Cisza
Nowy trend u fryzjerów, czyli cicha usługa, to dla wielu wybawienie Fot. Shutterstock

"Jak leci?, "Chyba jutro spadnie śnieg", "Człowiek to ciągle gdzieś pędzi". Small talk zalewa nas w gabinetach kosmetycznych czy u fryzjera. Rozmowy o niczym to prawdziwa udręka dla introwertyków. Szwecja już znalazła na to rozwiązanie. Ale czy to konieczne? – Relacje społeczne i small talki to mięsień, który można wyćwiczyć – przekonuje Sławomir Prusakowski, psycholog i trener biznesu.

REKLAMA

Kaśka ze small talków na placach zabaw zabrała na dalsze życie dwie solidne znajomości i jedną świetną przyjaźń. Zaczęło się od banalnych stwierdzeń: "Ooo, jak słońce dzisiaj mocno świeci", "Jaki Kubuś już duży!". Zwykłe zagajenia przerodziły się w poważne rozmowy.

Kaśka za to nie cierpi pogadanek w gabinetach kosmetycznych ani u fryzjera.

– Tutaj był wspólny punkt zaczepienia: dzieci w tym samym wieku. Było o czym gadać. Miałyśmy podobne problemy. A nie mam ochoty zwierzać się 20 lat młodszej ode mnie fryzjerce, która jest zupełnie z innego świata niż mój. Dlatego siedzę cicho.

Najgorsze pytanie, jakie Kaśka usłyszała, to: co u niej słychać.

– I co miałam jej powiedzieć? Że mąż mnie zdradza? Że z nastoletnim synem wróciłam do matki? Że nie wiadomo, czy mi w pracy przedłużą umowę? I wszyscy mieliby tego słuchać?

Kłamać i uśmiechać się na siłę też nie zamierzała. Dlatego nie odpowiedziała nic.

– Z perspektywy czasu uważam, że to było bardzo niegrzeczne – przyznaje. – Po prostu udałam, że nie słyszę.

Brak odpowiedzi przyniósł Kaśce jedną bardzo pozytywną rzecz. Fryzjerka już nigdy nie zapytała, co u niej.

Small talk. Gadka-szmatka. Luźna rozmowa. Pogadanka o niczym. Choć poloniści powiedzieliby ładniej: fatyczna funkcja języka, służąca do podtrzymania rozmowy. W wielu krajach to absolutny standard. Dla jednych – miła okazja do krótkiej wymiany zdań. Dla drugich – uciążliwy, niechciany obowiązek.

Najciężej mają introwertycy.

– Stoję na przystanku. Zagaduje mnie starszy pan: "Czeka pani na autobus?" Nie, tak sobie stoję, bo lubię. Ale odpowiadam, że owszem, na 117. Może czuł się samotny? – zastanawia się Gosia.

Na ulicy ratunkiem bywają słuchawki. Odgradzamy się od niechcianych komunikatów i zachowujemy własna przestrzeń.

Ale u fryzjera nie ma gdzie uciec.

– Ludzie narzekają na te small talki. To wyobraź sobie teraz taką niezręczną ciszę – irytuje się Marcelina, moja znajoma fryzjerka. – Gdyby do mnie przyszła klientka, a ja bym nawet nie próbowała do niej zagadać, wyszłabym na gbura. Najpierw, wiadomo, ustali się, co robimy na głowie, ale potem jest jakaś godzina, podczas której trzeba coś powiedzieć.

Moim zadaniem jest zrobić taką fryzurę, z której klient jest zadowolony, ale też zadbać o atmosferę w salonie. I wiadomo, że jedne klientki porozmawiają więcej, a drugie mniej, ale nie może być tak, że ja słowem się do nich nie odezwę.

Marcelina

fryzjerka

Marcelina mówi, że właśnie dzięki niby takim niezobowiązującym pogadankom udało jej się wiele relacji nawiązać.

– To, że ty dziś możesz do mnie zadzwonić i poprosić o wypowiedź, chyba też oznacza, że nam relacja się udała – mówi z przekąsem.

