Dexter, Walter White, Harvey Specter, dr House, Patric Jane, Ted Mosby, Will McAvoy, Don Draper, Hank Moody – głównych bohaterów najpopularniejszych seriali zna każdy. A przynajmniej o nich słyszał - często nawet jeśli nie śledzi na bieżąco ich losów. Żadna produkcja nie byłaby jednak „sobą” bez drugo- i trzecioplanowych postaci. A te – wbrew pozorom – są równie istotne co pierwszoplanowe. Bez nich seriale nie byłyby takie same. Ba, niektóre z nich darzy się większą sympatią niż głównych bohaterów.
Wymieniać można by sporo, ale postanowiłem ograniczyć się tylko do tych, które najbardziej zapadły mi w pamięć. Kryteria? Subiektywne, ale patrząc po komentarzach w internecie i słuchając innych fanów seriali, widać, że nieodosobnione. Nie będzie podziału na postacie drugo- i trzecioplanowe, a jedynie na te, które nie są głównymi bohaterami. Czasami chodzi o zabawne sceny, które urozmaicają produkcję, innym razem o genialną kreację postaci. Wszystkie jednak mają tę samą funkcję: bez nich dany serial nie byłby taki sam. Co ciekawe, niektóre seriale mają takich bohaterów kilkoro, inne żadnego. Uprzedzam, ze nie będzie tu np. świetnego Tyriona Lannistera z „Gry o tron”, bo w tym przypadku ciężko podzielić postacie na pierwszo- i dalszoplanowe. Zaczynamy - kolejność przypadkowa.
Vince Masuka – „Dexter”
Kolega po fachu głównego bohatera - jest technikiem laboratoryjnym w wydziale zabójstw w Miami. I tak jak Dexter po godzinach zmienia się w mordercę, tak Vince Masuka zmienia się w perwersyjnego, zboczonego i zabawnego Azjatę. Z tą różnica, że on tego przed nikim nie ukrywa. W serialu pełno jest jego niewybrednych żartów okraszonych typowym śmiechem, który stał się jego swoistym znakiem rozpoznawczym.
Louis Litt – „Suits”
Louisa można by równie dobrze umieścić w zestawieniu najbardziej irytujących postaci. Na początku serialu wręcz się go nienawidzi. Fałszywy i wredny prawnik, który dodatkowo twardą ręką rządzi swoimi podopiecznymi. Jednak z każdym odcinkiem sympatia do Louisa rośnie. Jego miłość do kota, nietypowe hobby, fascynacja kąpielami błotnymi, wszechobecny dyktafon i starcia z jego brytyjskim odpowiednikiem: Nigelem Nesbitt’em to sceny, bez których serial nie byłby taki sam. Z czasem Louissa Litt’a zaczyna się naprawdę lubić.
Saul Goodman – „Breaking Bad”
Jedna z najlepszych postaci drugoplanowych w historii seriali. Takiego samego zdania są chyba fani na całym świecie i twórcy serialu, którzy już zapowiedzieli, że powstanie spin-off tylko o Saulu Goodmanie. Skorumpowany prawnik, który za odpowiednią opłatą załatwi rzeczy niemożliwe. W „Breaking Bad” pomaga głównym bohaterom. Do tego dochodzą jego pokręcone metafory na każdy temat oraz zabawne i „suche” spoty reklamowe pojawiające się od czasu do czasu w serialu. Na początku jego postać była marginalna, ale z każdym odcinkiem się rozkręca.
Hank Schrader – „Breaking Bad”
To druga postać z tego samego serialu, ale moim zdaniem również zasługuje na uznanie. Genialna kreacja agenta wydziału antynarkotykowego (DEA), który jest jednocześnie szwagrem głównego bohatera (narkotykowego bossa). Mimo że na początku serialu jego postać nie jest tak istotna dla losów Waltera White’a, to i tak przykuwa uwagę. Najbardziej głosem, który jak ulał pasuje do imienia Hanka i jego postury. Kawał chłopa, który budzi respekt. Mało który bohater tak bardzo kojarzy mi się ze swoim głosem.
Kimball Cho – „Mentalista”
Człowiek skała: zarówno pod względem emocjonalnym i fizycznym. Nie mogę sobie przypomnieć sceny, w której Kimball by się uśmiechnął. Niemniej, naprawdę się go lubi. Solidny glina, który po prostu robi swoje. Każdy fan serialu na pewno uśmiecha się słysząc jego dialogi z Waynem Rigsby’m, który jest całkowitym przeciwieństwem Cho. Czasami wręcz aż prosi się, żeby Cho choć na chwilę stał się człowiekiem i zdradził jakiekolwiek emocje.
Rose – „Dwóch i pół”
W „Dwóch i pół” najchętniej wymieniłbym młodego Jake’a, ale jego muszę raczej zaliczyć do bohaterów głównych. Podobnie jak Bertę. Nie trzeba było jednak długo szukać, by znaleźć postać, która do serialu wnosi coś nietypowego. Sąsiadka Charliego i Alana przewija się przez cały serial. Jej znakiem rozpoznawczym jest wchodzenie i wychodzenie przez… balkon. Maniakalna kobieta, która zrobi wszystko, by zbliżyć się do Charliego. Choć sama w sobie może być nieco irytująca, to jej balkonowe wejścia weszły na stałe do scenariusza serialu.
Peter Russo – „House of Cards”
Kongresmen z bardzo czarną przeszłością, tendencjami do alkoholizmu I wyraźnymi problemami z samym sobą. Mimo to, nie sposób nie darzyć go sympatią. Oglądając „House of Cards” kibicowałem mu w walce o fotel gubernatora, tym bardziej denerwowały jego wpadki. Co ciekawe, Russo ze swoja niechlubną przeszłością na tle bezwzględnych polityków wypadał i tak dość niewinnie. Szkoda, że skończył, jak skończył…
Woźny – „Hoży Doktorzy”
Produkcję serialu zakończono już w 2010 roku, ale do tej pory myśląc o postaciach, bez których serial nie byłby taki sam, mam przed oczami właśnie Woźnego ze „Scrubs". Oczywiście najlepszą kreacją jest dr Perry Cox, ale jego klasyfikuje bardziej, jako postać główną. Woźny pojawia się w każdym sezonie, jego mina zabójcy i odwieczna walka z J.D. to świetny przerywnik pomiędzy kluczowymi wątkami. Zabawne było także nawiązanie do jego dawnej roli policjanta w „Ściganym”.
Atticus Fetch - „Californication”
W „Californication” często gościły nazwiska spoza branży filmowej – zazwyczaj występując jako muzyczne gwiazdy. Tak było także w przypadku Tima Minchina, który pojawi się w szóstym sezonie serialu. Gra rockową mega gwiazdę i moim zdaniem przebija nawet świetnego Lew Ashby’ego z drugiego sezonu. Zabawny Atticus Fetch idealnie odzwierciedla wyobrażenia o życiu rockowego muzyka: seks, imprezy i używki wszelkiego rodzaju. Jego wrzaski i przygody idealnie wpisują się w wymowę całego serialu. W rzeczywistości to naprawdę dobry komik, który swoją publiczność zabawia piosenkami. W serialu wielokrotnie wykorzystano jego muzyczne umiejętności.