
"Jeszcze nigdy wniesienie materiału wybuchowego do Kancelarii Prezydenta nie było tak łatwe" – donosi dzisiejsza "Rzeczpospolita". Jak się okazuje, bramka do wykrywania materiałów wybuchowych zainstalowana przy wejściu do Kancelarii w ogóle nie jest włączana, a ochroniarze nie mają uprawnień, by sprawdzać, czy odwiedzający nie wnoszą niebezpiecznych substancji.
REKLAMA
W budynku, gdzie znajduje się Kancelaria Prezydenta, ulokowana jest także siedziba Państwowej Komisji Wyborczej. Tuż obok mieści się z kolei hotel sejmowy, w którym mieszkają posłowie. "Ta decyzja jest niezrozumiała, biorąc pod uwagę dane dotyczące wyborów i partii politycznych, które znajdują się w naszym posiadaniu" – zwraca uwagę w rozmowie z "Rz" wysoki urzędnik PKW.
Największym problemem nie jest jednak sąsiedztwo Kancelarii Prezydenta i PKW, a bezpieczeństwo. Na początku roku rząd szukając oszczędności pozbawił Kancelarię ochrony BOR. Teraz budynek ochrania Agencja Ochrony Kowalczyk, która – według informacji "Rz" – nie ma uprawnień do wykorzystywania bramki, która wykrywa materiały wybuchowe.
Ani BOR, ani Kancelaria Prezydenta, ani też MSW, które organizowało przetarg na ochronę, nie chcą odnieść się do sprawy. "Informacje dotyczące zakresu ochrony obiektów nie są informacją publiczną. Decyzja była poprzedzona wnikliwą analizą" – mówi Małgorzata Woźniak, rzeczniczka MSW. Jeden z urzędników zaznaczył tylko, że najważniejsze jest, by utrzymać ochronę tam, gdzie najczęściej przebywa prezydent Bronisław Komorowski, czyli w Belwederze i Pałacu Prezydenckim.
Jakiś czas temu sejmową ochronę sprawdził Tomasz Sekielski, autor programu "Po prostu". W ramach eksperymentu udało się wnieść do Sejmu ładunek wybuchowy, co wywołało gorącą dyskusję o zabezpieczaniach budynku parlamentu.
Czytaj także:
Źródło: "Rzeczpospolita"
