Od dawna nie jest tam cicho, ale od paru miesięcy również o samym miejscu mówi się coraz głośniej. Las we Wrzeszczu, czyli ulubiona "imprezownia" uczniów gdańskich gimnazjów i liceów dorobił się profilu na Facebooku, który "lubi" już trzy tysiące osób. Jego bywalcy są zbyt młodzi, by wejść do klubu, choć alkohol, narkotyki i "obmacywanki" są w Topolasie normą. Jeśli trudno nam w to uwierzyć, znaczy że sami jesteśmy "w lesie".
Gdy zaczynałem pisać ten tekst, w Sejmie trwała debata dotycząca posyłania 6-latków do szkół. Na pasku TVN24 pojawiła się belka z wypowiedzią jednej z posłanek. "Gimnazja dobrze zrobiły nastolatkom. Tak wskazują badania". W kontekście tego o czym piszę, "robienie dobrze" nabiera jeszcze więcej znaczeń, niż miało do tej pory.
Dobrze bawią się z pewnością młodzi ludzie, którzy regularnie bywają w jednym z trójmiejskich lasów. Nie ukończyli 18-tu lat, więc nie mogą chodzić po klubach. Często nie śmierdzą groszem, bo jedyne pieniądze jakie mają, to te otrzymane od rodziców. Mają za to wystarczająco dużo czasu i wyobraźni, które w połączeniu z młodym wiekiem mogą stanowić mieszankę wybuchową.
Las we Wrzeszczu jest miejscem, gdzie młodzi nie tylko mogą się spotkać, ale też robić wszystko to, czego nie powinni. Nie przy rodzicach, nie w szkole i nie w tym wieku. Ale w "tym miejscu" nie obowiązują sztywne zasady, które tak bardzo ograniczają fantazję i ciekawość świata nastolatków. A że dobrej imprezy nie powinno się kończyć, bywalcy Topolasu są ze sobą w ciągłym kontakcie na dwóch profilach tego miejsca na Facebooku.
Topolas czeka na melanż
"No to rozkręcamy" - tymi słowami zaczyna się historia profilu na Facebooku, który pojawił się 20 kwietnia. Wynika z niego, że "magiczne miejsce" jak nazywają je bywalcy, oferuje naprawdę dużo wrażeń. Kradzieże, zgubione telefony i mniejsze lub większe wypadki, to tylko jedna strona Topolasu. Drugą są imprezy do białego rana, poznawanie nowych ludzi i świetna zabawa, bez kontroli dorosłych. Efekt? Łatwo przewidzieć.
Imprezowicze starają się na swój sposób dbać o atmosferę panującą w Topolesie. Krystian na Facebooku pozdrawia Anię z XV LO, która poczęstowała go drinkiem z miętowej wódki. Inny bywalec - Kuba - pozdrawia serdecznie "typa", któremu sprzedał nabicie lufki za jedyne 5 złotych. Joint czekał też na przystojnego blondyna, z którym rozmawiała jedna z nastolatek ogłaszająca się na forum. Która choć nie pamięta jego imienia, liczy na kolejne spotkanie w Topolesie. Swoje wspomnienia publikuje także inna Facebookowiczka - Magda.
Warszawa z Topolasem
– Czego ty chcesz od Topolasu, poznałam tam mojego chłopaka – powiedziała mi 16-letnia Kasia, która choć jest z Warszawy, dobrze zna ulubioną imprezownię swoich rówieśników z Pomorza. Twierdzi jednak, że stolica nie ma powodów do wstydu, bo tu również uczniowie gimnazjów i liceów organizują sobie melanże pod gołym niebem.
Jak mówi Kasia, dla Warszawy, takim miejscem jak Topolas jest choćby Park w Powsinie. Imprezy są tam prawie codziennie, gdyż miejsce jest podobno dobrze przystosowane: ławki z daszkiem, stoliki, jest gdzie rozpalić ognisko, a na około jest ogromny las. Ważne jest również położenie. Daleko od "cywilizacji", a jednocześnie blisko do domu. – Często organizuje się tam "integrację roczników", głównie szkół średnich, gdzie wiadomo jest alkohol, pewnie też narkotyki – mówi 16-latka.
