
Patrolują, sprawdzają, kontrolują, czuwają. Tysiące mundurowych na dworcach kolejowych i wzdłuż torów pilnuje, czy wszystko jest w porządku. Ale życie pasażerów toczy się dawnym rytmem: ktoś musi dojechać do pracy, ktoś do szkoły, a inny do lekarza. Czy ostatnie wydarzenia sprawią, że zrezygnujemy z PKP na rzecz czterech kółek?
Wiktoria planuje wyjazd z wyprzedzeniem. Jeśli nie dojedzie z Olsztyna na czas, straci szansę. Na kolejną wizytę poczeka rok. Drugi ośrodek referencyjny znajduje się w Gliwicach. To jeszcze dalej.
– Muszę dojechać – mówi z determinacją w głosie.
Prawie dwa lata temu pokonała raka, ale na kontrole wciąż musi jeździć. Najpierw pociągiem na warszawski dworzec, potem metrem na Ursynów.
Podróże zimowe zawsze są dla niej stresujące: pękają szyny, rozkład się zmienia, pojawiają się duże opóźnienia. Pamięta, jak kiedyś czekała dwie godziny na powrót do domu.
O aktach sabotażu na trasie Warszawa–Lublin dowiedziała się z telewizji.
– Całe szczęście nie mam natury panikary. I skłonności do gdybania: a co by było, gdybym akurat ja jechała tym pociągiem? I maszynista by nie zatrzymał pociągu? I ładunek by eksplodował? Inna sprawa, że to nie moja trasa.
Aśka jest zupełnie inna. Pracuje zdalnie, ale raz na jakiś czas musi pojawiać się w biurze. Auta nie ma. Zostaje tylko pociąg. – Będę mieć opory, żeby dojechać bez ścisku w żołądku – przyznaje. – To nie jest tak, że teraz nie pojadę. Jak jest tyle służb, to człowiek czuje się z jednej strony bezpieczniej. Przecież jak coś się będzie działo, to zaraz wychwycą. Ale z drugiej strony jest właśnie taki niepokój. A co, jeśli Putin czyimiś rękami znów nam coś podłoży?
Po ostatnich incydentach na trasie na dworcach, torach i miejscach uznanych za newralgiczne służby patrolują każdy odcinek, metr po metrze.
Wiktoria
mieszkanka Olsztyna
Wiktoria nie ma prawa jazdy. Z Olsztyna do Warszawy jeździ jeden bus, ale akurat w dniu wizyty jego godziny kompletnie jej nie pasują. A prosić kogoś, żeby zawiózł ją autem, nie zamierza.
Potem czeka ją kolejna podróż do Gdyni, do lekarza od innego schorzenia. Tam również pojedzie pociągiem.
– Co czujesz? – pytam.
– Irytuje mnie, że znów mogę utknąć na dworcu – mówi Wiktoria. – Już wcześniej mi się to zdarzało, ale teraz, po takich wydarzeniach, to naprawdę stresujące. W każdej chwili mogą wstrzymać ruch pociągów i trudno będzie wrócić do domu. Albo pojawi się podejrzany bagaż i cały dworzec zostanie ewakuowany.
Niedawno wróciła ze Wrocławia. – Dwa dni później dowiedziałam się, że żołnierze mają patrolować kolej. A kiedy wracałam, nie było jeszcze żadnych służb. Teraz podobno aż roi się od mundurowych.
Wojsko skierowało do działań 10 tysięcy żołnierzy, którzy patrolują tory, mosty i wiadukty, monitorując sytuację i sprawdzając, czy nie dochodzi do żadnych niepokojących zdarzeń.
Ich zadaniem jest wychwycenie wszystkiego, co może wyglądać na sabotaż, dywersję albo ingerencję w infrastrukturę kolejową. To część akcji "Horyzont".
Dodatkowo policjanci w ramach operacji "Tor" pilnują bezpieczeństwa na liniach kolejowych i w newralgicznych miejscach. Patrolują dworce, perony i tereny przykolejowe. Reagują na każde zgłoszenie o podejrzanym przedmiocie. Policja współpracuje z SOK i wojskiem, żeby szybko zabezpieczać miejsca potencjalnych zagrożeń.
Aśka
mieszkanka Olsztyna
– Muszę powiedzieć, że dziwnie mi było, kiedy zobaczyłem tyle wojska – mówi Marcin, który przesiadał się w poniedziałek na łódzkim dworcu. – Niby człowiek przyzwyczaił się do takich widoków już w pandemii, ale mimo wszystko robi wrażenie. Dziś dojechałem bez problemu. Mam nadzieję, że następnym razem też tak będzie.
Musimy znieść niedogodności
Zbyszka cała sytuacja irytuje. Nie znosi, że ludzie w komentarzach porównują to, co się teraz dzieje, do stanu wojennego. Mieszka w Warszawie i we wtorek rano pojedzie pociągiem do Gdańska. Czy się boi? Ani trochę. Czy przesiądzie się do auta? Też nie.
– Najważniejsze jest myślenie racjonalne, a nie uleganie emocjom – poucza. – Mechanizmy zastraszania działają wtedy, gdy zaczynamy bać się wychodzić z domu "bo coś się może wydarzyć". A przecież ryzyko jest wpisane w codzienność.
Zbyszek
mieszkaniec Warszawy
– Nie możemy pozwolić, żeby strach nami rządził – podkreśla Zbyszek.
I dodaje:
–Ale ludzie muszą w końcu zrozumieć, że "miłe czasy" się skończyły. Jesteśmy państwem przyfrontowym. Lepiej, że służby reagują i podejmują działania, niż gdyby miały biernie czekać. Nie sądzę, żeby groziła nam jakaś większa katastrofa.
Zauważa, że już przecież w historii bywało, że społeczeństwa ponosiły różne koszty. – Na przykład w czasie II wojny światowej ludzie wykupywali obligacje, żeby wspierać przemysł zbrojeniowy.
– Dziś niedogodności są inne, ale musimy je zaakceptować. I nauczyć się z nimi żyć. Pokazywać, że nie jesteśmy słabi – dodaje.
UWAGA!
Służby ostrzegają: nie wchodźcie na teren kolei bez potrzeby. Każde nietypowe zachowanie, każdy sygnał, że coś jest nie tak, należy od razu zgłosić. Alarmowy numer to 112, a zgłoszenia można kierować także bezpośrednio do dyżurnego najbliższej jednostki policji.
Zobacz także
