– Zmiany, które dzieją się na naszych oczach, nie wywrócą rynku piwa do góry nogami. Ale są na tyle głębokie, że możemy mówić o rewolucji, bo nie będzie już powrotu do czasów, gdy w sklepach był tylko głęboko odfermentowany, jasny lager z wielkiego koncernu – mówi Tomasz Kopyra, piwowar i piwny bloger podkreślając, że słowo “rewolucja” jest w tym przypadku jak najbardziej na miejscu.
Gdy trzy miesiące temu Anna Jastrzębska pisała w naTemat o kolejnych postępach piwnej rewolucji, stolica ekscytowała się słowem “multitap”, charakteryzującym piwne przybytki, w których nietypowe gatunki piwa leją się z kilkunastu kranów.
Ale od środy popularne Cuda na kiju, Chmielarnia czy Kufle i kapsle muszą mierzyć się z kolejnym graczem na rynku: w Śródmieściu otworzono lokal o nazwie Piw Paw, a konkurencja o gusta piwoszy zdaje się wznosić na kolejny poziom. To już niemal piwny “wyścig zbrojeń”, nowy lokal reklamuje się bowiem jako pierwszy w Warszawie “hipertap”, proponując klientom… aż 57 kranów. A w każdym z nich inny gatunek piwa.
Moda czy trwała zmiana?
– Największy nacisk kładziemy na polskie piwa rzemieślnicze, ale będzie u nas można kupić również produkty z browarów litewskich, czeskich czy belgijskich – zachwala Michał Maciąg z Piw Paw. Siłą lokalu ma być bogata oferta piw, których nie można dostać w zwykłym sklepie monopolowym czy supermarkecie.
A chętnych na takie trunki jest coraz więcej: – Ta rewolucja dzieje się przede wszystkim w wielkich miastach, ale my chcemy wyjść do wszystkich, dlatego prowadzimy też sprzedaż przez internet – tłumaczy Maciąg. Jego zdaniem obserwowana od jakiegoś czasu “moda na piwo” rozleje się także na mniejsze miejscowości, gdy tylko zwiększy się dostępność produktów regionalnych i rzemieślniczych browarów.
Pytanie tylko, czy rzekoma rewolucja, którą ekscytuje się lajfstajlowa prasa i bywalcy modnych wielkomiejskich lokali, to coś więcej niż przejściowy trend?
Trzecia fala piwnej rewolucji
Pierwszym dowodem na to, że naprawdę “coś się święci” są twarde dane o poziomie sprzedaży. Przywoływał je m.in. portal Biznes.pl.
Zdaniem naszego blogera Tomasza Kopyry koncerny w ciągu kilku najbliższych lat mogą stracić nieco udziału w rynku, ale tak czy inaczej uda im się utrzymać grubo ponad 80 proc. jego całkowitej wartości. Ale choć w ujęciu ilościowym zmiana nie będzie bardzo duża, najprawdopodobniej czeka nas jakościowa rewolucja: regionalne i rzemieślnicza piwa diametralnie zmienią oczekiwania Polaków wobec złotego trunku.
– Zmiany, które dzieją się na naszych oczach, nie wywrócą rynku piwa do góry nogami. Ale są na tyle głębokie, że możemy mówić o rewolucji, bo nie będzie już powrotu do czasów, gdy w sklepach był tylko głęboko odfermentowany, jasny lager z wielkiego koncernu – mówi Tomasz Kopyra.
W tym samym tonie mówi Marcin Świetlikowski, autor popularnego bloga Smak Piwa. – Ludzie mają dość “eurolagera”. Poszukują czegoś nowego. I choć ten rynek jest wciąż w powijakach, można już mówić o przełomie: pojawia się coraz więcej sklepów i pubów z ciekawą, różnorodną ofertą – ocenia Świetlikowski.
