- W opozycji syryjskiej jest wielu terrorystów, sporo jest grup zbrojnych wspieranych przez inne kraje. Niestety, zdobyczną broń chemiczną może mieć zarówno ekipa Assada, jak i opozycja - ostrzega prof. Tadeusz Iwiński, poseł SLD i wiceprzewodniczący sejmowej komisji ds. zagranicznych. Jak zaznacza, interwencja militarna USA długofalowo na pewno nie pomoże rozwiązać konfliktu w Syrii.
Radosław Sikorski stwierdził w wywiadzie dla "Le Monde", że Rosja jest współodpowiedzialna za syryjską broń chemiczną. To zbyt pochopna wypowiedź, czy może faktycznie Rosjanie wspierają pod tym względem reżim Assada?
W tej sprawie nie ma stuprocentowych faktów, są tylko przypuszczenia. W ostatnich dniach wyszło na przykład na jaw, że jeden z brytyjskich ministrów już w okresie wojny domowej w Syrii dopuścił sprzedaż związków fluoru do tego kraju. Wymyślony przez Niemców w '39 roku sarin jest w dużej mierze oparty na takich związkach. Co więcej, broń chemiczna to broń biednych, stosunkowo łatwa do wyprodukowania i trutdno ocenić, kto brał w tym udział, a kto nie.
Nie wykluczam, że część broni chemicznej w Syrii jest pochodzenia rosyjskiego. Według szacunków sprzed konfliktu, w tym kraju znajdowało się aż tysiąc ton sarinu i jeszcze inne środki. Dzisiaj nie wiadomo, kto i co ma. Ale pan minister Sikorski nie pierwszy raz jest w gorącej wodzie kąpany, zdarzały mu się już niemądre wypowiedzi, jak o pakcie Ribbentrop-Mołotow. Nie wiem tylko po co Sikorski wyskoczył z tą wypowiedzią jak Filip z konopi.
Mówi Pan, że nie wiadomo kto i co ma. To znaczy? Czy terroryści – między innymi wspierani przez Al-Kaidę – którzy są wśród rebeliantów, mogą być w posiadaniu broni chemicznej?
Tam jest bardzo dużo terrorystów, część uzbrojonych grup przyjechało tam w ogóle z za granicy, w różnych celach. Część jest zbrojona i popierana przez niektóre państwa rejonu Zatoki Perskiej, niektórzy przez Turcję, która do tego otwarcie się przyznaje, bo boi się otwarcia kotła z problemem kurdyjskim. Opozycja jest uzbrajana przez różne źródła i tak naprawdę nikt nie wie, co się dokładnie tam działo, jeśli chodzi o użycie broni chemicznej.
Delegacja ONZ, która miała zbadać pierwsze doniesienia o użyciu broni chemicznej, z kwietnia i maja, ustaliła, że w Syrii obie strony konfliktu łamią prawa człowieka. I że broni chemicznej mogli użyć wtedy rebelianci. Niestety, zdobyczną broń chemiczną może mieć zarówno ekipa Assada, jak i opozycja. Dlatego też interwencja w Syrii jest tak wątpliwa. Teoretycznie wywiady Francji i innych państw mają dowody na użycie przez Assada broni chemicznej, ale wszyscy pamiętamy jak Colin Powell w przemówieniu uzasadniającym atak na Irak mówił o broni chemicznej, której tak naprawdę wówczas nie stwierdzono.
To znaczy, że podstawy dla tej interwencji – jeśli do niej dojdzie – są wątpliwe?
Widać, że Barack Obama szuka legitymizacji dla tej interwencji, ale może być to trudne. Dlatego zwrócił się do Kongresu, chociaż wcale nie musiał tego robić, mógł po prostu podjąć decyzję. W Radzie Bezpieczeństwa ONZ ani w NATO na pewno legitymizacji nie znajdzie. Opinia publiczna, w dużej części, jest przeciwna interwencji. W USA tylko 29 proc. ludzi ją popiera, podobnie jest w Wielkiej Brytanii czy w Polsce. Wyciągnięto wnioski z Iraku i Afganistanu.
Inne kraje też są podzielone, czy interweniować. We Włoszech premier opowiedział się za interwencją, ale już szefowa MSZ tego kraju jest przeciwko. W Wielkiej Brytanii wielkim zaskoczeniem było, że Cameron przegrał z parlamentem głosowanie o interwencję. We Francji z kolei za interwencją są socjaliści, a prawica ze strony Sarkozy'ego tego nie popiera.
Obama prawdopodobnie znajdzie poparcie Kongresu, choć go nie potrzebuje. Ale co będzie dalej? Kto będzie główną ofiarą tych ataków lotniczych? W każdej wojnie domowej ofiarą jest ludność cywilna. Interwencja nie przybliży nas do rozwiązania konfliktu.
Lepsze stabilne rządy reżimu, niż niestabilne walki o władzę opozycji?
Zero wolności, zero demokracji, ale jednak stabilność – to nie jest moja opinia, to są fakty. Wiele państw woli tę stabilność od wolności, niestety. Zresztą proszę zauważyć, że na przykład w przypadku konfliktu w Libii, po tym jak na mocy decyzji Rady Bezpieczeństwa ONZ dokonano interwencji i obalono Kaddafiego, broń zaczęła się tam rozprzestrzeniać po kraju. A przecież Assad próbował zmieniać konstytucję, demokratyzować kraj po wybuchu arabskiej wiosny, która ostatecznie niezbyt się udała. Dlatego Chiny i Rosja dzisiaj głosują w RB przeciwko interwencji – bo po Libii mogą czuć się nabici w butelkę.
Trzeba też tutaj brać pod uwagę stanowisko Izraela. Tamtejszy rząd jest podzielony. Izrael miał stabilną sytuację za Mubaraka w Egipcie i właśnie przed wojną domową w Syrii. Z ich punktu widzenia najlepszy jest właśnie ten, kto zapewnia stabilność w regionie.
Czy w takim razie interwencja wojskowa Zachodu ma jakikolwiek sens? Czy jest to sytuacja nierozwiązywalna? Bo przecież Zachodowi i samej Syrii też nie opłaca się wygrana rebeliantów, którzy nawet wewnętrznie są podzieleni.
W przypadku wygranej rebeliantów bardzo prawdopodobne jest, że powtórzy się sytuacja z Egiptu, mogłoby dojść do podziału nawet na dwa, trzy państewka. Ten konflikt to nie węzeł gordyjski, który można przeciąć, tylko zaklęty krąg. Ale nie jest też tak, że nic nie można zrobić – trzeba zwiększyć np. pomoc humanitarną, szczególnie dla uchodźców poza Syrią.
Pytanie o to, czy sytuację w Syrii da się rozwiązać, przypominają mi jeden dowcip o radiu Erewań. Słuchacz zapytał: jak wyjść z sytuacji bez wyjścia? Odpowiedź: przepraszamy, ale nie zajmujemy się tematyką polską. Parafrazując ten gorzki dowcip – nie chcę powiedzieć: "przepraszamy, ale nie zajmujemy się Syrią". Długofalowo jednak bombardowanie nie załatwi sprawy.