ryzyko. A lekarze mówią, że nikt nie wie, jak akurat moje dziecko zareaguje. Nawet, jeśli moje wątpliwości są nieuzasadnione, to przecież, kiedy czytam w ulotce jednej ze szczepionek w punkcie możliwe działania niepożądane np. zapaść lub okresy utraty przytomności lub świadomości, drgawki lub napady drgawkowe, to mam chyba prawo czuć niepokój.
Dziwna historia dr Wakefielda - namieszał czy rozpoczął dyskusję?
- Większość lekarzy w Stanach Zjednoczonych przyjmuje "doktrynę" bezpiecznych szczepionek, wstrzykiwanych czasem 4-5 naraz. Noworodek rutynowo otrzymuje szczepionkę na Hepatitis B (zapalenia wątroby typu B). Kiedy zaczynałam staż pediatryczny w 1982 roku szczepień było mniej niż 10. Dziś jest ich ponad 20 i szczepi się bardzo wcześnie - mówi w rozmowie z naTemat dr Kathryn Skuza, endokrynolog pediatryczny w szpitalu St. Peter's University Hospital w stanie New Jersey.
- Wakefield opublikował wyniki biopsji jelit dzieci z autyzmem, które ulegają zapaleniu wrzodziejącemu a la Crohn. Wykrył w ścianie jelit tychże dzieci wirusa odry nie chorobotwórczego, ale "vaccine variant" czyli odry używanej w szczepieniu MMR (measles - mumps - rubella, tzn. odra - świnka - różyczka). Niczego nie sugerował. Podkreślił tylko, że jego obserwacje będą musiały być potwierdzone również przez innych lekarzy. Publikacja wyników Wakefielda w „Lancet” wywołała lawinę ataków przeciwko niemu - wspomina dr Kathryn Skuza - Zarzucano mu m.in., konflikt interesów, gdyż reprezentował rodziny dzieci uszkodzonych tą samą szczepionką (tym razem zapaleniem mózgu przez szczepienny wariant świnki). Po rozprawie zabrano mu prawo do wykonywania zawodu w Anglii - dodaje.
Nie jestem szaloną przeciwniczką szczepień. Jestem wykształcona i dlatego szukam informacji. Nie chcę ślepo wierzyć reklamom i koncernom farmaceutycznym. Szokuje mnie taki ślepy pęd do szczepień. Bardzo dziwne jest też to, że tak malutkie dzieci w pierwszym roku życia dostają tyle szczepionek. Zastanawiam się, czy nie można z tym poczekać? Zwykle dzieci w pierwszym roku nie mają kontaktów z chorobami zakaźnymi, są karmione piersią. Może chodzi o to, że trudno udowodnić poszczepienne powikłania u takiego maluszka, bo przecież jeszcze nie mówi, nie chodzi i gdy raptem przestaje się rozwijać, to nie można udowodnić dlaczego.
Według dr Kataryn Skuza historia dr Wakefielda jest bardzo dziwna, a za utratą prawa do wykonywania zawodu lekarza stoją interesy środowisk zarabiających na szczepieniach:
- Wakefield nadepnął najwyraźniej na odciski wysoko postawionych prominentów w Służbie Zdrowia oraz rządu Wielkiej Brytanii i zagroził zyskom z owych szczepień - stwierdza.
- Nie ma żadnej medycznej dokumentacji, która by potwierdziła jakikolwiek związek szczepionek skojarzonych i autyzmu. Nie potwierdzają tego żadne twarde dane kliniczne. Badania, które mówią o takim związku są zwykłym kłamstwem i oczywistą bzdurą, propagowaną przez nieodpowiedzialnych ludzi. Te demagogie szerzył dr Andrew Wakefield i stracił za to prawo do wykonywania zawodu. Musiał też przecież przyznać, że jego badania były fałszywe - podkreśla dr Feleszko. - Zarówno ja, jak i moi koledzy, szczepię tymi szczepionkami od lat z powodzeniem. Przypadki jakichkolwiek powikłań są niezwykle rzadkie - dodaje pediatra i immunolog z dziecięcego szpitala uniwersyteckiego na Działdowskiej w Warszawie.
Zmowa milczenia?
W jednej ze swoich publikacji napisała: „Ostatnie badania sondażowe w USA pokazują, że już 19 proc. lekarzy w tym kraju nie uważa szczepień za bezpieczne, ani skuteczne. Szczególnie krytyczni wobec szczepień są młodsi lekarze, których dzieci nierzadko też zostały okaleczone szczepieniami, albo którzy widzieli w swej praktyce takie dzieci. W Polsce też coraz więcej pojawia się takich młodych lekarzy, którzy potrafią czerpać wiedzę medyczną z niezależnych źródeł, a nie tylko z reklam i propagandy karteli farmaceutycznych. Niektórzy z nich odważnie walczą z systemem szczepionkowego terroru w Polsce. Należą się im wielkie podziękowania i brawa. Myślę, że powoli sytuacja poprawia się także w Polsce, ale na razie każdy rodzic musi sam brać odpowiedzialność za zdrowie swego dziecka, co jest przecież zgodne z naturą. Korporacyjna medycyna absolutnie nie zasługuje na zaufanie, bo jej celem są tylko wielkie zyski.”
