Najpierw pijany senator, teraz Żalek – "zdrajca recydywista". W lokalnym PiS zawrzało
Kandydat spoza "zakonu"
Dzień przed 8. rocznicą katastrofy smoleńskiej senatora Jana Dobrzyńskiego znaleziono w centrum Warszawy leżącego na chodniku z rozbitym łukiem brwiowym i złamanym nosem. – Janek to fajny facet, porządny. Ale faktycznie czasem przesadza z alkoholem. Prawdopodobnie próbował wejść na schody ruchome od niewłaściwej strony – opowiada mi jeden z białostockich polityków. 11 kwietnia Jan Dobrzyński został zawieszony w prawach członka PiS oraz klubu parlamentarnego. Tym samym jego szanse na start w wyborach na prezydenta Białegostoku zostały ostatecznie pogrzebane.
Z kwiatka na kwiatek
A Jacek Żalek? Polityczną lojalnością nie grzeszył nigdy. Karierę zaczynał jako 25-letni radny Białegostoku z ramienia Akcji Wyborczej Solidarność. Należał kolejno do Koalicji Konserwatywnej, Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, Przymierza Prawicy, Unii Polityki Realnej, Platformy Obywatelskiej, Polski Razem, a obecnie (po zmianie nazwy) do partii Porozumienie. Do jednych ugrupowań należał, z innych list startował w wyborach. Tak było w 2002 r., gdy do rady miasta dostał się z list LPR-u. Po roku jednak został z Ligi wyrzucony i w następnych wyborach o mandat do sejmiku walczył z list PiS-u. Ale i tu nie zagrzał za długo - wkrótce przeszedł do PO.
Ogólnopolskie media przytoczyły niedawno kombatancką opowieść z 2007 r. o tym, jak bardzo Jacek Żalek obawiał się zemsty PiS-u za swoją przeprowadzkę do Platformy. Lokalnemu "Kurierowi Porannemu" Żalek wówczas opowiadał, że bał się spać we własnym domu i musiał nocować u posła PO Roberta Tyszkiewicza.
Nocowałem u posła Tyszkiewicza. Z różnych stron, także z policji, dochodziły mnie słuchy, że mogą mnie zamknąć tylko po to, abym nie zdążył na głosowanie w sprawie zarządu. Pretekstem miały być sprawy jeszcze z rady miejskiej poprzedniej kadencji, której byłem członkiem.
"Kurier Poranny"
Była inna opcja
– Ludzie mają żal do Jurgiela, że się nie postawił Kaczyńskiemu. Mógł się nie zgodzić na Żalka. Prezes liczy się z jego zdaniem – mówi mi jeden z podlaskich samorządowców. Pytam, czy w szeregach Zjednoczonej Prawicy w Białymstoku jest ktoś równie rozpoznawalny jak Żalek. – No, może nie jest tak znany w całym kraju, ale u nas jest całkiem popularny. To Sebastian Putra – rzuca od razu.
Sebastian Putra wkrótce skończy 35 lat. Jest synem wicemarszałka Sejmu Krzysztofa Putry, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Już drugą kadencję zasiada w białostockiej radzie miasta i cieszy się szacunkiem i polityków z PiS-u, i radnych z PO. – Szanują go nie tylko ze względu na ojca i jego historię. Szanują go też za to, jak sam uprawia politykę. Raczej nie angażuje się w bezsensowne spory, ale działa – tłumaczy mi samorządowiec związany z Platformą.
Dlaczego w Gdańsku można było wystawić kandydaturę syna ofiary katastrofy smoleńskiej, a w Białymstoku nie? Pozostaje jedynie się domyślać, że jest to kwestia jakichś uzgodnień między Jarosławem Kaczyńskim a Jarosławem Gowinem. A białostoccy działacze PiS wobec tego, że zostali postawieni przed niechcianym faktem dokonanym, najpewniej nie będą się za mocno angażować w kampanię Jacka Żalka. Ten zaś zdaje sobie z tego sprawę i montuje własną ekipę, która będzie go wspierać. Obserwatorzy lokalnej sceny politycznej mówią, że wokół Żalka gromadzą się m.in. osoby związane wcześniej ze Stronnictwem Konserwatywno-Ludowym oraz inni, którzy dopuścili się politycznej zdrady, np. Mieczysław Baszko, który niedawno odszedł z PSL i przyłączył się do drużyny Gowina.
I jak tu mu robić kampanię?
Generalnie PiS w Białymstoku został postawiony w sytuacji bardzo niezręcznej sytuacji. Z jednej strony mało kto ma ochotę wspierać kampanię Jacka Żalka, z drugiej - kandydat na prezydenta zawsze jest tą lokomotywą, która ciągnie masę innych kandydatów do rady miasta, powiatu czy do sejmiku województwa. – Żalka pewnie poprze kościelny elektorat PiS. Ale pozostali mogą mieć opory i może się to skończyć tak, że zostaną w domach. A wtedy kandydaci na radnych z list PiS-u sporo stracą – wyjaśnia samorządowiec.
Z drugiej jednak strony wszyscy w Białymstoku pamiętają, że Żalek parę razy w wyborach dokonał rzeczy niemożliwych. W 2007 r. dostał się do Sejmu z fatalnego miejsca 15. na liście PO. W 2011 władze Platformy dały mu miejsce chyba najgorsze z możliwych, 27. (nie było to miejsce ostatnie). I choć był skazany na porażkę, to zasiał ponownie przy Wiejskiej.
Wprawdzie wtedy wybuchła afera - i z żelkami (Sanepid zwrócił uwagę, że na opakowaniu słodyczy nie podano ich składu), i z billboardami (Buzek stwierdził, że zdjęcie jest sprzed lat i on nie udziela poparcia Żalkowi), ale kandydat tylko się z tego cieszył. – Wychodził z założenia, że nieważne co o nim mówią. Ważne, że mówią. I jestem pewien, że teraz, gdy wybuchło całe to zamieszanie z jego wypowiedzią o niepełnosprawnych, Żalek z tego rozgłosu się tylko cieszy – podejrzewa lokalny polityk Platformy.Miasto było całe w billboardach - Jacek w środku a po bokach Jerzy Buzek i Bronisław Komorowski. Po mieście jeździł samochód stylizowany na milicyjny radiowóz, ciągnący reklamę Jacka. Dlaczego milicyjny? Pewnie po to, by się rzucało w oczy. No i najlepsze - on, Jacek Żalek, rozdawał żelki! Żelki były w kształcie serca, w każdym opakowaniu było 27 sztuk, żeby wyborcy zapamiętali miejsce na liście. Było zdjęcie Jacka i podpis - "Jacek Żalek, najlepszy poseł w składzie PO!".
Będzie się działo
– Jacek lubi kampanie w amerykańskim stylu. Ostatnio jest zapatrzony w Trumpa, na pewno będzie się tu dużo działo. Sprowadzi jakichś Pospieszalskich, zrobi jakiś atrakcyjny piknik. Pod tym względem pewnie przegoni Truskolaskiego. Raczej nie będzie go zbyt ostro atakował, w końcu to jego dawny kolega z PO. Sądzę, że brudną robotę za niego wykona kto inny – przewiduje jeden z radnych.