Poszukiwanie nowości, urozmaicenia, a także moda na regionalność, o której opowiadał w naTemat Marek Skrętny z pomorskiego Browaru "Amber", zdaniem naszych rozmówców diametralnie podnoszą poziom kultury piwnej w Polsce. Ten proces do wzbogacenia swojej oferty zmusi wkrótce także największych graczy na rynku, prowadząc do upadku piwnej “monokultury” jasnego lagera.
Będzie tak tym bardziej, że koncerny wiedzą, co dzieje się na Zachodzie, gdzie piwna rewolucja ma miejsce od lat. – Na dobrą sprawę to, co dziś obserwujemy na naszym podwórku, nie jest niczym niezwykłym. To zmiany, które na o wiele większą skalę zachodzą w USA i Europie Zachodniej – mówi Tomasz Kopyra. O amerykańskich sukcesach Kopyra pisał na swoim blogu:
(Amerykańską “craft beer revolution” opisał ostatnio “Time”, pokazując, że piwa rzemieślnicze już dawno przestały tam być niszą) Fakt, że obserwowane w Polsce zmiany są częścią globalnego trendu to kolejny argument na rzecz tezy, że chodzi o coś więcej, niż chwilową modę.
Przepisy na drodze browarów?
Zdaniem polskich piwowarów na drodze do dynamicznego rozwoju rynku browarów rzemieślniczych stać mogą jednak surowe przepisy. Jan Krysiak, członek Zarządu Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych, w rozmowie z naTemat mówił o licznych urzędniczych absurdach:
– To prawda, kwestie prawne są dosyć skomplikowane – przyznaje Świetlikowski, przywołując przykład browaru Artezan. Na jego stronie internetowej założyciele w szczegółach opisują całą biurokratyczną procedurę: “Nam załatwienie wszystkich potrzebnych pieczątek zajęło 13 i pół miesiąca, wymagało 97 wizyt w urzędach i u okołourzędowych specjalistów i rzeczoznawców, musieliśmy ponieść 20 tys 674 zł różnych opłat kosztów urzędowych i skarbowych”.
Tomasz Kopyra twierdzi, że problemy wynikają przede wszystkim z przepisów ochrony środowiska oraz dość represyjnego stosunku państwowych służb i instytucji do interpretacji przepisów związanych z akcyzą.
Potencjalne trudności nie zrażają jednak moich rozmówców, którzy są przekonani, że naprawdę jesteśmy świadkami przełomu. – Spójrzmy, jak wyglądała sytuacja jeszcze 3-4 lata temu: ktoś, komu zaproponowanoby w sklepie kupno polskiego piwa za 7-8 zł, popukałby się tylko w głowę. Dziś coraz więcej osób widzi, że za dobry, rzemieślniczy trunek, warto tyle zapłacić – ocenia Świetlikowski.
Browary regionalne (...) stawiając na oryginalność i naturalne procesy warzenia skutecznie przeciwstawiły się potędze koncernów i podbiły serca Polaków. Ich udział w rynku złotego trunku sięga raptem 7 proc., ale sprzedaż wzrasta znacznie szybciej niż obroty największych graczy – aż o 15-20 proc. rocznie.
Piwo z Ameryki, mimo że sprzedawane w olbrzymich ilościach, było w Europie od zawsze obiektem kpin i żartów. Do czasu. Wszystko się zmieniło dzięki tzw. piwnej rewolucji, a precyzyjniej rewolucji piw rzemieślniczych czyli craft beer revolution. Amerykanie zmazali z ust europejskich piwowarów wzgardliwy uśmieszek, gdy w ubiegłym roku, na największym konkursie w Europie (European Beer Star) zgarnęli co trzeci złoty medal. CZYTAJ WIĘCEJ
Jan Krysiak
członek Zarządu Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych
Przepisy są bardzo złe. Każdy, kto chce sprzedawać produkowane przez siebie piwo, nawet gdy jest to kilka butelek, musi spełniać identyczne wymogi, jak browar przemysłowy. (...) W niewielkim, rzemieślniczym browarze mojego znajomego urzędnicy kontrolowali objętość 1000-litrowego zbiornika za pomocą kolby o pojemności 5 litrów. CZYTAJ WIĘCEJ