Obowiązkowy kalendarz szczepień
- Szczepienie szczepionką skojarzoną przeciwko odrze, śwince i różyczce jest jednym ze szczepień obowiązkowych w całości (szczepienie i produkt) finansowanym z budżetu państwa. Zgodnie z Programem Szczepień Ochronnych podawane jest dwukrotnie: w 2 i 10 roku życia. W programie szczepień są również inne obowiązkowe szczepienia szczepionkami skojarzonymi, np. przeciwko błonicy, tężcowi i krztuścowi, a także szczepienia szczepionkami monowalentnymi (pojedynczymi), np. przeciw poliomyelitis czy wirusowemu zapaleniu wątroby typu B - wyjaśnia dr Anna Góralewska z Sekcji Szczepień Ochronnych WSSE w Warszawie.
Oprócz szczepień obowiązkowych w kalendarzu szczepień są również szczepienia zalecane, jak np. przeciwko rotawirusom czy wirusowemu zapaleniu wątroby typu A. Szczepienia zalecane nie są już finansowane z budżetu państwa i rodzice płacą za szczepionki sami.
Lekarze: Szczepionki skojarzone są bezpieczniejsze
Niepokój polskich rodziców budzi przede wszystkim łączenie tych szczepionek w jednej. Zdaniem specjalistów zupełnie niepotrzebnie, bo to właśnie szczepionki skojarzone są dla dzieci bezpieczniejsze. - W Polsce, podobnie jak w innych krajach, szczepionki pojedyncze przeciwko odrze, śwince i różyczce wycofano już wiele lat temu. Po wielu badaniach klinicznych wprowadzono szczepionki, które są po prostu nowocześniejsze, lepsze i minimalizują ryzyko powikłań. Szczepionki po to skojarzono, żeby w jednej dawce można było podać szczepionki przeciwko kilku chorobom i tym samym nie narażać dziecka na kilkukrotne kłucie i zmaganie się z substancjami stabilizującymi i konserwującymi, które znajdują się w każdej szczepionce, gwarantując jej skuteczność i bezpieczeństwo - podkreśla dr Anna Góralewska - De facto, to właśnie szczepionki skojarzone są mniej obciążające dla dziecka, niż te pojedyncze, które siłą rzeczy narażają je na kilkukrotne ukłucie i usuwanie tych substancji z organizmu. To jest prosty rachunek - kilka szczepionek w jednej czy kilkukrotne pojedyncze szczepienia - dodaje.
Jej zdaniem przywrócenie pojedynczych szczepionek jest bezzasadne i byłoby czymś w rodzaju cofania się.
Nie szczepię swojego syna od kilku lat. Nie dlatego, że jestem oszołomem i działaczem antyszczepionkowym. Lekarz neurolog, który prowadzi moje dziecko, po prostu odradził szczepienie Janka, bo niesie to ogromne ryzyko. Mam poświadczenie o przeciwwskazaniach do szczepień. Pediatrzy nie specjalizują się w neurologii i nie są w stanie wychwycić wielu nieprawidłowości neurologicznych. Jednak kiedy pojawiam się raz na jakiś czas w przychodni rejonowej, za każdym razem lekarze i pielęgniarki suszą mi tam głowę, nazywają nieodpowiedzialną matką, bo nie chcę szczepić syna. Kiedy pytam, czy ktoś z nich napisze mi oświadczenie, że weźmie na siebie odpowiedzialność za wystąpienie efektów ubocznych, kończy się dyskusja. Problemem jest również to, że kiedy pytam lekarzy, czy szczepionka da mi 100 proc. gwarancji ochrony przed chorobą odpowiedź jest, że oczywiście nie. Jedyne, co gwarantuje to, łagodniejsze przejście choroby. Skąd zatem bierze się ten pośpiech?
Nie oznacza to oczywiście, że po tych szczepionkach nie występuje żadne ryzyko powikłań. Przypadki dzieci, przytoczone na początku artykułu dowodzą, że takowe się zdarzają.
- Po każdej szczepionce mogą wystąpić niepożądane efekty poszczepienne, najczęściej łagodne o charakterze miejscowej bolesności lub zaczerwienienia, ale mogą być i poważniejsze, jak wysoka gorączka czy reakcja alergiczna, z tym że te występują naprawdę niezwykle rzadko - twierdzi dr Anna Góralewska.
- W przypadku każdej szczepionki mogą wystąpić niepożądane odczyny poszczepienne jak płacz, omdlenia, a nawet zapalenie mózgu jako reakcja neurotoksyczna na komponentę krztuścową, ale są to efekty odwracalne. Poza tym takie przypadki pojawiają się niezwykle rzadko. Można właściwie powiedzieć, że raz na milion - potwierdza prof. Ewa Bernatowska.
Każdy przypadek powikłań poszczepiennych powinien być zgłaszany do Stacji Sanitarno Epidemiologicznej i dogłębnie analizowany.