Marta nie może już patrzeć na swoje odrosty i paznokcie u stóp.

– Uwielbiam korzystać z usług, ale jak pomyślę, że znów będę godzinami gadać bez sensu, to robię się chora. Tym bardziej że w pracy dużo mówię. Dlatego odkładam wizyty, ile mogę.

Raz Marta się jednak otworzyła. Miała gorszy dzień, kosmetyczka zagaiła: "Co tam słychać?" i Marta opowiedziała o swoich bolączkach. Kilka miesięcy później kosmetyczka opowiedziała Marcie… tę samą historię.

– Czyli to, co mówi się w gabinecie, jest podawane dalej. To ja rzeczywiście wolę już small talki o niczym – ironizuje.

Dla tych, którzy marzą o ciszy, zamiast wymieniać obowiązkowe uprzejmości, zaczyna powstawać osobny rynek. W Szwecji pojawiło się na to rozwiązanie – tystbehandling, czyli "cichy zabieg". Julia, znana w sieci jako @svenskamedjulia, tłumaczy: rezerwujesz wizytę i zaznaczasz w aplikacji odpowiednią opcję. Przekreślone usta oznaczają, że nie chcesz rozmawiać. Zero kurtuazyjnych pytań, zero small talku. Tylko usługa. Pełen komfort.

Mięsień, który trzeba ćwiczyć

Dlaczego small talk w sytuacjach takich jak wizyta u fryzjera dla wielu z nas bywa aż tak trudny?

– Tutaj kilka aspektów psychologicznych ma kluczowe znaczenie. Po pierwsze – to kwestia nawyku. Pandemia pokazała nam wyraźnie, że gdy ludzie "odwykli" od budowania relacji, później trudno im było je na nowo nawiązywać – odpowiada Sławomir Prusakowski, psycholog i trener biznesu w rozmowie z naTemat.pl – Jeżeli ktoś nie ma wyćwiczonego nawyku prowadzenia small talków, każda próba takiej rozmowy wymaga od niego większego wysiłku i staje się czymś nienaturalnym.

I tłumaczy dalej:

– Drugi aspekt to przebodźcowanie. Kiedy jesteśmy przeciążeni informacjami i bodźcami, często uciekamy od kontaktu z innymi, traktując krótkie pogawędki jako dodatkowe obciążenie, kolejną trudność, z którą musimy się zmierzyć.

Jak introwertycy mogą sobie radzić z presją rozmowy w tego typu codziennych sytuacjach?

– Po pierwsze, warto zadać sobie pytanie: co jest dla mnie ważniejsze – mój dobrostan czy dobro innych? Jeśli ewidentnie mój dobrostan, nie trzeba się zastanawiać, czy ktoś się obrazi – najważniejsze jest, żeby zadbać o siebie. W przypadku długotrwałych, stabilnych relacji ludzie wiedzą, że introwertycy czasem unikają kontaktu, ale przy innej okazji chętnie się włączą do rozmowy – tłumaczy Sławomir Prusakowski. – Po drugie, jeśli czujemy, że mimo wszystko warto się otworzyć, warto potraktować to, jak trening.

Relacje społeczne i small talki to mięsień, który można wyćwiczyć. Warto szukać momentów, gdy jesteśmy mniej obciążeni innymi sprawami i świadomie poświęcić je na praktykę budowania relacji. To, co zautomatyzowane, staje się łatwiejsze.

Sławomir Prusakowski

psycholog i trener biznesu

Czy takie krótkie rozmowy są nam w ogóle potrzebne? – Długofalowo small talki mają pozytywny wpływ – pomagają budować społeczność, tworzą system wzajemnego wsparcia i poczucie bycia zauważonym. W efekcie, mimo chwilowego dyskomfortu, takie rozmowy raczej pomagają, niż szkodzą. Jeżeli więc ktoś ma zasoby, warto je wykorzystać i poświęcić te kilka minut na rozmowę – podkreśla ekspert.