
Prawicowa prasa zabrała się ostatnio za lustrację feministek. Z życiorysu jednej z nich wyciągnęła wniosek, że skoro stryjeczny kuzyn babci był w partii, to pozwala to wpisać kobietę na listę "feministek resortowych". No...- pomyślałem. Skoro takie są kryteria, a prawicowa rodzinna lustracja się rozkręca, to nie ma na co czekać. Wychodzę z podziemia. Czas zadenuncjować samego siebie. Co też czynię. Jeden z moich dziadków był w Armii Czerwonej. Czy to czyni mnie czerwoną świnką o komunistycznym rodowodzie?
Lustracja zaczyna się od rodziców. Moi wydają się być poza podejrzeniami, bo urodzili i wychowali się w Anglii. Tata działał w polskim rządzie na uchodźstwie, jako łącznik z brytyjskim parlamentem. Mama, choć Angielka, to pomagała w czasie stanu wojennego prowadzić londyńskie biuro „Solidarności”. Ale kto wie, może było inaczej. W końcu w czasach komunizmu odwiedzali nasz kraj. Poza tym mama po przyjeździe do Polski pracowała w agencjach rządowych za czasów SLD. Wygląda bardzo podejrzanie. Ale jak to nie przejdzie to zawsze można powiedzieć, że była agentką brytyjskiego wywiadu. Zresztą kiedyś już takie coś słyszałem.
Przechodzimy do rodziców rodziców, czyli dziadków. Do babć nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Jedna pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy z tego czym był komunizm. Druga była ofiarą systemu, została zesłana na Sybir. Gorzej z dziadkami. Ktoś mógłby się dopatrzeć, że dziadek od strony mamy przeszedł na stronę sowiecką. Dlaczego? W 1947 roku tuż po rozpoczęciu zimnej wojny, jako młody żołnierz brytyjskich wojsk okupacyjnych wraz z kolegą odwiedził sowiecką strefę. Sowieci takich żołnierzy od razu wyłapywali i wysyłali na Sybir.
Pradziadkowie angielscy są poza podejrzeniami. Niczego ciekawego lustratorzy się o nich nie dowiedzą. O pradziadka od strony polskiej babci także nie ma co nawet pytać. Problem mam natomiast z czwartym pradziadkiem. On dorobił się w carskiej Rosji budując koleje. Ta praca dała mu całkiem niezłe pieniądze. Miał nieruchomości w różnych częściach caratu.
Postscriptum
W tekście chodziło mi o pokazanie jednostronnego mechanizmu "lustracji". Celowo nie pisałem o pozytywnych stronach moich przodków, a zapewniam, że tych było o wiele więcej. Skupiłem się jedynie na konwencji przedstawienia siebie według "czerwonego klucza", z którym ani ja, ani moi przodkowie (byli ofiarami komunizmu) nie mieli nic wspólnego.