- Nie słyszałam o żadnym przypadku paraliżu, czy innego ciężkiego powikłania, które nastąpiłby u dziecka w wyniku podania szczepionki na odrę, różyczkę i świnkę. Zdarzały się, owszem po szczepieniach żywą szczepionką przeciwko Poliomyelitis u niemowląt. Ciężkie przypadki powikłań praktycznie jednak nie występują. Gdy się zdarzą, dziecko przebywa w oddziale pediatrycznym. Wówczas najczęściej okazuje się, że szczepienie zbiegło się w czasie z wystąpieniem innych niezależnych objawów chorobowych - dodaje prof. Bernatowska.
Lekarze jednak zdecydowanie uspokajają. - To są bezpieczne leki, których badania odbywają się przecież pod surowym nadzorem farmaceutycznym i ryzyko powikłań jest znikome - zaznacza pediatra i immunolog dr Wojciech Feleszko. - Rozumiem strach rodziców, bo nie brakuje teorii spiskowych na temat związku szczepionek z zachorowaniami na autyzm. Są one zupełnie bezzasadne i szerzone przez środowiska antyszczepionkowe. Żadne wiarygodne badania epidemiologiczne, przeprowadzone w wielu krajach, nie potwierdziły tego związku. To tak naprawdę wielka krzywda dla dzieci i ich rodziców, bo zachorowanie obarczone jest znacznie większym ryzykiem powikłań, a przecież nikomu z rodziców nie zależy na krzywdzie dziecka. Szczepienia mają je chronić przed groźną chorobą, która tak jak chociażby odra, ma bardzo niebezpieczne powikłania - przypomina dr Anna Góralewska z WSSE.
- Podaje się je w najlepszym czasie dla dziecka, wyprzedzając największe ryzyko zachorowania. Czas weryfikuje się przecież na podstawie danych epidemiologicznych, które określają wiek najwyższej zachorowalności. Ponadto szczepionki poddawane są czteroetapowym badaniom klinicznym, podczas których weryfikuje się ich bezpieczeństwo i odpowiedni schemat podawania. Przecież zupełnie bezsensowne jest szczepić dziecko w lub po okresie, kiedy ma największe ryzyko zachorowania. Trzeba to zrobić odpowiednio wcześniej, aby mogło choroby uniknąć. Taki jest sens szczepienia, które ma być profilaktyką, a nie leczeniem. Pobudzenie odporności jest celem i podstawą każdego szczepienia - stanowczo podkreśla dr Anna Góralewska.
Szczepić czy nie szczepić
- Kraje zachodnie już płacą boleśnie za demagogię dotyczącą szkodliwości szczepionek, bo notują wzrost zachorowalności na odrę. Teraz ta fatalna moda dochodzi do Polski. Skończy się tym, że w Polsce również odnotujemy wzrost zapadalności na te poważne choroby i wtedy wszyscy będą chcieli się szczepić - niepokoi się dr Góralewska. - Żadnym argumentem jest to, że ktoś nie zaszczepił dziecka i wcale nie zachorowało. Po prostu mu się udało, bo wszystkie inne dzieci dookoła były zaszczepione, co stwarzało tzw. odporność gromadną. Ale ona też się skończy, jeśli nadal będzie się szerzyć te fałszywe dane dotyczące szczepionek, a rodzice przestaną dzieci szczepić - dodaje.
Cały obowiązek ochrony życia i zdrowia dzieci spada więc na rodziców. Muszą oni wiedzieć, że w Polsce nie ma obowiązku prawnego szczepienia się i nie ma kar za nieszczepienie. A zapisany w ustawach „obowiązek” szczepień, to tylko - jak tłumaczą przedstawiciele szczepionkowego establiszmentu - tzw. obowiązek społeczny (czyli zgoda rodzica na potencjalne okaleczenie swego dziecka dla wyimaginowanego dobra społecznego, a naprawdę - dla zapewnienia zysków firm farmaceutycznych), oraz obowiązek dla państwa płacenia za pewne szczepienia.
Polscy lekarze neurolodzy i pediatrzy, z którymi rozmawialiśmy, a którzy mają wątpliwości, co do bezpieczeństwa stosowania szczepionek skojarzonych, nie chcą wypowiadać się z nazwiska. Z dwóch powodów - po pierwsze jest to temat bardzo kontrowersyjny, badania nie orzekają nic jednoznacznie, a takie opinie są traktowane przez polskie środowisko lekarzy i farmaceutów, jako „oszołomskie”.
Po drugie, z racji wykonywanego zawodu, mają obowiązek przekonywać do szczepień i jako lekarze nie mogą występować przeciwko temu, co chociażby widnieje w obowiązkowej karcie szczepień. Podkreślają jednak, że jest szczepionkowy bum, być może nakręcony przez koncerny farmaceutyczne i niektóre środowiska medyczne, dlatego warto do szczepienia swoich dzieci podchodzić bardzo ostrożnie. Ich zdaniem należy każdą wątpliwość konsultować z lekarzem i absolutnie nie śpieszyć się z decyzją, bo ani lekarz podający szczepionkę, ani koncerny farmaceutyczne, ani państwo, nie wezmą na siebie odpowiedzialności, za ewentualne tragiczne skutki.

