- Prędzej zrezygnowałabym z prezydentury niż zgodził na te rozwiązania - tak Lech Wałęsa odpowiada na pytanie, czy gdyby wciąż był prezydentem podpisałby ustawę regulującą stosowanie metody in vitro. Ikona "Solidarności" znowu powiedziała kilka słów za dużo?
Po aferze jaką Lech Wałęsa wywołał swoim komentarzem na temat miejsca osób homoseksualnych w przestrzeni publicznej teraz na głowę byłego prezydenta z pewnością posypią się kolejne gromy. Legendarny twórca"Solidarności" znowu przypomniał bowiem, że jest zatwardziałym konserwatystą, a liberalne zmiany, które przyniosła zmiana ustroju w 1989 roku nie do końca do niego przemawiają. Tym razem Lech Wałęsa postanowił więc sprzeciwić się metodzie in vitro.
Nauka Kościoła ważniejsza od prezydentury
Pytany przez dziennikarką TOK FM, czy gdyby był urzędującym prezydentem, złożyłby swój podpis pod ustawą zezwalającą na upowszechnienie sztucznego zapłodnienia i mrożenie ludzkich zarodków, polityk stanowczo podkreślił, iż jest przeciwnikiem in vitro. - Nie zgadzam się zdecydowanie z tymi rozwiązaniami. W tym stanie rzeczy mogę jedynie powiedzieć, że prędzej zrezygnowałabym z prezydentury niż zgodził na te rozwiązania - stwierdził.
W ten sposób Lech Wałęsa stał się właściwie jedynym niezwiązanym z prawicą politykiem, który poparł stanowisko najbardziej wpływowych hierarchów polskiego Kościoła, którzy w miniony czwartek podczas uroczystości Bożego Ciała przypominali, iż Kościół nigdy nie zmieni stanowiska na temat sztucznego zapłodnienia i do końca będzie sprzeciwiał się stosowaniu tego typu metod w medycynie.
Na każdy temat...
Po aferze ze słowami na temat homoseksualistów były prezydent ubolewał, że z tego powodu traci zagraniczne kontrakty. - Przez gejów straciłem kontrakty, ale może jeszcze na tym zarobię - mówił Monice Olejnik w "Kropce nad i". Wątpliwe jednak, by dzisiejsze słowa na temat in vitro mu w tym pomogły.
Wiele racji tymczasem mógł mieć ceniony trójmiejski dziennikarz Roman Daszczyński, który na antenie TVP Gdańsk przekonywał niedawno, że wizerunkowe problemy byłego prezydenta biorą się głównie z tego, iż w świecie mediów wszyscy wiedzą, że legendę "Solidarności" można dziś zapytać o wszystko i gdy ktoś nie ma pomysłu na temat, od razu umawia rozmowę z Wałęsą w jego gdańskim biurze, w którym jedna ekipa dziennikarska mija się z kolejną.