Prawicowa prasa zabrała się ostatnio za lustrację feministek. Z życiorysu jednej z nich wyciągnęła wniosek, że skoro stryjeczny kuzyn babci był w partii, to pozwala to wpisać kobietę na listę "feministek resortowych". No...- pomyślałem. Skoro takie są kryteria, a prawicowa rodzinna lustracja się rozkręca, to nie ma na co czekać. Wychodzę z podziemia. Czas zadenuncjować samego siebie. Co też czynię. Jeden z moich dziadków był w Armii Czerwonej. Czy to czyni mnie czerwoną świnką o komunistycznym rodowodzie?
Przodków nie wybieramy, jednak za ich błędy czasami musimy odpowiadać. Tak może wynikać z ostatniej fali lustracyjnej. Kto miał rodzica w partii, ten tworzy teraz układ. Taką wiadomość puściła w świat Dorota Kania i Jerzy Targalski. Następnie ich prześwietlono. Oni także są dziećmi komunistów. Kto następny? Feministki. Słynna Katarzyna Bratkowska od Wigilii, Magdalena Środa i Agnieszka Graff. Także pochodzenia komunistycznego. Na celowniku lustracji kolejne grupy. Może padnie na dziennikarzy naTemat.pl? By uprzedzić fakty sami zrobimy sobie lustrację.
Nie będę próbował ocieplać wizerunku przodków, bo wiadomo, nie na tym to polega. Ta zabawa właśnie opiera się na tym, by z najmniejszej poszlaki stworzyć wybitną teorię spiskową. Później będzie się nią karmiło tłumy. Dlatego w sposób zupełnie lustratorski opiszę swoich przodków, rzucę podejrzenia. Nie opowiem nic o ich dalszych losach, które całkowicie zmieniłyby obraz rzeczy. Tak jak inni, skupię się tylko na jednej, stronniczej wersji.
Rodzice
Lustracja zaczyna się od rodziców. Moi wydają się być poza podejrzeniami, bo urodzili i wychowali się w Anglii. Tata działał w polskim rządzie na uchodźstwie, jako łącznik z brytyjskim parlamentem. Mama, choć Angielka, to pomagała w czasie stanu wojennego prowadzić londyńskie biuro „Solidarności”. Ale kto wie, może było inaczej. W końcu w czasach komunizmu odwiedzali nasz kraj. Poza tym mama po przyjeździe do Polski pracowała w agencjach rządowych za czasów SLD. Wygląda bardzo podejrzanie. Ale jak to nie przejdzie to zawsze można powiedzieć, że była agentką brytyjskiego wywiadu. Zresztą kiedyś już takie coś słyszałem.
Dziadkowie
Przechodzimy do rodziców rodziców, czyli dziadków. Do babć nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Jedna pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy z tego czym był komunizm. Druga była ofiarą systemu, została zesłana na Sybir. Gorzej z dziadkami. Ktoś mógłby się dopatrzeć, że dziadek od strony mamy przeszedł na stronę sowiecką. Dlaczego? W 1947 roku tuż po rozpoczęciu zimnej wojny, jako młody żołnierz brytyjskich wojsk okupacyjnych wraz z kolegą odwiedził sowiecką strefę. Sowieci takich żołnierzy od razu wyłapywali i wysyłali na Sybir.
Jeszcze gorzej z dziadkiem od strony taty. Od razu przyznam bez bicia. Był żołnierzem Armii Czerwonej. Został do niej wcielony jako czternastolatek w chwili jej powstania. Był w jej szeregach podczas natarcia na Polskę w 1920 roku. Potem jego oddział oddał go do szkoły oficerskiej w Moskwie. Dopiero w 1923 roku opuścił Kraj Rad i wyjechał do Polski. Tymczasem część jego rodziny pozostała w Moskwie. Jego starszy brat walczył w niesławnej konarmii Budionnego i zmarł w randze pułkownika Armii Czerwonej. Więc podejrzenia można snuć.
Pradziadkowie i prapradziadkowie
Pradziadkowie angielscy są poza podejrzeniami. Niczego ciekawego lustratorzy się o nich nie dowiedzą. O pradziadka od strony polskiej babci także nie ma co nawet pytać. Problem mam natomiast z czwartym pradziadkiem. On dorobił się w carskiej Rosji budując koleje. Ta praca dała mu całkiem niezłe pieniądze. Miał nieruchomości w różnych częściach caratu.
Można także powiedzieć, że był swego rodzaju resortowym dzieckiem. Gdyby pogrzebać w archiwach (o ile jeszcze są) to wyjdzie na to, że jego ojciec, mój prapradziadek, był lekarzem na carskim dworze. Natomiast jego dziadek od strony matki był carskim generałem. Nawet otrzymał medal w okresie zbliżonym do Powstania Styczniowego. Nie wiem za co, ale ktoś zawsze może się czegoś dopatrzeć. Te poszlaki pozwolą lustratorom pomyśleć, że mój pradziadek żył w układzie, który zapewniał mu kontrakty na budowę linii kolejowych.
Zresztą ciekawie rysuje się historia dziadka babci, który dowodził twierdzą bodajże w Aszchabadzie (stolica obecnego Turkmenistanu). Nie będę mówił o jego zasługach czy działalności tam, w końcu celem jest pokazanie go w gorszym świetle. Dlatego ograniczę się do pytania: Jak to się stało, że Polak piastował tak ważną funkcję w caracie? Ciekawe, jak jemu się udało dotrzeć do tego stanowiska?
Tak więc patrząc w przeszłość, taką jaką przedstawiłem, każdy mógłby stwierdzić, że miałem w swojej rodzinie zdrajców, szpiegów i kolaborantów. Oczywiście znam drugą stronę medalu. Wiem, że historia była zupełnie inna, niż ta którą wam przedstawiłem. Dzicy lustratorzy zaraz dopatrzą się, że jestem carsko-czerwonym dziennikarzem. Zaraz znajdą kwity na moich rodziców. Zasługuję za przeszłość na czerwoną kartkę od lustratorów. Tyle że nie ja odpowiadam za przodków, ani oni za mnie. Niestety dla pewnych osób sam fakt pochodzenia z jakiejś rodziny świadczy o tym, że ktoś musi być w jakimś układzie. Nawet jeśli sami tego układu nie znają.
A tak na serio - z książki Kani i Targalskiego można tylko szydzić. Ironia jest najlepszym sposobem na przekucie tego nadętego lustracyjnego balonu. Na którym redaktor Kania zarobi pewnie setki tysięcy złotych.
Postscriptum
W tekście chodziło mi o pokazanie jednostronnego mechanizmu "lustracji". Celowo nie pisałem o pozytywnych stronach moich przodków, a zapewniam, że tych było o wiele więcej. Skupiłem się jedynie na konwencji przedstawienia siebie według "czerwonego klucza", z którym ani ja, ani moi przodkowie (byli ofiarami komunizmu) nie mieli nic wspólnego.