Karczewski straszy epidemią w Sejmie. Ekspertka pokazała, jak absurdalna jest jego teza

Katarzyna Zuchowicz
Słowa marszałka Senatu o tym, że protestujący w Sejmie mogą stanowić zagrożenie epidemiologiczne, wywołały powszechne oburzenie. Tym właśnie Stanisław Karczewski tłumaczył zamknięcie gmachu dla osób, które niepełnosprawnych chcą odwiedzić. – Nie może być sytuacji takiej, że wszyscy przychodzą, odwiedzają się i spotykają – mówił. Czy faktycznie protestujący mogą stanowić takie zagrożenie? Tłumaczy nam prof. Waleria Hryniewicz, konsultant krajowy ds. mikrobiologii lekarskiej, członek Rady Sanitarno-Epidemiologicznej przy Głównym Inspektoracie Sanitarnym.
Marszałek Senatu o protestujących: "To są osoby, które długo przebywają w jednym miejscu, więc też jest też zagrożenie epidemiologiczne". fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta
Marszałek Karczewski powiedział wprost, że niepełnosprawni w Sejmie stanowią zagrożenie epidemiologiczne. Jest to możliwe?

A w domu nie ma takiego zagrożenia? Wszędzie jest jakieś zagrożenie epidemiologiczne. Wszędzie. W tramwaju też, bo jest dużo ludzi.

Zacytuję dokładnie. Marszałek Senatu powiedział o niepełnosprawnych: „To są osoby, które długo przebywają w jednym miejscu, więc też jest zagrożenie epidemiologiczne”. Jaki wpływ na zagrożenie epidemiologiczne może mieć fakt, że jakieś osoby długo przebywają w jednym miejscu?

A kolonie? Obozy? Nie przesadzajmy z tym jednym miejscem. Ludzie żyją w różnych zbiorowiskach. W domach opieki, w domach dziecka – też przebywają długo w wieloosobowych salach. Nie wiem, czy w takich miejscach jest taki nadzór nad higieną, jaki mają te dzieci niepełnosprawne, gdzie rodzice bardzo o nie dbają.




O! To najlepszy dowód i mam nadzieję, że gwarancja higieny. W zbiorowiskach ludzi najczęściej dochodzi do zakażeń dróg oddechowych i przewodu pokarmowego i tego boimy się najbardziej. Ale teraz nie jest sezon wirusowych zakażeń dróg oddechowych. A jeśli protestujących obsługuje sejmowa restauracja, to nie ma czego się bać!

Jeśli te osoby się myją, to ja bym nie przesadzała z zagrożeniem epidemiologicznym.

Myją się. Jest prysznic. Niedawno jedna z protestujących mam mówiła nam, że w piwnicy jest jeden prysznic i że marszałek Sejmu pozwolił im z niego korzystać. „Pozwalają nam korzystać z prysznica właściwie bez ograniczeń. Jak ktoś ma potrzebę, to i o północy może iść się wykąpać” – mówiła.



Jeśli to wszystko jest czyste, to gdzie problem? Jeśli będziemy prowadzić takie rozważania, to nie damy rady żyć. Trzeba mieć świadomość pewnych zagrożeń, ale tu szczególnie wielkiego nie widzę. Czy w domu codziennie pierzemy koce i materace? Nie robimy tego. Aczkolwiek, jeśli długo pościel jest niezmieniana, zawsze jest jakaś możliwość. Na pewno jednak bym nie przesadzała. W razie co, gdyby coś pierwszego się pojawiło, trzeba po prostu szybko zareagować. Ale na razie nie widzę żadnego zagrożenia.

Kiedy można mówić o zagrożeniu?

Gdy pojawia się pierwszy chory na coś bardzo niebezpiecznego, jak w przypadku eboli. Jeśli jest drobnoustrój i mamy podatną populację, na którą może się przenieść, to wtedy jest zagrożenie. Bo wtedy jest więcej przypadków niż jeden.

Zachowajmy jednak zdrowy rozsądek i podstawową higienę. Reagujmy, jeśli coż się pojawi. Ale nawet wtedy nie trzeba histeryzować, tylko spokojnie zobaczyć, co to jest, bo może okazać się, że to coś banalnego.

Wszędzie mamy zagrożenie, jeśli nie myślimy i nie zachowujemy podstawowych zasad higieny. Wszystko zależy od niej, ale też w ogromnym stopniu od umiejętności obserwowania i szybkiego reagowania na pierwsze niepokojące sytuacje. Bo może się skończyć tylko na jednej osobie, albo się rozprzestrzenić.

To dzieci w przedszkolu trzeba uczyć, by myły ręce, by miały papier toaletowy. Zacznijmy od takich rzeczy. A nie bierzmy się za niepełnosprawnych w Sejmie. Jeśli mają dostęp do łazienek, to na czym polega problem?