Kobieta stojąca tyłem
"Nigdy nie zrobiłabym aborcji, ale uważam, że kobiety powinny mieć do niej prawo" - pisze nasza czytelniczka. Fot. Shutterstock

"Jestem pro-life. Ale bardzo łatwo mi jest być za życiem. Codziennie myślę o kobietach, które nie miały już takiego szczęścia" – pisze w liście do redakcji nasza czytelniczka.

REKLAMA

Nigdy nie zrobiłabym aborcji. Jestem prolajfem. Nie miałam strzały na profilowym. Nie chodziłam na marsze. Nie protestowałam.

Ale też łatwo mi jest być pro-life. Mam zdrową córkę. Wychuchaną. Zaplanowaną. W momencie, kiedy ją sobie wymarzyłam, miałam związek i mieszkanie. Nic już z tego nie zostało. Ale jest ona. 

Po pozytywnym teście powiedziałam ojcu dziecka, że cokolwiek się stanie, to urodzę. W tej jednej sprawie byliśmy zgodni.

Ciąża książkowa. Boże, ja nawet ani razu nie wymiotowałam!

Nie wiedziałam, o co chodzi, kiedy koleżanki narzekały na mdłości, zaparcia i opuchliznę. Miałam figurę modelki i brzuch jak piłka. Ani jednego rozstępu. 

Wszystko szło jak z płatka. Po dziewięciu miesiącach niebo się rozstąpiło i oto ona: 10/10 w skali Apgar. 

Nie miała gdzie pójść

Ale wiem, że wszystkie kobiety, to nie ja.

Kaśka miała ledwo skończone 18 lat. Pamiętam, jak huśtałyśmy się razem w dzieciństwie. Jej rodzice pili. Pięć osób mieszkało w dwóch pokojach.

Zakochała się w największym osiedlowym łobuzie. Później widziałam ją w za dużych swetrach. Urodziła Maciusia. Przerwała szkołę. Małe łóżeczko ustawiła między swoim łóżkiem a kanapą siostry. Przy ścianie spała babcia. Opowiadała mi o tym mama. Działała w Caritasie i nosiła im jedzenie. I ubranka dla Maciusia. Był zdrowy i piękny.

"Jak zajdziesz jeszcze raz w ciążę, to możesz wypier*alać z domu" – powiedział Kaśce ojciec.

Nie było miejsca, nie było co jeść. Czasy sprzed 500 plus. Kaśka z tego smutku zaczęła też popijać. Ale kochała syna. Tuliła go z całych sił.

A potem ojciec Maciusia wyszedł z więzienia.

I Kaśka znów była w ciąży.

Dawne czasy. Ledwo weszliśmy w nowy wiek. Internet dopiero raczkował. Nie było grupek na Facebooku, gdzie można było znaleźć wsparcie. Nikt nie mówił: "zaopiekuj się sobą". Nikt nie pochylał się nad emocjami. Ojciec Kaśki pijany darł się z całych sił, że ma z Maciusiem wypierd*alać. 

Ale Kaśka nie miała gdzie pójść. Więc ciążę usunęła.

Albo Basia. Życie w cieniu choroby siostry, która miała rzadką genetyczną chorobę. Siostra całe życie leżała i krzyczała. Z rodzicami raz w tygodniu wkładali ją do wanny. Ile to ona razy się przedźwigała. Zamieniali się przy niej. Robili rozpiskę.

Nie jeździła na wycieczki szkolne, bo musiała być kasa na pampersy dla jej siostry.

Basia nie mogła się skupić na nauce. Była bardzo ambitna. Spotykałam ją na ławce w parku z nosem w książce. Marzyła o wielkiej miłości. Modliła się o dobrego męża. I wymodliła. Był piękny ślub, a potem ciąża.

Lekarze wykryli u jej dziecka poważną wadę. Nie pamiętam nazwy. Wiem tylko, że jej dziecko miało tak samo, jak jej siostra leżeć i krzyczeć. Przez całe swoje życie. 

