Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie i Politechnika Warszawska wydały nawet oświadczenie, w którym odcinają się od tez swoich pracowników - prof. Jacka Rońdy i prof. Jana Obrębskiego.
Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie i Politechnika Warszawska wydały nawet oświadczenie, w którym odcinają się od tez swoich pracowników - prof. Jacka Rońdy i prof. Jana Obrębskiego. Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta

Kolejne rewelacje na temat zespołu Antoniego Macierewicza i występy jego członków stały się okazją do szydzenia z posła i jego profesorów. Równie mocno, jak rewelacje Macierewicza przeszkadza mi forma krytyki, z którą się spotykają. Pełna szyderstw i śmiechu. Z szacunku dla 96 osób, które zginęły pod Smoleńskiem powinniśmy unikać żartów wokół katastrofy.

REKLAMA
Słuchając tego, co na kolejnych posiedzeniach zespołu parlamentarnego i organizowanych dziesiątkami konferencjach prasowych mówi Antoni Macierewicz trudno zachować powagę. Kolejne rozpaczliwe próby udowodnienia, że to on – historyk i specjalista od krajów Ameryki Południowej – ma w sprawie katastrofy smoleńskiej rację, a mylą się inżynierowie, fizycy i specjaliści od badania wypadków lotniczych, nie pomagają. Wykorzystuje do tego argumenty dostarczane przez ludzi, którzy może i mają tytuły profesorskie i inżynierskie, ale nigdy nie badali katastrof lotniczych.
W piątkowe popołudnie Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie i Politechnika Warszawska wydały nawet oświadczenie, w którym odcinają się od tez swoich pracowników - prof. Jacka Rońdy i prof. Jana Obrębskiego. "Poglądy profesorów mogą godzić w autorytet uczelni" - podkreślają rektorzy.
Sam Macierewicz i politycy PiS powtarzają, że nie zajmują się Smoleńskiem z pobudek politycznych czy koniunkturalnych, ale czysto ludzkich. Zginęli ich przyjaciele i są im to winni. W "Bez autoryzacji" mówił o tym Witold Waszczykowski.
Witold Waszczykowski
poseł PiS w "Bez autoryzacji"

To, że podejmujemy wysiłki by zbadać przyczyny katastrofy smoleńskiej nie jest poddane koniunkturze politycznej. Uważamy, że należy to robić, bo sytuacja jest szczególna – państwo polskie zawiodło. Jak się patrzy na tę katastrofę, to jest ona katastrofą bez precedensu w skali światowej. Państwo zagubiło nie tylko swojego prezydenta, ale całą masę najwyższych urzędników, dostojników państwowych, szefów urzędów, dowódców wojsk. CZYTAJ WIĘCEJ


Jednak teorie profesorów Biniendy czy Rońdy służą tylko jako brzmiąca naukowo podbudowa do politycznej walki z wrogami. Obok walki o prawdę (a według niektórych "z prawdą"), mamy więc walkę polityczną. A w tej wszystkie chwyty są dozwolone. Dlatego kolejne występy Antoniego Macierewicza stanowią doskonałą pożywkę dla krytyków i konkurentów politycznych. A ci nie zawsze są w stanie powściągnąć temperament i uniknąć złośliwości. I sprawa Smoleńska z tragedii przeradza się w komedię.
Zapominamy, jak jeszcze trzy i pół roku temu (niemal) wszyscy opłakiwali ofiary katastrofy. Politycy zapewniali wtedy, że to najlepszy czas, by zapanowała powszechna zgoda, a spór polityczny się ucywilizował. Dziennikarze, nawet krytyczni wobec zmarłego prezydenta, akcentowali raczej dobre strony jego osobowości i prezydentury.
Dzisiaj Smoleńsk to głównie temat do żartów. Żartują nie tylko internauci czy satyrycy, ale i politycy. Z zniesmaczeniem oglądałem nagrania z Sejmu, kiedy trwała tam kolejna konferencja prasowa Antoniego Macierewicza. Andrzej Rozenek, rzecznik Ruchu Palikota, siedział na końcu sali zaśmiewając się niemal na głos z tego, co mówi poseł PiS. Jego klubowy kolega Robert Biedroń także nie omieszkał poużywać sobie ze spektaklu Macierewicza. Kpił, że niedługo Macierewicz powie o sobie, że jest Napoleonem i udawał pozę cesarza Francuzów.
Kpią też oczywiście internauci. Nie minęły dwa dni od publikacji stenogramów pokazujących słabe predyspozycje ekspertów Macierewicza do badania katastrofy, a w sieci już pojawiły się rysunki i fotomontaże szydzące z parlamentarnego zespołu (tutaj, tutaj czy tutaj)
Ze Smoleńska robi się spektakl, widowisko. Zapomina się o tym, że to prawdziwa ludzka tragedia, a nie film, którego aktorów zobaczymy za chwilę w innym filmie. Nie podoba mi się też napuszczanie na siebie rodzin ofiar, jak w "Tak czy Nie?" Polsatu News. To program, którego formuła powoduje, że często staje się on karczemną awanturą między osobami wyznającymi zupełnie przeciwne poglądy i nie wiem. Być może taki zamiar towarzyszył twórcom i tym razem. Z jednej strony wystąpił Paweł Deresz, z drugiej Magdalena Merta, ale program przebiegał spokojnie.
Sprawie katastrofy towarzyszą i będą towarzyszyły emocje. Ale od tego mamy rozumy, żeby te emocje powstrzymać, szczególnie w obliczu takiej tragedii, kiedy wypowiadamy się publicznie. Oczywiście dużą część winy ponosi za to sam Macierewicz i jego pomocnicy, ale nie spodziewam się po nich nagłej zmiany podejścia i zaniechania wygłaszania kolejnych kuriozalnych opinii. Dlatego to dziennikarze i politycy komentujący jego słowa powinni wziąć na siebie ciężar przywrócenia powagi tej strasznej tragedii.
Pamiętam, kiedy przed pierwszymi świętami po Smoleńsku pojechałem nagrać jedną z wdów. Po skończonym nagraniu operator albo dźwiękowiec powiedział mechanicznie "Wesołych Świąt!" już w trakcie wypowiadania tych słów orientując się co zrobił. Moja rozmówczyni próbowała się uśmiechnąć i wydusić z siebie tylko "Dziękuję. Chociaż będzie trudno". Od tej rozmowy minęły niemal trzy lata, ale zapewne dla wielu to wciąż niezabliźniona rana.
Uprzedzając pytania – oczywiście zaśmiewałem się na śmierć oglądając brytyjskie "Allo! Allo!", komediowy serial o niemieckiej okupacji we Francji. Ale od katastrofy minęło zbyt mało czasu. Kiedy będzie wystarczająco daleko od 10 kwietnia 2010 roku? Nie wiem, bo nie ja straciłem krewnych i przyjaciół na tym lotnisku.