
"Kim jesteś? Jesteś zwycięzcą!" - to hasło powtórzyła sobie Hanna Gronkiewicz-Waltz w niedzielę rano, kładać się spać, wiedząc już, że stołek zachowa. Powtarzał je sobie też Piotr Guział dzisiaj rano, idąc do telewizji przykonywać, że chociaż pani prezydent nie odwołano, to on zwyciężył. Tak samo jak PiS, oni też zwyciężyli. I Polska w meczu z Ukrainą w piątek też zwyciężyła. "Jesteś zwycięzcą" powtarza sobie do dzisiaj Waldemar Fornalik.
Piotr Guział zwyciężył, bo frekwencja prawie dobiła do wymaganej, by referendum było ważne. A przecież w tej prawie frekwencji ponad 90 proc. uczestników chciało odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz, więc trzeba odtrąbić sukces. Sukces Guziała, bo przecież to on zainicjował całą akcję, to on namawiał warszawiaków do pójścia do urn.
Prawo i Sprawiedliwość pokazały, że nawet w tak trudnych warunkach potrafi walczyć i że jest w stanie zwyciężać.
W poniedziałek rano w "Wyborczej" ujawnił się jeszcze jeden zwycięzca: Waldemar Fornalik. Co trener kadry ma wspólnego z referendum? Ano nic, oprócz tego, że po przegranym meczu z Ukrainą – tak samo jak po przegranym referendum opozycja – jest zwycięzcą.
To, co zobaczyłem w Charkowie, było zgodne z moimi wyobrażeniami. Nieszczęśliwie stracony gol zniszczył dobre wrażenie o drużynie, bo wielu, niestety, patrzy na to spotkanie przez pryzmat wyniku.
Czytaj: nie udało nam się wygrać, ale i tak ja i moja drużyna jesteśmy, no, kim? Zwycięzcy, tak jest, cała kadra, z trenerem na czele, powinna być opromieniona chwałą wspaniałej gry. Co tam wynik, co tam mistrzostwa świata. Jednocześnie, dość błyskotliwie, trener mówi w wywiadzie, że "nasz problem polega na tym, że nie wygrywamy".
Nie chciałbym być zrozumiany źle – reprezentacja przegrała, trudno, idzie się przyzwyczaić. Fornalikowi dobry humor dopisuje zawsze, nawet po przegranej, pewnie właśnie dlatego, że to nic nowego. Złośliwie można by napisać, że skoro piątkowe spotkanie wyglądało tak, jak je sobie trener wyobrażał, to znaczy, że spodziewał się przegrać – ale to nie czas na złośliwości.
Chełpienie się porażkami staje się powoli sportem narodowym. A tym samym przyzwyczaja nas do bylejakości: w życiu publicznym, w sporcie, w polityce. Politycy, gwiazdy sportu, przekonują nas do tego, że każda porażka może być tak naprawdę wygraną – wystarczy powtarzać sobie i innym odpowiednio długo słynną frazę "jestem zwycięzcą". Doskonała wymówka do tego, by pozwalać sobie i innym robić wszystko na najniższym poziomie, a potem udawać, że nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało, wszystko jakoś to będzie, jesteśmy zwycięzcami.

