
Nie ma znaczenia, jak ustawa się nazywa, ważne, co reguluje – mówiła w Sejmie minister Katarzyna Kotula, przedstawiając zalety projektu ustawy dotyczącego tzw. związków partnerskich. Wygląda na to, że z pierwotnych planów wiele nie zostało. Jednym z powodów była obawa o podpis Nawrockiego, który zwolennikiem takich rozwiązań nie jest.
Założenia nowej ustawy przedstawiały w Sejmie minister (bez teki) Katarzyna Kotula i Urszula Pasławska z PSL. To autorki projektu ustawy, który miał dotyczyć związków partnerskich. Dyskusja nad tą kwestią toczy się od lat.
Coś, co może Nawrocki podpisze
– Udało się tam zmieścić wszystko, co było możliwe w tej sytuacji – mówił bez ogródek Włodzimierz Czarzasty z Lewicy. Nie wyglądał na szczęśliwego. Nic dziwnego, bo plan Lewicy był inny. Głównymi negocjatorkami planu były Kotula i Pasławska. Jedna progresywna, druga konserwatywna. Druga opcja wygrała.
Zacznijmy od nazwy. Projekt dotyczy "ustawy o statusie osoby najbliższej i umowie o wspólnym pożyciu". Nie ma tu słowa o związkach partnerskich. Kotula mówiła, że ustawa przewiduje zawieranie umowy u notariusza z późniejszą rejestracją w Urzędzie Stanu Cywilnego, "mówi o wzajemnym szacunku, o pomocy, trosce, lojalności, o działaniu i współdziałaniu na rzecz wspólnego dobra". Zdaniem Kotuli reguluje ona kwestie stosunków majątkowych: u notariusza będzie można zdecydować, czy strony chcą wspólności, czy odrębności majątkowej.
To nie jest ustawa o związkach partnerskich
– Reguluje kwestię prawa do mieszkania, możliwości wzajemnych alimentów, wzajemnej dostępnej informacji medycznej, zwolnienia od podatku od spadków i darowizn, możliwości wspólnego rozliczania, jeśli zadeklarowało się wspólność majątkową – mówiła Kotula.
Wspominała też o zwolnieniu od podatku od czynności cywilnoprawnych, rencie rodzinnej, dziedziczeniu testamentowym, ubezpieczeniu zdrowotnym dla obu stron oraz urlopie opiekuńczym.
Nie ma więc w tym projekcie nic o związkach partnerskich. Urszula Pasławska próbowała reklamować projekt, jako niezwykle elastyczny i "wolnościowy". Jej zdaniem to zaleta, że strony umowy mogą sobie niemal dowolnie kształtować jej treść.
Strona lewicowa tłumaczyła, że lepszy taki projekt niż żaden. Jest też szansa, że taką właśnie kompromisową ustawę podpisze "bardziej konserwatywny niż większość koalicji" (określenie Władysława Kosiniaka-Kamysza) prezydent Nawrocki.
Zobacz także
