Na wraku tupolewa nie było trotylu – stwierdziła ostatecznie Naczelna Prokuratura Wojskowa po kilku miesiącach badań. Czekaliśmy na nie co najmniej od października ubiegłego roku, kiedy tekst Cezarego Gmyza w "Rzeczpospolitej" potwierdzał teorię o wybuchu w Smoleńsku i jeszcze raz podzielił Polaków. Konferencja prokuratury miała być weryfikacją. I jest. – Teraz należą się przeprosiny, bo ten tekst wyrządził szkody, których naprawić się już nie da – mówi Paweł Deresz. Inni mówią, że to za mało.
"Biegli nie stwierdzili pozostałości materiałów wybuchowych na wraku Tu-154M"", "Prezentowane dotychczas dowody nie dostarczyły podstaw do stwierdzenia, że na pokładzie samolotu doszło do wybuchu" - to kluczowe wypowiedzi z czwartkowej konferencji prokuratorów wojskowych zajmujących się katastrofą smoleńską. Oznaczają one, że Cezary Gmyz nie miał racji informując w swoim tekście z października 2012 roku, że na wraku prezydenckiego tupolewa odkryto ślady materiałów wybuchowych, w tym trotylu.
Skutek trotylu
Po ośmiu miesiącach od tamtej publikacji warto przypomnieć, jakie konsekwencje wywołała. Prawicowe media już bez żadnych wątpliwości i uników ogłosiły, że w Smoleńsku doszło do zamachu. "Gazeta Polska" pisała na przykład o "koronnym dowodzie" na eksplozję – prawdziwą przyczynę katastrofy smoleńskiej.
Hamulce puściły też politykom PiS, którzy dotychczas powstrzymywali się przed mówieniem wprost o zamachu. "Wszystko wskazywało na to już wcześniej. Dziś mamy ślady tego, że nastąpił wybuch. (…) Zamordowanie 96 osób to niesłychana zbrodnia, każdy, kto miał cokolwiek z tym wspólnego powinien ponieść tego konsekwencje" – stwierdził z oburzeniem Jarosław Kaczyński, uruchamiając na nowo front wojny z Platformą Obywatelską.
W końcu skutki odczuli też obywatele. Sondaż CBOS przeprowadzony tuż po tekście o trotylu na wraku tupolewa wskazał, że zmalała liczba Polaków, którzy nie wierzą w możliwość zamachu. Wtedy co czwarty Polak brał pod uwagę teorię, że prezydent Lech Kaczyński został zamordowany. W kwietniu tego roku wierzył w to już co trzeci.
Od kogo przeprosiny
– I to jest właśnie najpoważniejsza konsekwencja. Wprowadzono w błąd dziesiątki czy setki tysięcy ludzi, którzy nagle zaczęli wierzyć, że są dowody na zamach. Teraz tego już nie da się naprawić, nawet mimo oświadczenia prokuratury – podkreśla w rozmowie z naTemat Paweł Deresz, mąż tragicznie zmarłej w katastrofie Jolanty Szymanek-Deresz. Przypomina, że po publikacji "Rzeczpospolitej" to sami przedstawiciele "obozu smoleńskiego" wyczekiwali oficjalnych wyników badań próbek z miejsca katastrofy. Wręcz byli przekonani, że potwierdzą one wcześniejsze ustalenia.
– Teraz, kiedy prokuratura jednoznacznie przesądziła, że trotylu na wraku tupolewa, powinniśmy usłyszeć przeprosiny. Przede wszystkim przeprosić powinien autor tekstu i gazeta. A Jarosław Kaczyński? Znając jego dotychczasowe podejście prędzej spodziewam się, że znowu wymyśli coś, co postawi na nogi opinię publiczną – mówi mój rozmówca.
Przeprosin domaga się też premier Donald Tusk. Pytany o komunikat prokuratury stwierdził, że awantura trotylowa kończy się jednoznacznym werdyktem, a zamiast wybuchu w Smoleńsku był wybuch niechęci i agresji.
– Mam nadzieję, że będzie to stosowny moment dla tych, którzy tę awanturę rozpętali, żeby równie głośno przeprosili tych wszystkich, których obrazili. Gotowość do tych przeprosin będzie prawdziwą miarą przyzwoitości tych ludzi – mówił.
Poseł PO Andrzej Halicki mówi jednak, że przeprosiny to za mało. – Wszyscy pamiętamy zdanie o zamordowaniu polskiej elity i prezydenta, oskarżenie polskiego rządu o współsprawstwo. To jest zarzut największej wagi. Pojawił się po tym, kiedy media doniosły, że na miejscu katastrofy była nitrogliceryna jako składnik bomby. Dziś okazało się, że nitrogliceryna była składnikiem leku. Takie są fakty. Trzeba się domagać usunięcia z życia publicznego osób, które w ten sposób minęły się z faktami – podkreśla.
Wywabianie odpowiedzialności
Co na to druga strona - ta, do której adresowane są słowa Deresza i Tuska?
– Jeśli ktoś powinien przepraszać, to na pewno nie Prawo i Sprawiedliwość. My odnosiliśmy się do publikacji medialnych , więc nie wiem jaka tutaj jest nasza wina. A pan Deresz i premier, cóż, oni zawsze czegoś chcą – odpowiada w rozmowie z naTemat senator PiS Bolesław Piecha.
Z kolei Bartosz Kownacki, poseł partii Kaczyńskiego i jednocześnie pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, w programie "Jeden na jeden" w TVN 24 odwrócił sprawę i zażądał przeprosin od Tuska. – To on jest sprawcą tych wszystkich zamieszań. Powinien przeprosić w pierwszej kolejności rodziny, ale tak naprawdę nas, wszystkich obywateli – podsumował.
Podobną postawę prezentują prawicowi dziennikarze, którzy w komunikatach prokuratury doszukują się kolejnych nieścisłości i podważają stanowisko ws. trotylu. Najlepiej obrazuje to tekst Samuela Pereiry, z którego wynika, że nie powinniśmy wierzyć wynikom badań próbek, które dostaliśmy od Rosjan, bo przecież oni nie wybrali nam tych "najlepszych". Poza tym, pisze Pereira, wszystko jest absurdem, bo badaniem przyczyn katastrofy zajmuje się prokuratura wojskowa, podczas gdy "Donald Tusk na potrzebę Rosjan" utrzymuje, że lot był cywilny.
A Cezary Gmyz? Na przeprosiny od niego też nie ma co liczyć. Na Twitterze napisał, że podtrzymuje swoje stanowisko z tekstu "Trotyl na wraku tupolewa", a w "Polskim Radiu" stwierdził dziś, że stanowisko prokuratorów o niczym nie świadczy, bo przecież "ślady materiałów wybuchowych z próbek daje się wywabić".