Basia powiedziała, że nie da rady. Że już drugi raz tego nie przejdzie. Że Bóg tak wcale nie chciał. Że musiał się pomylić. 

Zrobiła aborcję. Mężowi powiedziała, że poroniła.

"Co mam zrobić, pomóżcie"

To są stare historie. Ale codzienność kobiet, które są w ciąży, ale nie mogą urodzić, rok za rokiem wygląda dokładnie tak samo: strach, samotność, dramatyczne decyzje. Wystarczy poczytać posty na grupach na Facebooku.

Zdania: "Gdzie zamówić tabletki, to już 7. tydzień?", "Jestem na lekach uspokajających", "Boję się", "Co mam zrobić, pomóżcie", nie świadczą raczej o pewności i zaopiekowaniu.

Świadczą o tym, że nie ma legalnej aborcji.

I nic w tej sprawie się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, politycy zapowiadają zmiany, komisje mają "zająć się projektami", media co jakiś czas donoszą, że "już zaraz, już niedługo".

Największe nadzieje były chyba po zmianie rządu. Kiedy dwa lata temu władzę przejęła ekipa Donalda Tuska, wiele kobiet domagających się legalnej aborcji odetchnęło z ulgą. "Zadba o nas, zapewni". Ale nic takiego się nie stało.

Nowy marszałek Sejmu, Włodzimierz Czarzasty, zapowiedział, że rozmowy o zmianach w prawie aborcyjnym ruszą na początku przyszłego roku. Z jednej strony to dla wielu kobiet jakaś szansa, z drugiej uczucie irytacji, że znów ten temat się odracza. Nawet nie wiadomo na kiedy, bo nie padła konkretna data.

Kobiety wciąż muszą szukać pomocy w podziemiu aborcyjnym, ukrywać swoją sytuację, wyjeżdżać za granicę lub szukać wsparcia w internecie.

Kaśki, Baśki i Lidki.

Z Lidką było zupełnie inaczej. Miała taką samą wychuchaną córkę jak ja. I raczkującą depresję. A potem romans. Lidka pracowała na umowę o dzieło, mieszkała z córką na stancji. Rodzice nie żyli. Rodzeństwa brak. Zero oszczędności. Kilkadziesiąt tysięcy długu i komornik na karku.

Kochanek powiedział, że jak urodzi, to ją zniszczy. Że zrobi wszystko, żeby wylądowała z córką na ulicy. Lidka nigdy nie miała pewności siebie. Wierzyła w każde jego słowo. Bała się.

Ciążę usunęła. To było tuż po wyroku Trybunału. Obawiała się, że pójdzie do więzienia.

W końcu aborcja jest nielegalna, a więc zła. Trzeba ją ukryć. No to kobiety ją ukrywają. Zamawiają tabletki od nieznanych sprzedawców. Nie mówią nikomu o swoich obawach. Będąc poza systemem, ryzykują swoje zdrowie.

Podejrzewam, że zabieg aborcji to nie jest wizyta u kosmetyczki. To nie jest tak: w poniedziałek dentysta, we wtorek pozbędę się zarodka.

Życie nie zawsze układa się według naszych przekonań. Choroba, przemoc, brak wsparcia czy po prostu dramatyczna sytuacja zmusza czasem do wyboru, którego nikt nie chciałby podjąć. I nie wolno nam ich oceniać.

Kończy się 2025 rok i mamy duży problem. Państwo nadal pozostaje bierne. Kobiety zostały w tym rozdarciu same: muszą żyć w kraju, gdzie o ich prawach się mówi, ale nikt ich nie chroni. Ponoszą koszty. W przenośni i dosłownie. Zabieg poza granicami kraju to ok. 10 tys. złotych.

Czy Polki jeszcze wierzą, że coś się zmieni? Czy wierzą w obietnice polityków, komisje, projekty leżące latami na półkach?

Jestem pro–life. Ale życzę wszystkim kobietom w Polsce, żeby miały prawo wyboru. I jak już go dokonają, żeby nie musiały radzić sobie same.