Co robią uczniowie w razie tak zwanych nieprzewidzianych zdarzeń? – Z bezpieczeństwem jest średnio, bo to jest sam środek gęstego lasu. W razie jakiegoś wypadku albo się idzie pół godziny przez las do metra (Kabaty), albo z 10 minut do autobusu – stwierdza Kasia. Jednak młodzi warszawiacy bawią się także w innych, mniej odległych miejscach. – Ostatnio modne jest picie pod mostem Poniatowskiego. – W sierpniu integrował się tam rocznik '97 - pełna żenada. Pijane dzieci biegały, krzyczały, co kilka metrów ktoś stał i się obmacywał – mówi Kasia. O tym wydarzeniu można przeczytać również na facebookowym profilu
Bielsko-Biała-Brooklyn
Masowe picie w plenerze to nie wymysł gdańskich czy warszawskich uczniów. Choćby w Krakowie, tego typu imprezy odbywają się na tzw Zakrzówku. O ile uczniowie z dużych aglomeracji szukają miejsc do zabawy poza miastem, młodzi mieszkańcy Bielska stawiają na industrię i krajobraz miejski. – Bielsko-Biała, mimo że jest małym miastem, obfituje w ciekawe "spoty" do picia – mówi 20-letni dziś Tomek.
– Licealiści nie ukrywają się w lesie, ale piją na bardzo wysokich murach Zamku Sułkowskich, z których widać panoramę miasta, nazywając to miejsce po prostu "murami" – mówi mieszkaniec Bielska, który jeszcze niedawno był bywalcem miejscowych spottów. Jak mówi, za jego czasów, żeby być fajnym na mieście, trzeba było przesiadywać na tych murach z piwem i palić papierosy. Popularnym miejscem jest także tzw. Brooklyn, czyli podwórze jednej ze szkół podstawowych w ścisłym centrum miasta.
Tomek przekonuje jednak, że najlepszym miejscem do picia w Bielsku była Drukarnia, czyli na wpół zrujnowany budynek zakładów poligraficznych, do którego trzeba było wejść przez dziurę w płocie lub w oknie, wdrapać się na ostatnie piętro z ogromną halą, z której było także przejście na dach.
Jak mówi nasz 20-letni rozmówca, latem na dachu Drukarni "pili po prostu wszyscy". Pomimo to, nigdy nie doszło tam do żadnego wypadku, a miejsce stało się kultowe. Niestety, wszystko co dobre, prędzej czy później musi się skończyć. – Prace remontowe w Drukarni sprawiły, że nie można się do niej już dostać – mówi ze smutkiem w głosie dawny bywalec licealnych melanży.
Pozdrawiam typa, który uciekając przed policją stwierdził, że turlanie z górki będzie szybsze od biegania. Niestety zmienił szybko zdanie po tym jak zaj...ł w drzewo. CZYTAJ WIĘCEJ
Magda
Pozdrawiam Szymona, który nie dowierzał ze jestem less i który chciałby to zmienić. I z którym się przytulałam przez jakiś czas. CZYTAJ WIĘCEJ
Anonim
Spotted: Plaża pod Poniatowskim
Dzisiaj była integracja 97 pod poniatem. Sama jestem z tego rocznika i było mi strasznie wstyd za tych ludzi. Ludzie idziecie do liceum a to co robiliście było skandalicznie. Jakaś dziewczyna poszła skorzystać z wc i jakiś chłopak przewrócił całego toi toia razem z nią. Przyjechał jeden patrol z dwoma policjantami i połowa plaży uciekła, było to strasznie żałosne. Pomijam fakt że pewna gruba w kółko zaczepiała jakiś chłopaków, szukając guza. Kwestią czasu było to aż dojdzie do bójki, chwile potem moim oczom ukazała się awanturka. Za grosz kultury osobistej, szacunku dla innych i nie którzy nawet nie potrafili ustać na nogach po małej ilości alkoholu. Race, śpiewanie o legii rozumiem, ale reszta przekroczyła wszystkie granice. Oczywiście były pewne wyjątki i nie którzy zachowywali się okej, ale ponad połowa niestety swoją postawą zwalała z nóg. Cieszę się że chociaż tych wyjątków jest mało to jednak istnieją. CZYTAJ WIĘCEJ