Toyota Yaris Cross, Renault Captur, Hyundai Kona, Volkswagen T-Cross i Ford Puma
Toyota Yaris Cross, Renault Captur, Hyundai Kona, Volkswagen T-Cross i Ford Puma. Fot. Adam Nowiński / Łukasz Grzegorczyk/ naTemat.pl

Segment B-SUV to obecnie absolutny hit sprzedaży, który powoli wypiera klasyczne kompakty. Producenci dwoją się i troją, by przyciągnąć klientów, oferując auta, które mają być idealne do miasta, a czasem i w trasę. Przez nasz redakcyjny garaż przewinęło się mnóstwo takich aut. Wybraliśmy 5 najciekawszych propozycji, które mieliśmy okazję testować. Każde z nich ma inny charakter, ale wszystkie walczą o portfel tego samego klienta.

REKLAMA

Wybór wcale nie jest prosty, bo konkurencja jest mordercza. Czy postawić na rekordowo niskie spalanie, multimedia prosto z Doliny Krzemowej, czy może sportowe prowadzenie, które wywoła uśmiech na twarzy? W naszym zestawieniu znalazły się: Toyota Yaris Cross, Renault Captur, Ford Puma, Volkswagen T-Cross oraz Hyundai Kona.

1. Toyota Yaris Cross – mistrz oszczędzania

Ten model to rynkowy dominator w Polsce i po naszym teście doskonale wiemy dlaczego. Nowa Toyota Yaris Cross zyskała w końcu to, czego jej brakowało – mocniejszą hybrydę o mocy 130 KM.

Dzięki temu auto nie dostaje zadyszki, gdy wyjeżdżamy poza teren zabudowany. Jednak to w mieście Cross czuje się jak ryba w wodzie. To tutaj układ hybrydowy pokazuje swój geniusz.

logo

W naszym teście, podczas spokojnej jazdy miejskiej, komputer pokładowy pokazał wynik na poziomie 3,6 litra na 100 km. To wynik, który deklasuje konkurencję i sprawia, że wizyty na stacji benzynowej stają się rzadkością. Właśnie za to Polacy pokochali ten model. Jednak nie wszystko jest idealne.

Piętą achillesową modelu pozostaje niestety wyciszenie kabiny, chociaż jest lepiej niż w wersji przed liftem.

"Gdy wciśniemy gaz do dechy, w środku robi się po prostu głośno. Charakterystyczne wycie przekładni e-CVT bywa męczące w trasie, choć w mieście jest niemal niesłyszalne. Widać jednak poprawę względem wersji przed liftingiem – doszły grubsze szyby i maty wygłuszające, ale do poziomu premium jeszcze trochę brakuje" – pisałem w moim teście.

Wnętrze wciąż ma sporo twardych plastików, choć po liftingu jest lepiej, a nowe multimedia działają znacznie płynniej i są bardziej intuicyjne. To auto dla pragmatyków, którzy nienawidzą wydawać pieniędzy na paliwo.

Czytaj także:

2. Renault Captur – styl i Google na pokładzie

Francuzi doskonale wiedzą, jak zrobić auto, za którym ludzie będą się oglądać. Renault Captur po liftingu, szczególnie w testowanej przez nas wersji Esprit Alpine, wygląda nowocześnie i drapieżnie. Ale wygląd to nie wszystko. Pod maską testowaliśmy pełną hybrydę E-Tech o mocy 145 KM.

To skomplikowana inżynieryjnie konstrukcja ze skrzynią kłową, która działa specyficznie. Podczas jazdy miejskiej jest świetnie – auto często porusza się na prądzie, a spalanie oscyluje w granicach 5-6 litrów. Schody zaczynają się przy dynamicznej jeździe, gdzie skrzynia potrafi się "zagubić", a zużycie mocno wzrosnąć.

logo

Największym plusem tego modelu jest jednak wnętrze, a konkretnie system multimedialny. OpenR Link oparty na Google Automotive to w tej klasie prawdziwy "game changer".

"To niesamowite, jak bardzo system Google ułatwia życie kierowcy. Masz mapy Google bezpośrednio przed oczami na zegarach, asystent głosowy rozumie, co do niego mówisz, a całość działa tak płynnie, jak flagowy smartfon. Wsiadasz, logujesz się i czujesz się jak w domu. Konkurencja w tej kwestii jest daleko w tyle" – pisałem w mojej recenzji.

Zawieszenie jest całkiem komfortowe jak na ten segment, typowo francuskie, co w połączeniu z wygodnymi fotelami sprawia, że Captur jest bardzo przyjemnym towarzyszem podróży.

