
Przypadkową "k***ę" rzucił kiedyś na antenie TVN24 Marcin Meller, prowadzący "Drugie śniadanie mistrzów". Dziennikarzowi raczej nie można zarzucić braku zdolności językowych, ale w czasie dyskusji sięgnął po przekleństwo. Tłumaczył później, że wulgaryzmy to "bardzo fajna przyprawa do języka". Znany poeta Antoni Słonimski podobno potrafił przeklinać przez 3 minuty, nie powtarzając ani jednego wyrazu. A wulgarną XIII Księgę "Pana Tadeusza" napisał ponoć Aleksander hrabia Fredro.
Jednak co innego, kiedy wulgaryzmy używane są w pełni świadomie dla celów artystycznych, a co innego kiedy rzucamy mięsem w nerwach i złości. To coraz powszechniejsza plaga w naszym kraju. Z czasem wulgaryzmy tak wrastają w nasz język, że nie zdajemy sobie sprawy z ich użycia. Jak trudno jest je później wyplenić przekonał się raper Tede, który podjął wyzwanie – postanowił nie przekląć ani razu w żadnym z 50 odcinków swojego videobloga z trasy koncertowej po Stanach Zjednoczonych.
Może dobrym pomysłem jest ustalenie niewielkich kar pieniężnych za używanie wulgaryzmów. Ten sposób wydaje się dziecinny i mało poważny, ale jest skuteczny. W biurze czy w domu można ustawić słoiczek, do którego trzeba wrzucić złotówkę za każde przekleństwo. Każdy, kiedy straci równowartość kilku obiadów, zacznie zwracać uwagę na to, co mówi i jak mówi. Jeśli nie chce się tracić pieniędzy, wystarczy, że znajdzie się jedna osoba, która będzie strofowała przeklinających. Tak robi nasza redakcyjna koleżanka, kiedy komuś wymsknie się brzydkie słowo.
To, na co raczej nie zdecydują się politycy i urzędnicy, robią serwisy internetowe. YouTube wprowadził obowiązek rejestracji komentatorów, przekonując, że poprawi to poziom wpisów i zmniejszy liczbę wulgarnych komentarzy. Podobnie zresztą jak serwisy internetowe, które tak jak naTemat połączyły system komentarzy z Facebookiem – internet jest nasycony przekleństwami jeszcze bardziej niż świat rzeczywisty.
Internet jest takim miejscem, w którym nikt nie słyszy bezpośrednio tego wulgaryzmu. Nie idzie to w eter. To właściwie tylko pozór. Język pisany jest nawet mocniejszy niż mówiony, bo zostaje – każdy może później przeczytać tę wypowiedź. Nawet jeśli po drugiej stronie nie ma osoby, która to wulgarne wyzwisko czy słowo bezpośrednio usłyszy. Przez to wulgaryzmy paradoksalnie stają się łatwiejsze do użycia. Mimo że przecież o język pisany powinno się dbać bardziej. CZYTAJ WIĘCEJ
Dlatego nie przestaniemy być atakowani "ku***mi", "ch***mi" czy "pier***nięciami", jeśli sami nie ugryziemy się w język kiedy na usta będzie nam się cisnęło przekleństwo. Lepiej ranić swój język, niż cudze uszy.