Czytaj także:

3. Ford Puma – dla tych, którzy lubią prowadzić

Jeśli jazda samochodem to dla Ciebie coś więcej niż przemieszczanie się z punktu A do punktu B, to te wrażenia może dostarczyć ten model. Ford Puma po liftingu wyróżnia się w kategorii właściwości jezdnych. Układ kierowniczy jest precyzyjny, daje świetne czucie drogi, a zawieszenie jest dość sztywne.

logo

Testowaliśmy wersję z silnikiem 1.0 EcoBoost mHEV o mocy 155 KM i skrzynią Powershift. To bardzo dynamiczny zestaw, który daje sporo frajdy z jazdy. Warto jednak pamiętać, że sportowy charakter ma swoją cenę – przy wyższych prędkościach autostradowych szumy powietrza są wyraźnie słyszalne, bo nie mamy tutaj tak topowego wyciszenia, jak w wyższych segmentach.

"To auto prowokuje do szybszego pokonywania zakrętów. Ford udowadnia, że nawet miejski crossover nie musi być nudny jak flaki z olejem. Puma jest zwarta, chętna do współpracy i daje kierowcy pewność, której brakuje w wielu autach tej klasy" – pisałem o Pumie po teście.

To, za co dodatkowo pokochaliśmy Pumę, to MegaBox. To genialny schowek pod podłogą bagażnika z korkiem odpływowym. Możesz tam wrzucić brudne buty po bieganiu, doniczkę z kwiatkiem czy mokre rzeczy z basenu, a potem po prostu spłukać to wodą. Genialne w swojej prostocie rozwiązanie, którego nie znajdziecie u konkurencji.

Czytaj także:

4. Volkswagen T-Cross – dojrzały, ale spragniony paliwa

Niemiecki przedstawiciel tego zestawienia, Volkswagen T-Cross, to auto, które wydaje się być o klasę wyżej pod względem przestronności i ergonomii. Hasło "mały z zewnątrz, duży w środku" pasuje tu idealnie.

Po ostatnim liftingu Volkswagen wziął sobie do serca krytykę klientów i znacznie poprawił jakość materiałów – deska rozdzielcza jest wreszcie miękka, a boczki drzwi przyjemniejsze w dotyku.

W naszym teście jeździliśmy wersją z silnikiem 1.5 TSI o mocy 150 KM. I tu pojawia się największy zgrzyt tego modelu – brak hybrydy. O ile dynamika jest świetna (kultura pracy silnika jest świetna), o tyle spalanie w mieście potrafi rozczarować.

"W gęstym ruchu miejskim komputer pokładowy bezlitośnie wskazywał wartości rzędu 8, a nawet 9 litrów benzyny na 100 km. To przepaść w porównaniu do hybrydowej Toyoty czy Renault. Jeśli jednak wyjedziemy w trasę, T-Cross odwdzięcza się stabilnością prowadzenia godną aut kompaktowych no i to spalanie jest niższe" – pisałem podczas testów.

Jeśli szukasz dynamiki w trasie, klasycznej, ergonomicznej obsługi (fizyczne pokrętła klimatyzacji!) i przesuwanej tylnej kanapy, T-Cross będzie solidnym wyborem. To auto bardzo dojrzałe, choć paliwożerne w korkach.

Czytaj także:

5. Hyundai Kona – futurysta wagi ciężkiej

Nowy Hyundai Kona urósł tak bardzo, że ledwo mieści się w ramach segmentu B-SUV. Z długością przekraczającą 4,3 metra to niemal pełnoprawny kompakt.

Stylistyka "Robocopa" z charakterystyczną listwą LED "Seamless Horizon" ciągnącą się przez całą szerokość maski sprawia, że na ulicy każdy się za nim ogląda. Wnętrze jest ogromne, a bagażnik o pojemności 466 litrów pozwala bez problemu spakować rodzinę na dłuższe wakacje.

logo

Pod maską testowanego egzemplarza pracowała klasyczna hybryda 1.6 o mocy 141 KM. To układ nastawiony na relaks, a nie wyścigi. Spalanie? Tutaj Hyundai pozytywnie zaskakuje.

"Mimo sporych gabarytów i masy, Kona w mieście bez trudu osiąga wyniki rzędu 5 litrów na 100 km. To świetny rezultat. Co więcej, Hyundai nie poddał się modzie na ekrany dotykowe we wszystkim. Na desce rozdzielczej zostawiono mnóstwo fizycznych przycisków, co w dzisiejszych czasach jest na wagę złota i bardzo ułatwia obsługę w trakcie jazdy" – chwalił Konę w recenzji Łukasz.

Kona to propozycja dla tych, którzy chcą auta wyróżniającego się z tłumu, a jednocześnie potrzebują przestrzeni, której zazwyczaj brakuje w klasie B-SUV. To bardzo komfortowa i przemyślana konstrukcja.

Czytaj także: